mysli o tym jak o miejscu przylotu. Ze to jest mnostwo, tysiace ladowisk lub wjazdow — jedne szerokie zaledwie na metr, inne wyraznie wieksze, nawet liczace okolo kilometra w poprzek. Wymierzone tak — w myslach zdecydowala Ellie — by zmiescic w sobie odpowiednia maszyne. Jak nasza. Duzi panowie w powaznych limuzynach maja godne siebie podjazdy. Mali, w byle czym — jak Piatka z Ziemi — musza sie zadowolic bocznymi drzwiami. To bardzo demokratyczne, skadinad — pomyslala — taki podzial tylko na malych i duzych, bo nie widac posredniego rozroznienia. Roznice bram wjazdowych, czy jak je inaczej nazwac, sugerowaly niewielka rozpietosc socjalna tych istot, za to zatykaly dech w piersiach swym cywilizacyjnym poziomem. To jakis Wielki Dworzec Centralny! — pomyslala. Chcialo sie jej plakac z radosci — oto widziala Galaktyke zatloczona rozumnymi istotami, oto wszechswiat kipiacy zyciem i inteligencja! Zblizali sie tymczasem do zolto oswietlonego wjazdu, ktory, jak mozna bylo latwo spostrzec, idealnie nadawal sie dla dodekahedronu. W sasiednim „doku” spostrzegla cos wielkosci ich pojazdu, za to o wdziecznym ksztalcie rozgwiazdy, co tez akurat ladowalo. Patrzyla w lewo, w prawo, w gore i w dol na prawie niemozliwa do objecia wzrokiem lekko wybrzuszona powierzchnie wielkiej Stacji — czy raczej wielkiego Dworca — ktory usytuowany byl (co do tego nie miala juz prawie zadnych watpliwosci) w sercu Drogi Mlecznej. Jaki zaszczyt dla czlowieka — zaproszenie tutaj! Jest nadzieja, jest! — goraczkowo rozmyslala. A potem w jej glowie zabrzmialo echem dawno zapomniane zdanie: „No coz, to nie jest Bridgeport”.

I kiedy podchodzenie do ladowania zakonczylo sie, dodek stanal, a w jego wnetrzu zapanowala cisza, uslyszala siebie glosno wypowiadajaca te slowa.

ROZDZIAL 20

Wielka Stacja Centralna

Wszystkie rzeczy sa sztuczne, gdyz natura jest sztuka Boga.

TOMAS BROWNE. „O snach” Religio Medici (1642)

Anioly przybierajac cielesna postac czynia tak nie dla siebie, lecz dla nas.

Sw. TOMASZ Z AKWINU. Summa Theologica, l, 51, 2

Ma te wladze diabel by przybrac mila postac.

WILLIAM SHAKESPEARE. Hamlet

Wlaz byl tak zaprojektowany, ze przejsc przez niego mogla tylko jedna osoba. Byly z tego powodu wielkie dyskusje, ktory kraj zasluzyl sobie na przywilej, by wlasnie jego przedstawiciel pierwszy postawil noge na planecie z innego ukladu. Uciela je sama — doprowadzona do ostatecznosci — Piatka, ktora zgodnie unioslszy rece oswiadczyla dyrektorom projektu, ze to naprawde nie jest taka misja, jak oni sobie wyobrazaja. A potem konsekwentnie unikali jakichkolwiek na ten temat rozmow miedzy soba.

I wewnetrzne i zewnetrzne drzwi wlazu otworzyly sie jednoczesnie. Nie rozleglo sie zadne polecenie. Przez otwarte drzwi juz mogli odczuc, ze ta przynajmniej czesc Wielkiej Stacji Centralnej jest swietnie utleniona i ma prawidlowe cisnienie. — No wiec? — spytala Devi. — Kto chce isc pierwszy? Juz z kamera w dloni i w kolejce do wyjscia, Ellie nagle cofnela sie po lisc palmy. Nie moze nie miec go przy sobie, kiedy pierwszy raz postawi stope na innej planecie. Juz z zewnatrz uslyszala okrzyk zachwytu, prawdopodobnie Vaygaya. Rzucila sie ku jaskrawemu swiatlu slonecznemu. Zewnetrzny prog wlazu byl obsypany zlocistym piaskiem. Devi po kostki brodzila w wodzie, pryskajac jej kroplami na Xi. Eda smial sie od ucha do ucha.

To byla plaza. Jezory fal rozplywaly sie po przybrzeznym piachu. Po blekitnym niebie sunelo pare leniwych kumulusow. Opodal linii wody, chylila sie kepa przybrzeznych palm. Na niebie bylo slonce, jedno slonce, do tego zolte — zupelnie jak nasze — pomyslala. W powietrzu unosil sie delikatny, przyjemny zapach, cos jakby gozdziki i cynamon. To z powodzeniem mogla byc plaza w Zanzibarze.

Wiec przelecieli trzydziesci tysiecy lat swietlnych po to, zeby spacerowac po plazy. Moglo byc gorzej — pomyslala. Zerwala sie lekka bryza i maly wir piasku zatanczyl przed nia. Czy to wszystko jest celowa imitacja Ziemi? Moze jakas rekonstrukcja danych przywiezionych przez rutynowa ekspedycje miedzygwiezdna miliony lat temu? Albo (to najsmutniejsza wersja) zabrano ich na te przejazdzke, zeby zrobili sobie powtorke z astronomii opisowej, a potem bezceremonialnie wyrzucono ich w milym skadinad zakatku Ziemi?

Gdy obrocila sie, dodekahedronu juz nie bylo. Razem z ich kabina znikl i superkomputer nadprzewodnikowy, i wszystkie dyskietki, nie liczac paru innych pozytecznych przyrzadow. Lecz tylko przez mala chwile tym sie martwili — bo juz byli bezpieczni, przezyli podroz, o jakiej przyjemnie bedzie pisac bliskim i znajomym. Vaygay popatrzyl wpierw na lisc palmowy, o ktorego zabranie toczyla takie boje, potem na kepe palm, i parsknal smiechem.

— Z drzewem do lasu — skomentowala Devi.

A przeciez lisc Ellie byl inny. Po pierwsze — tutejsze gatunki na pewno roznia sie od ziemskich, a po drugie niewykluczone, ze te piekne drzewa wyszly przed chwila z jakiejs miejscowej fabryki. Spojrzala daleko w morze. Natretnie wracala mysl, ze tak samo musiala wygladac kolonizacja Ziemi, jakies czterysta milionow lat temu. Gdziekolwiek teraz sa — nad Oceanem Indyjskim czy w srodku Galaktyki — juz dokonali czegos, czego z niczym porownac sie nie da. Wprawdzie sama wedrowka i dotarcie do celu nie bylo az taka ich zasluga, prawda, ale wczesniej musieli zdecydowac sie na podroz w nieznane, przez ocean przestrzeni miedzygwiezdnej po to, by zaczela sie nowa era w ludzkiej historii. Przepelniala ja duma.

Xi zdjal buty i zawinal do kolan nogawki obfastrygowanego i obszytego najrozniejszymi insygniami kombinezonu, jaki zgodnie z umowa ich rzadow kazdy z nich mial na sobie. Spokojnie brodzil przez piane. Devi schowala sie wsrod palm i po chwili wyszla stamtad owinieta w sari, z kombinezonem niedbale przerzuconym przez ramie, przypominajac Ellie jakis film z Dorothy Lamour. Eda znow wlozyl kragla czapeczke, ktora na calym swiecie byla jego znakiem rozpoznawczym. Ellie zrobila im pare krociutkich ujec na tasmie wideo — na domowym ekranie beda wygladali tak, jak na zwyczajnym urlopie. Przylaczyla sie do Vaygaya i Xi, ciagle brodzacych w pianie. Woda byla bardzo ciepla. Bylo piekne popoludnie i wszystko stanowilo wprost rozkoszna odmiane po chlodach Hokkaido zaledwie paredziesiat minut temu.

— Kazdy wzial ze soba cos symbolicznego — odezwal sie Vagay — procz mnie.

— Co masz na mysli?

— Sukhavati i Eda maja na sobie stroje narodowe. Xi zabral sadzonki ryzu.

Rzeczywiscie, miedzy kciukiem a palcem wskazujacym Xi trzymal plastikowa torebeczke z sadzonkami ryzu.

— Ty masz swoj lisc — ciagnal Vaygay — a ja nie mam nic. Nie wzialem zadnych symboli, zadnych wspomnien z Ziemi. Jestem w tej grupie jedynym prawdziwym materialista. Wszystko, co niose ze soba, miesci sie w tej glowie.

Dotychczas Ellie miala swoj medalion schowany pod ubraniem. Teraz rozpiela kombinezon pod szyja i przysunela go do oczu Vaygaya, ktory odczytal oba motta.

— To Plutarch. Chyba — powiedzial po chwili. — Dzielne slowa wypowiedzieli ci Spartanie. Ale pamietaj, kto wygral bitwe. Rzymianie.

Z tonu uwagi wywnioskowala, ze Vaygay laczy ten podarunek z osoba der Heera. Cieplo zrobilo sie jej kolo serca na mysl, ze Vaygay tak konsekwentnie nie znosi Kena — czego niejeden dal wyraz — i ze tyle w nim jest spokojnej troski o nia. Ujela go pod ramie.

— Dusze oddalbym za jednego papierosa — westchnal, po czym mocno przycisnal jej dlon swoim lokciem do boku.

Cala piatka zasiadla nad brzegiem malego, czystego stawu. Zalamywanie sie piany wywolywalo z jej pamieci dawny bialy dzwiek, jeszcze z Argusa — dzwiek calych lat wsluchiwania sie w kosmiczny szum. Slonce minelo zenit i schodzilo nizej nad ocean. Obok nich przemaszerowal krab, sprawnie machajac odnozami i obracajac oczami na slupkach. Majac kraby, palmy kokosowe i po kieszeniach troche zapasow, mogli spokojnie przezyc tu jakis czas. Niczym innym, poza odciskami ich stop, plaza nie swiadczyla o obecnosc ludzkich istot.

Вы читаете Kontakt
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату