chwilach, albo ksiadz, ktory udzielil jej ostatnich sakramentow. Mozliwe tez, ze zostala zamordowana, a w restauracji je kolacje policjant, ktory znalazl jej cialo. Albo czlowiek, ktory ja zamordowal.

Ben dziarsko maszerowal u boku Dylana, ktory zatrzymal sie na chwile obok Jilly i Shepa, ale nie przedstawil ich sobie ani niczego nie tlumaczyl. Podal Jilly kluczyki, nachylil sie i powiedzial:

– Wsadz Shepa do auta i zapnij mu pas. Wyjedz z parkingu. Czekaj na mnie przecznice dalej z tamtej strony. – Pokazal. – Zostaw wlaczony silnik.

To, co mialo sie wydarzyc w restauracji, dobre czy zle, moglo wywolac pewne zamieszanie, a pracownicy i klienci zainteresowaliby sie Dylanem i obserwowaliby go przez duze okna od frontu, gdy wyjdzie. Nie nalezalo zostawiac forda blisko restauracji, aby nikt nie mogl odczytac numerow ani zwrocic uwagi na marke i model samochodu.

Na szczescie Jilly nie zadawala pytan. Zrozumiala, ze w stanie wywolanym dzialaniem szprycy Dylan musi byc posluszny impulsom i robic, co mu kaza. Wziela kluczyki i powiedziala do Shepa:

– Chodz, skarbie, idziemy.

– Sluchaj jej – polecil bratu Dylan. – Rob, co mowi.

Potem wprowadzil Bena Tannera do restauracji.

– Przykro mi, ale nie podajemy juz kolacji – powiedziala kelnerka, lecz po chwili poznala go. – Ach, zapomnial pan czegos?

– Zobaczylem starego znajomego – sklamal Dylan, po czym skierowal sie do sali jadalnej przekonany, ze choc nie wiedzial, dokad idzie, na pewno dojdzie tam, gdzie powinien.

Tych dwoje siedzialo przy naroznym stoliku. Mieli po dwadziescia kilka lat.

Gdy Dylan bez wahania podszedl do nich, kobieta, za mlo-da na corke Tannera, uniosla glowe. Ladna i opalona brunetka o swiezej cerze, miala oczy barwy czystego blekitu.

– Przepraszam, ze przeszkadzam – rzekl Dylan – ale czy cos panstwu mowia slowa „Szlak Nieboszczyka'?

Kobieta spojrzala na swego towarzysza z niepewnym usmiechem, jak gdyby spodziewala sie milego zaskoczenia.

– O co chodzi, Tom? Tom wzruszyl ramionami.

– Pewnie jakis dowcip. Ale przysiegam, ze nie ja go wymyslilem.

Spogladajac ponownie na Dylana, kobieta powiedziala

– Szlak Nieboszczyka to kiepska droga pustynna miedzy San Simon a tym miasteczkiem. Sam piach i rozjechane grzechotniki. Tam poznalam Toma.

– Kiedy zobaczylem Lynette, zmieniala kolo – rzekl Tom. – Pomoglem jej dociagnac sruby, a potem, o ile pamietam, uzyla jakichs czarow, zebym sie jej oswiadczyl.

Usmiechajac sie czule do Toma, Lynette powiedziala

– Owszem, rzucilam na ciebie czar, ale chcialam zamienic cie w zabe, zebys zniknal w podskokach na zawsze. A ty zostales. To mnie nauczylo, zeby nie odpuszczac sobie cwiczen w rzucaniu czaru.

Lezace na stoliku dwa niewielkie prezenty, jeszcze nierozpakowane, i butelka wina swiadczyly, ze to niecodzienny wieczor. Choc prosta sukienka Lynette wygladala na niedroga, staranny makijaz i fryzura wskazywaly, ze to bardzo uroczysty stroj. Sta

ry pontiac na parkingu rowniez dowodzil, ze to dla nich obojga szczegolna okazja.

– Rocznica? – zapytal Dylan, opierajac sie na dedukcji zamiast na swoim darze jasnowidzenia.

– Jakby pan nie wiedzial, – odparla Lynette. – Trzecia. A w ogole kto pana przyslal i o co chodzi?

Usmiech zamarl jej na twarzy ze zdumienia, gdy Dylan dotknal przelotnie nozki jej kieliszka, aby odswiezyc sobie w pamieci odcisk jej psychiki.

Znow poczul ten sam wyjatkowy slad, ktory znalazl na drzwiach pontiaca, a w glowie znow rozlegl sie loskot sczepianych wagonow.

– Sadze, ze matka powiedziala ci, ze zostala adoptowana. Powiedziala tyle, ile wiedziala.

Gdy wspomnial jej matke, z ust Lynette zniknal usmiech. – Tak.

– Czyli tyle, ile wiedzieli jej przybrani rodzice – ze oddali ja jacys ludzie z Wyoming.

– Zgadza sie, z Wyoming.

– Probowala odnalezc swoich prawdziwych rodzicow – kontynuowal Dylan – ale zabraklo jej czasu i pieniedzy, zeby doprowadzic poszukiwania do konca.

