doskonalenie czlowieka. Doprawdy, nie potrzebuje testosteronu we krwi, zeby mi to sie udalo. Skad wasza pewnosc, ze ET, bedacy tak bardzo wzgledem nas zaawansowani, sa typami, ktorymi miotaja uczucia. Wielu zarzuca mi, iz jestem zbyt chlodny, zbyt opanowany, ale jesli naprawde chcecie zrozumiec tamte istoty pozaziemskie, wyslijcie mnie. Jestem do nich bardziej podobny, niz ktokolwiek na tej ziemi.

— Oto moj wybor! — powiedziala Prezydent — jedna ateistka, drugi uwaza, ze sie stamtad wywodzi. Dlaczego u licha uparlismy sie, zeby slac uczonych? Dlaczego nie kogos… normalnego? Ach, to retoryczne pytanie — szybko dodala — przeciez wiem, dlaczego musimy slac uczonych. Wiadomosc jest naukowa, mowi naukowym jezykiem, a nauka to zdaje sie jedyna rzecz, ktora dzielimy z Veganami. Oczywiscie, jest masa waznych powodow Ken, i nie lekcewaze ich.

— Ona nie jest ateistka — powiedzial Ken — jest agnostyczka. Ma otwarty umysl. Nie pozwala sie ujarzmic dogmatom. Jest inteligentna, jest ostra i profesjonalna. Poziom jej wiedzy jest wysoki. Pani Prezydent, ona jest tym, kogo szukamy.

— Ken, cieszy mnie twoje poswiecenie dla zachowania integralnosci projektu. Ale juz tam, w sasiednim pokoju zaczynaja sie obawy innych ludzi, inne nastawienie, z ktorego musimy zdawac sobie sprawe. Chyba nie sadzisz, ze nie jestem wystarczajaco zorientowana, ile niektorzy ludzie beda musieli poniesc wyrzeczen, zeby ta Machina w koncu poleciala. Wiecej niz polowa ludzi, z ktorymi rozmawiam, sarka, ze nie mamy w tym najmniejszego interesu. Coz, jesli mowicie, ze nie mamy odwrotu, trudno, ale przynajmniej pozwolcie mi wybrac kogos, kto jest absolutnie bezpieczny. Byc moze Arroway spelnia wszystkie warunki, o ktorych mowisz, ale nie spelnia jednego. Nie jest bezpieczna. Robie co moge, zeby tonowac nastroje w Kongresie, wsrod kosciolow, w moim wlasnym Komitecie Narodowym… Wierze, ze na Palmerze Jossie zrobila wrazenie, ale za to Billa Jo Rankina doprowadzila do szalu. Wczoraj zadzwonil do mnie i powiedzial: „Paani prezydent”, bo kiedy on nie zamierza ukrywac niezadowolenia, mowi „paani”… „Ta Maszyna wleci prosto w ramiona Boga lub Szatana. Ale obojetnie, ktory z nich bedzie czekal u celu, lepiej zeby w zalodze znalazl sie jakis wierny Bogu chrzescijanin”. Probowal na mnie wymusic, dla Boga! poslugujac sie nawet koneksjami z Jossem! wziecie jego kandydatury pod uwage. Dla kogos jak Rankin, Drumlin bedzie latwiejszy do przelkniecia, w zadnym wypadku ona. Prawde mowiac, Drumlin to dla mnie taki troche zimny plaz, ale jest poza tym godny zaufania, patriotyczny, gleboki. Jego naukowy dorobek jest nieskazitelny. I chce leciec. Nie, oczywiscie, to musi byc Drumlin. Wszystko co moge zrobic, to wlaczyc Arroway na rezerwowa liste.

— Mam jej to oznajmic?

— Nie. Przeciez nie chcemy, zeby dowiedziala sie o tym przed Drumlinem. Dam ci znac dokladnie wtedy, gdy juz podjeta bedzie ostateczna decyzja, a Drumlin powiadomiony. Och, rozchmurz sie, Ken, czyzbys nie cieszyl sie, ze ona zostanie tu, na Ziemi?

Bylo juz dobrze po szostej, gdy Ellie zakonczyla swoja odprawe przed „tygrysami” z Departamentu Stanu, ktorzy na odleglosc wprawdzie, za to nadzwyczaj pilnie kontrolowali przebieg paryskich obrad. Der Heer obiecal, ze zadzwoni natychmiast, gdy dobiegnie konca spotkanie w sprawie skladu zalogi. Chcial, aby pierwsza od niego dowiedziala sie o swym wyborze — choc gleboko w sercu nosila obawe, czy troche nie przesolila podczas przesluchania. W takiej konkurencji latwo w jednej chwili znalezc sie na koncu, poza dziesiatkami rownie chetnych, za to mniej dla komisji klopotliwych kandydatow. Choc — powtarzala do znudzenia — nigdy nie wolno tracic nadziei…

W hotelu czekala na nia wiadomosc. Nie rozowa karteczka z nadrukiem „gdy ciebie nie bylo…”, na jakiej zwykle umieszcza notatke dyzurny telefonista, lecz zaklejony list bez znaczka, osobiscie przez kogos doreczony.

Spotkajmy sie — przeczytala — w Muzeum Nauki i Techniki o osmej wieczorem. Palmer Joss.

Zadnego „droga pani”, zadnych wytlumaczen, zadnego chocby „z wyrazami uszanowania” — oto klasyczny przypadek czlowieka wiary. List byl napisany na firmowym papierze jej hotelu, bez adresu nadawcy, wiec Joss musial zajrzec tu dzis po poludniu dowiedziawszy sie (zapewne od Sekretarza Stanu), ze Ellie przyjechala, i majac nadzieje, ze ja zastanie. To byl meczacy dzien, a najgorsze ze wszystkiego, ze tyle czasu marnuje z dala od Wiadomosci. Wbrew sobie (gdyz co najmniej polowa jej osoby wzbraniala sie przed wyjsciem z hotelu) wziela prysznic, przebrala sie, kupila torebke orzeszkow i juz trzy kwadranse pozniej kolysala sie w taksowce.

Do zamkniecia brakowalo okolo godziny, wiec w muzeum juz prawie nikogo nie bylo. W kazdym rogu przestronnego wejsciowego hallu znajdowala sie wielka, czarniawa maszyneria — na przyklad, duma dziewietnastowiecznej tkalni, lub fabryki obuwia, albo dziarsko wygrywajacy na trabkach grupce afrykanskich turystow parowy orchestrion „Kalliope”, z Wystawy Swiatowej 1876 roku. Jossa nigdzie nie bylo i z trudem powstrzymala sie, by nie wykonac obrotu na obcasie i nie pojsc sobie. „Jesli masz spotkac sie z Pamerem Jossem w takim muzeum”, zaczela zamiast tego dedukowac, „zas jedyny raz, gdy mialas okazje go widziec to byla dyskusja o Wiadomosci i religii, wiec gdzie, dajmy na to, moze sie on w tej chwili znajdowac?”

Przypomnialo to problem wyboru czestotliwosci, jaki mieli kiedys w SETI: nie bylo jeszcze wtedy zadnych wiadomosci od cywilizacji pozaziemskiej, a trzeba bylo wybrac czestotliwosc, na ktorej te istoty (o ktorych nikt nie mial zielonego pojecia, nawet czy w ogole istnieja) moga nadawac. W takich sytuacjach trzeba oprzec sie na jakims wspolnym elemencie — i my i oni musza wiedziec, dajmy na to, jaki jest najbardziej rozpowszechniony w kosmosie atom oraz czestotliwosc radiowa, z ktora wysyla fale i je odbiera. Kierujac sie taka prosta logika, ustalono dla wszystkich osrodkow SETI wykonujacych te pionierskie badania czestotliwosc neutralnego atomu wodoru, czyli 1420 megahercow. A w tej chwili? Co byloby takiego atomu odpowiednikiem? Telefon Aleksandra Grahama Bella? Telegraf? Marconi…? Zaraz, no przeciez jasne!

— Czy macie panstwo wahadlo Foucault’a? — zapytala straznika.

Stukot jej obcasow niosl sie po marmurowych posadzkach, kiedy zblizyla sie do rotundy, w ktorej stal Joss wsparty lokciami o porecz, i wpatrywal sie w mozaike podlogi przedstawiajaca glowne kierunki swiata. Na scianie widniala tarcza zegarowa z niektorymi cyferkami obroconymi na opak, a innymi wyraznie straconymi tego dnia przez wahadlo. Wygladalo na to, ze o siodmej wieczor wreszcie ktos je zatrzymal i teraz zwisalo nieruchomo. Byli tu zupelnie sami. Joss juz od dobrej chwili slyszal zblizajace sie kroki, ale nie odezwal sie, nawet gdy Ellie znalazla sie blisko niego. Usmiechnela sie.

— Widze, ze udalo sie panu zatrzymac wahadlo modlitwa.

— Takie cuda bylyby obraza wiary — odpowiedzial.

— Dlaczego? Mnostwo ludzi by pan nawrocil. Panu Bogu taki drobiazg nie sprawilby zadnego klopotu… czy dobrze pamietam, ze pan rozmawia z Nim co dzien? Czy myle sie, co? Czuje, ze mialby pan ochote teraz, na tym harmonicznym oscylatorze sprawdzic moja wiare w prawa fizyki. Zgadlam?

Zdziwilo ja, ze nie wyrazil najmniejszego sprzeciwu, ale zdecydowana byla w koncu zdac ten egzamin. Zdjela torebke z ramienia i zsunela buty. Joss uprzejmie odsunal mosiezna barierke i pomogl jej przejsc. Pol zeszli, pol zeslizgneli sie w glab wylozonej kafelkami niecki, az staneli pod nieruchomym odwaznikiem. Byl czarny, solidny i przez chwile myslala, czy jest ze stali czy z olowiu.

— Bedzie pan musial mi pomoc — powiedziala obejmujac odwaznik ramionami. Przez chwile mocowali sie z nim, az udalo sie go odchylic od pionu pod pozadanym katem, i rowno, na wysokosci jej twarzy. Joss uwaznie na nia popatrzyl. Nie spytal, czy pewna jest, ze wie co robi; nie zareagowal, gdy nieomal upadla do przodu; nie zainteresowal sie, czy pamieta o nadaniu wahadlu komponentu predkosci horyzontalnej, kiedy je pusci w ruch. Miala za plecami metrowy pas podlogi, ktora nastepnie piela sie ukosnie do gory tworzac sciany rotundy. Jesli tylko cos glupiego nie strzeli mi do glowy — pomyslala — wszystko powinno byc proste jak drut.

Puscila wahadlo, ciezar polecial przed siebie.

Okres wahadla prostego — lekko spanikowana pospiesznie powtarzala w pamieci — wynosi 2 pierwiastek z L przez g, gdzie L jest dlugoscia wahadla, a g przyspieszeniem zaleznym od sily ciezkosci. Z powodu tarcia w lozysku, nie moze ono wychylic sie dalej przy powrocie do pozycji wyjsciowej. Wszystko co moge zrobic, to nie pochylic sie ani milimetr do przodu.

Siegnawszy prawie przeciwleglej barierki, wahadlo zawislo na sekunde w gorze, po czym runelo ku niej z wieksza, jak sie jej zdawalo, predkoscia. Nadlatujac, przerazliwie szybko roslo przed jej oczami, juz bylo tuz tuz olbrzymie i rozpedzone… Westchnela.

— Uchylilam sie — przyznala z rozzaleniem, gdy wahadlo polecialo w druga strone.

— Niewiele, prawie nie bylo widac.

— Nie, uchylilam sie.

— Wierzy pani. Naprawde wierzy pani w nauke. Chociaz w tej wierze jest malenki margines zwatpienia.

Вы читаете Kontakt
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату