edukacyjny.
Pan Slant ze zdumieniem potrzasnal glowa, co sprawilo, ze z jego ucha — z doskonalym wyczuciem chwili — wypadl skorek.
— Edukacyjny?
— Tak. Wiele osob sie nauczylo, ze nikt nie sprzedaje pierscionka z brylantem za dziesiata czesc jego wartosci.
— A potem objal pan jedno z najwyzszych stanowisk publicznych w naszym miescie? — zapytal pan Slant, przekrzykujac smiechy.
To byla reakcja ulgi. Ludzie za dlugo wstrzymywali oddech.
— Musialem. Mialem do wyboru to albo dac sie powiesic — wyjasnil Moist i dodal: — Znowu.
Pan Slant chyba sie zdenerwowal. Spojrzal na Patrycjusza, ktory usmiechal sie lekko.
— Wasza lordowska mosc na pewno sobie zyczy, zebym kontynuowal?
— Alez tak — zapewnil Vetinari. — Do samej smierci, panie Slant.
— Ehm… Byl pan juz kiedys powieszony? — Slant zwrocil sie do Moista.
— Tak. I nie chcialem, zeby mi to weszlo w nawyk.
Znowu smiechy…
Pan Slant obejrzal sie na wciaz usmiechnietego Patrycjusza.
— Czy to prawda, wasza lordowska mosc?
— Istotnie — odparl spokojnie Vetinari. — Pan Lipwig trafil na szubienice w zeszlym roku jako Albert Spangler. Jednak okazalo sie, ze ma bardzo sztywny kark, co odkryto, kiedy skladano go do trumny. Zapewne jest pan swiadom, panie Slant, pradawnej zasady
Pan Slant odruchowo pokiwal glowa, opanowal sie, usiadl i zaczal przerzucac notatki. Troche sie pogubil.
— A teraz przejdziemy do… ehm… sprawy banku…
— Pani Lavish, dama, ktora wielu z nas mialo zaszczyt poznac, niedawno zwierzyla mi sie, ze umiera — tlumaczyl energicznie Vetinari. — Poprosila mnie o rade w kwestii przyszlosci banku, poniewaz jej bezposredni spadkobiercy byli, wedlug jej wlasnych slow, „tak paskudna banda chytrych szczurow, jakiej czlowiek ma nadzieje nie spotkac”…
Wszystkich trzydziestu jeden prawnikow Lavishow poderwalo sie i przemowilo rownoczesnie, narazajac swoich klientow na laczny koszt 119,28 AM$.
Pan Slant spojrzal na nich groznie.
Wbrew temu, co zostalo powiedziane, nie cieszyl sie szacunkiem ankhmorporskich prawnikow. Budzil w nich strach. Smierc nie oslabila jego encyklopedycznej pamieci, podstepnosci, umiejetnosci pokretnego rozumowania i zracego jak kwas wzroku. Nie wchodzcie mi dzisiaj w droge, doradzal prawnikom ten wzrok. Nie wchodzcie mi w droge, bo obgryze wasze kosci i wysse szpik. Pamietacie te oprawne w skore tomy, jakie trzymacie na polkach w gabinetach, zeby robic wrazenie na klientach? Przeczytalem je wszystkie, a polowe sam napisalem. Nie zaczynajcie ze mna. Nie jestem w dobrym nastroju…
Prawnicy jeden po drugim usiedli[13].
— Moge kontynuowac? — upewnil sie Vetinari. — Jak rozumiem, pani Lavish odbyla potem rozmowe z panem Lipwigiem i uznala, ze znakomicie pokieruje bankiem, zgodnie z najlepszymi tradycjami rodziny Lavishow, oraz ze bedzie idealnym opiekunem dla psa, Pana Marudy, zgodnie ze zwyczajem pelniacego funkcje prezesa banku.
Cosmo podniosl sie wolno i wyszedl na srodek.
— Stanowczo protestuje przeciwko sugestii, ze ta kanalia dziala zgodnie z najlepszymi tradycjami…
Pan Slant poderwal sie z miejsca jak wyrzucony sprezyna. Ale choc byl szybki, nie wyprzedzil Moista.
— Protestuje!
— Jak smiesz protestowac? — wyrzucil z siebie Cosmo. — Skoro sam przyznales, ze jestes aroganckim kryminalista…
— Protestuje przeciwko sugestii lorda Vetinariego, jakobym mial cokolwiek wspolnego ze wspanialymi tradycjami rodziny Lavishow! — Moist patrzyl Cosmo prosto w oczy, ktore w tej chwili wydawaly sie ronic zielone lzy. — Na przyklad nigdy nie bylem piratem ani handlarzem niewolnikow…
Nastapilo ogolne powstanie prawnikow.
Pan Slant spojrzal groznie. Nastapilo ogolne siadanie.
— Oni sie do tego przyznaja — wyjasnil Moist. — Wszystko to jest w oficjalnej historii banku!
— To prawda, panie Slant — potwierdzil Vetinari. — Sam czytalem. Wyraznie ma tu zastosowanie
Terkot zabrzmial ponownie — Pan Maruda wracal zza kotary. Moist zmusil sie, by nie patrzec.
— Och, to nieuczciwy atak! — warknal Cosmo. — Czyja przeszlosc przetrwalaby tego rodzaju zla wole?
Moist uniosl reke.
— Ooo, nie. Znam to zagranie — rzekl. — Moja na przyklad. Najgorsze, co w zyciu robilem, to okradalem ludzi, ktorzy sadzili, ze okradaja mnie. Ale nigdy nie stosowalem przemocy i wszystko oddalem. No fakt, obrabowalem kilka bankow, a raczej zdefraudowalem ich pieniadze, ale tylko dlatego, ze bylo to takie latwe…
— Oddal pan…? — Slant czekal na jakas reakcje Vetinariego.
Ale Patrycjusz spogladal ponad glowami gapiow, prawie co do jednego pochlonietych przejsciem Pana Marudy. Podniosl tylko palec na znak potwierdzenia czy tez lekcewazenia.
— Tak. Moze pan pamieta, ze zrozumialem swe bledy w zeszlym roku, kiedy bogowie… — zaczal Moist.
— Obrabowales kilka bankow?! — zawolal Cosmo. — Vetinari, czy mamy wierzyc, ze swiadomie oddal pan najwazniejszy bank miasta w rece znanego rabusia?
Zmasowane szeregi Lavishow powstaly, zjednoczone w obronie pieniedzy. Vetinari wciaz patrzyl w sufit.
Moist uniosl wzrok. Jakis obiekt, jakby bialy dysk, frunal w powietrzu pod sklepieniem. Opadl, wirujac, i trafil Cosmo miedzy oczy. Drugi przemknal, pikujac, nad reka Moista i wyladowal na piersiach Lavishow.
— A powinien oddac go w rece nieznanych?! — wykrzyknal ktos, gdy rzucony z flanki tort z budyniem trafil we wszystkie eleganckie czarne surduty. — Jestesmy znowu!
Druga fala tortow mknela juz po trajektoriach, ktore prowadzily ku przepychajacym sie Lavishom. Niezwykla postac wyrwala sie z tlumu przy akompaniamencie stekniec tych, ktorzy chwilowo staneli jej w drodze. A to dlatego, ze jesli komus nawet udalo sie umknac przed zdeptaniem wielkimi butami, padal sciety trzymana przez nowo przybylego drabina. On sam obejrzal sie niewinnie, by sprawdzic, jaki zamet spowodowal, a powracajaca drabina powalila wszystkich zbyt powolnych, by usunac sie z jej zasiegu. Byla w tym jakas metoda, myslal Moist; klaun puscil drabine i odstapil, pozostawiajac czterech ludzi uwiezionych w jej szczeblach w taki sposob, ze proba uwolnienia kazdego z nich musiala sprawic ogromny bol pozostalej trojce, a w przypadku jednego ze straznikow — takze powaznie ograniczyc jego perspektywy matrymonialne.
Z czerwonym nosem, w pomietym kapeluszu, klaun w podskokach wbiegl na srodek; ogromne buty klapaly o podloge z kazdym znajomym krokiem…
— Pan Bent? — zdziwil sie Moist. — To pan?
— Moj dobry przyjaciel Lipwig! — zawolal klaun. — Myslisz, ze kto rzadzi na arenie, ten kieruje cyrkiem, tak? Ale tylko za zgoda klaunow, Lipwig! Tylko za zgoda klaunow!
Bent zamachnal sie i cisnal tortem w Vetinariego.
Moist wybil sie w gore, zanim jeszcze tort wystartowal do lotu. Jego mozg ze spora strata zajal trzecie miejsce i przekazal wszystkie mysli naraz, mowiac to, co nogi najwyrazniej odkryly samodzielnie: ze godnosc ludzi