– Znal pan moja matke?

Jezeli rozpusci sie spora ilosc cukru w misce wody i na noc zanurzy w tej mieszaninie nitke, rankiem znajdzie sie na nitce krysztalki cukru. Dylan mial wrazenie, jakby zanurzyl dluga nitke w jakiejs sadzawce energii psychicznej i – znacznie szybciej niz cukier wytracajacy sie z wody – zaczely sie na niej krystalizowac fakty z zycia Lynette.

– Zmarla dwa lata temu w sierpniu – ciagnal.

– Przegrala z rakiem – potwierdzil Tom.

– Czterdziesci osiem lat to za malo, zeby odchodzic z tego swiata – powiedziala Lynette.

Choc dalsze wdzieranie sie w glab serca mlodej kobiety przepelnialo go odraza do samego siebie, Dylan nie umial sie pohamowac. Czujac, ze dziewczyna nadal bardzo cierpi po stracie ukochanej matki, czytal jej tajemnice krystalizujace sie na swej psychicznej nici.

– Tej nocy, kiedy zmarla twoja matka, przedostatnie zdanie, jakie wypowiedziala, brzmialo: „Lynnie, pewnego dnia powinnas poszukac swoich korzeni. Dokoncz to, co zaczelam. Be-

dziemy lepiej wiedziec, dokad zmierzamy, jesli sie dowiemy, skad przyszlismy'.

Zdumiona faktem, ze zna dokladnie slowa jej matki, Lynette zaczela wstawac, lecz zaraz usiadla z powrotem, siegnela po wino, ale chyba przypomniala sobie, ze Dylan dotknal palcami kieliszka, wiec cofnela dlon.

– Kim… kim pan jest?

– Wtedy w szpitalu na sam koniec powiedziala do ciebie: „Lynnie, mam nadzieje, ze nie policza tego na moja niekorzysc tam, dokad zmierzam, ale chociaz kocham Boga, ciebie kocham bardziej'.

Te slowa okazaly sie dla niej zbyt mocnym doznaniem. Widzac lzy Lynette, Dylan poczul sie okropnie, ze zepsul jej rocznice, przywolujac wspomnienia, ktore zupelnie nie pasowaly do tej uroczystosci.

Wiedzial jednak, po co dotknal najbolesniejszej struny jej duszy. Musial okazac sie wiarygodny, zanim przedstawi jej Bena Tannera, aby zyskac pewnosc, ze Lynette i staruszek szybko znajda wspolny jezyk, a on po zakonczeniu swego dziela bedzie mogl jak najszybciej sie stad wymknac.

Mimo ze Tanner do tej chwili pozostawal z tylu, stal na tyle blisko, by uslyszec, ze jego marzenie o spotkaniu z corka nie zisci sie w tym zyciu, ale za to doczekal innego niespodziewanego cudu. Zdjal stetsona i obracajac go nerwowo w rekach, postapil naprzod.

Gdy Dylan spostrzegl, ze staruszek trzyma sie na drzacych nogach bardzo niepewnie, podsunal mu jedno z dwoch wolnych krzesel. Tanner odlozyl na bok kapelusz i usiadl, a Dylan powiedzial:

– Lynette, twoja mama miala nadzieje, ze pewnego dnia znajdzie swoich najblizszych, tymczasem oni tez jej szukali. Chcialbym, zebys poznala swojego dziadka – ojca twojej matki, Bena Tannera.

Staruszek i dziewczyna patrzyli na siebie z niedowierzaniem identycznymi lazurowymi oczyma.

Gdy Lynette nie mogla wykrztusic slowa ze zdumienia, Ben Tanner polozyl na stole fotografie, ktora musial wyciagnac z portfela, gdy stal za plecami Dylana. Podsunal zdjecie wnuczce.

– To moja Emily, twoja babcia, gdy byla prawie w twoim wieku. Zaluje, ze nie dozyla dzisiejszego dnia, bo moglaby zobaczyc, ze jestes do niej podobna jak dwie krople wody.

– Tom – powiedzial Dylan do meza Lynette. – Zdaje sie, ze

zostala wam tylko resztka wina. Przydalaby sie jeszcze odrobina, zeby uczcic to spotkanie i bede ci wdzieczny, jesli przyjmiesz ode mnie butelke.

Tom, zaskoczony i oszolomiony tym, co sie stalo, skinal glowa, usmiechajac sie niepewnie.

– Tak, hm, to bardzo milo z pana strony.

– Zaraz wracam – rzekl Dylan, nie majac zamiaru spelnic tej obietnicy.

Podszedl do kasy przy drzwiach wyjsciowych, gdzie kelnerka wlasnie wydala reszte wychodzacemu gosciowi, rumianemu mezczyznie o chwiejnym kroku biesiadnika, ktorego kolacja skladala sie w wiekszej czesci z trunkow niz z jedzenia.

– Wiem, ze nie podajecie juz kolacji – zwrocil sie do kelnerki Dylan. – Ale czy moge zamowic butelke wina dla Toma i Lynette przy tamtym stoliku?

Вы читаете Przy Blasku Ksiezyca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату