– Teraz chcemy.

Na ulicy za nimi pojawily sie reflektory jakiegos wolno toczacego sie auta. Znow samochod terenowy. Moze ten sam, ktory przejezdzal wczesniej z predkoscia grubo ponizej dopuszczalnej. A moze nie. Dylan obserwowal woz. Kierowca nie zdradzal zadnego zaciekawienia. Oczywiscie, prawdziwy zawodowiec dobrze ukrylby zainteresowanie.

Shepherd wrocil do lektury „Wielkich nadziei'. Wydawal sie wyjatkowo spokojny.

Restauracja wychodzila na autostrade federalna numer 70, ktora Dylan chcial wyruszyc w dalsza droge. Skierowal sie na polnocny zachod.

Jilly wybrala numer, posluchala chwile i powiedziala:

– Miasteczko jest chyba za male na centrale dziewiecset jedenascie. – Zadzwonila do biura numerow, poprosila o polaczenie z policja i oddala telefon Dylanowi.

Opowiedzial zwiezle dyzurnej o pijanym i pobitym Lucasie Crockerze, ktory czeka na karetke na parkingu restauracji.

– Moge prosic o panskie nazwisko? – spytala dyzurna.

– To zupelnie nieistotne.

– Musze zapytac o panskie nazwisko.

– I juz to pani zrobila.

– Prosze pana, jesli byl pan swiadkiem tego napadu…

– Nie, to ja dokonalem tego napadu – odparl Dylan. Policja w sercu pustyni rzadko miala do czynienia z dziwny mi sprawami odbiegajacymi od sennej rutyny. Dyzurna niepewnie powtorzyla jego oswiadczenie, nadajac mu intonacje pytania:

– Pan dokonal tego napadu?

– Owszem, prosze pani. Kiedy bedzie pani wysylac karetke po Crockera, prosze tez wyslac policjanta.

– Bedzie pan czekal na nasza jednostke?

– Nie, prosze pani. Ale jeszcze przed switem aresztujecie Crockera.

– Czy to nie pan Crocker jest ofiara?

– Zgadza sie, jest moja ofiara. Ale sam jest przestepca. Wiem, ze pani zdaniem bedziecie chcieli aresztowac mnie, ale prosze mi zaufac, aresztujecie Crockera. Trzeba bedzie tez wyslac radiowoz do…

– Prosze pana, falszywe zgloszenie na policje…

– Nie jestem dowcipnisiem. Owszem, jestem winien napadu, kradziezy telefonu i wybicia okna samochodu glowa czlowieka – ale nie mam nastroju do kawalow.

– Glowa czlowieka?

– Nie mialem mlotka. Prosze posluchac, trzeba bedzie wyslac radiowoz i ambulans do domu Crockera przy… Fallon Hill Road. Nie widze numeru domu, ale to takie male miasto, ze zapewne zna pani adres.

– Tam pan bedzie czekal?

– Nie. Tam jest matka Crockera, kobieta w podeszlym wieku. Na imie ma chyba Noreen. Jest skuta lancuchem w piwnicy.

– Skuta w piwnicy?

– Siedzi tam juz od kilku tygodni we wlasnych nieczystosciach, a to bardzo nieprzyjemna sytuacja.

– Pan ja skul lancuchem w piwnicy?

– Nie, prosze pani. Crocker zalatwil sobie pelnomocnictwo i glodzi ja na smierc, czyszczac tymczasem jej konta i wyprzedajac dobytek.

– Gdzie wiec pana znajdziemy?

– Prosze sie mna nie przejmowac. I tak bedziecie dzis miec rece pelne roboty.

Wcisnal przycisk KONIEC, wylaczyl telefon i podal Jilly. – Wytrzyj go i wyrzuc przez okno.

Wyczyscila aparat chusteczka higieniczna, ktorej pozbyla sie razem z telefonem.

Mile dalej podal jej kluczyki do corvetty, ktore tez cisnela w ciemnosc.

– Smiesznie by bylo, gdyby nas zatrzymali za smiecenie – powiedziala.

– Gdzie Fred?

– Kiedy na ciebie czekalam, wlozylam go do bagaznika, zebym miala miejsce na nogi.

– Sadzisz, ze nic mu sie nie stanie?

– Wcisnelam go miedzy walizki. Jest solidny, wytrzyma.

– Mam na mysli zdrowie psychiczne.

– Fred jest bardzo odporny.

– Tobie tez nie brakuje odpornosci – powiedzial.

– Tylko gram. Kim byl ten stary kowboj?

Juz jej mial odpowiedziec, gdy nastapila w nim spozniona reakcja na spotkanie z Lucasem Crockerem i zlem w czystej postaci, jakie poczul, dotykajac zwitka banknotow. Mial wrazenie, jakby zaczal sie w nim klebic oszalaly roj ciem bezskutecznie szukajacych swiatla.

Mineli juz piaszczyste peryferie Safford i wjechali na wzglednie plaski teren, ktory przynajmniej w nocy wydawal sie zupelnie nieskazony sladem czlowieka, jak w mezozoiku dziesiatki milionow lat temu.

Dylan zjechal na pobocze i zatrzymal samochod.

– Daj mi minute. Musze… musze wyrzucic z glowy Crockera. Kiedy zamknal oczy, znalazl sie w piwnicy, gdzie lezala stara kobieta oblepiona wlasnymi nieczystosciami. Z typowa dla artysty dbaloscia o szczegoly i ich znaczenie Dylan wypelnil scene barokowymi detalami, rownie znaczacymi jak obrzydliwymi.

W rzeczywistosci nie zobaczyl matki Lucasa Crockera, dotykajac na parkingu pieniedzy upuszczonych przez jej syna. Piwnica i dreczona w nieludzki sposob kobieta byly wytworem jego wyobrazni i najprawdopodobniej w ogole nie przypominaly ani prawdziwej piwnicy, ani prawdziwej Noreen Crocker.

Swoim szostym zmyslem Dylan nie potrafil niczego zobaczyc, uslyszec ani poczuc smaku czy zapachu. Po prostu od razu wiedzial. Dotykal przedmiotu z pozostawionym na nim sladem psychicznym i w jednej chwili zyskiwal wiedze, jak gdyby przywolal ja z pamieci, jak gdyby przypominal sobie wydarzenia, o ktorych kiedys przeczytal w ksiazce. Dotychczas na ogol wiedza ograniczala sie do odpowiednika jednego lub dwoch zdan powiazanych ze soba faktow; czasem przypominala akapity lub cale strony informacji.

Dylan otworzyl oczy, pozostawiajac wyimaginowana Noreen Crocker w brudnej piwnicy, choc moze w tym momencie staruszka sluchala syren zwiastujacych przybycie ratunku.

– Dobrze sie czujesz? – spytala Jilly.

– Chyba nie jestem tak odporny jak Fred. Usmiechnela sie.

– Jego przewaga polega na tym, ze nie ma mozgu.

– Lepiej juz jedzmy. – Zwolnil hamulec reczny. – Byle dalej od Safford. – Wjechal na dwupasmowa droge. – Goscie w czarnych chevroletach mogli postawic w stan gotowosci policje w calym stanie i kazac sie informowac o wszystkich niecodziennych zdarzeniach.

Na prosbe Dylana Jilly wyciagnela ze schowka mape Arizony i zaczela ja studiowac w swietle latarki.

Na polnoc i poludnie od nich w nocne niebo wrzynaly sie czarne zeby dwoch roznych lancuchow gor i jadac wzdluz rozdzielajacej je doliny rzeki Gila, mieli wrazenie, jakby przecinali rozdziawiona paszcze ziewajacego lewiatana.

– Siedemdziesiat osiem mil do miasteczka Globe-oznajmila Jilly. – A potem, jezeli naprawde uwazasz, ze musimy ominac Phoenix…

– Naprawde uwazam, ze musimy – odrzekl. – Wolalbym nie zmienic sie w zweglone truchlo w spalonym fordzie.

– W Globe trzeba bedzie skrecic na polnoc w autostrade numer 60 i przejechac nia do konca, do Holbrook niedaleko Skamienialego Lasu. Stamtad miedzystanowa czterdziestka na zachod w strone Flagstaff albo na wschod w strone Gallup w Nowym Meksyku – jezeli to w ogole ma jakies znaczenie, dokad pojedziemy.

– Oto znow nasza Negatywnie Nastawiona Jackson, krynica pesymizmu. Oczywiscie, ze to ma znaczenie.

– Dlaczego?

– Bo zanim tam dojedziemy, stanie sie cos, dzieki czemu to nabierze znaczenia.

– Moze zanim dojedziemy do Holbrook, bedziemy mieli taka wprawe w pozytywnym mysleniu, ze sila woli zmienimy sie w miliarderow. A potem pojedziemy na zachod i kupimy sobie ogromna posiadlosc wychodzaca na Pacyfik.

– Niewykluczone – powiedzial. – Na razie chce kupic tylko jedna rzecz, i to od razu, gdy rano otworza sklepy,

Вы читаете Przy Blasku Ksiezyca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату