o drzewa. Zrobilo mi sie niedobrze. Jaka potworna smiercionosna maszyna moze byc taki nildor: ten ciezar, kly, traba, te ogromne nogi — w dzikim szale mordowania, pozbawiony wszelkich hamulcow! Niektorym zwierzetom udalo sie oczywiscie zbiec, wiekszosc jednak nie uniknela okrutnego losu. Wszedzie zmiazdzone ciala, rzeki krwi. Z lasu wychodzily drapiezniki by ucztowac, choc jeszcze trwalo zabijanie. Oto jak pokutuja nildory: grzech za grzech. W ten sposob oczyszczaja sie. To wlasnie na tym plaskowyzu, Gundy. rozladowuja swa agresje. Odrzucaja wszelkie hamulce i ujawnia sie tkwiace w nich bestialstwo. Nigdy w zyciu nie czulem takiego przerazenia, jak wtedy, gdy oczyszczaly swoje dusze. Wiesz, jaki mialem zawsze szacunek dla nildorow. I wciaz jeszcze mam. Ale zobaczyc cos takiego, taka masakre, obraz piekla — Gundy, zdretwialem z rozpaczy. Nie wydawalo sie, by to mordowanie cieszylo nildory, ale tez nie wahaly sie przed zabijaniem i zabijaly, bo po prostu trzeba bylo to robic, bo taka byla forma ceremonii i nie zastanawialy sie nad tym bardziej, niz Sokrates nad jagnieciem skladanym Zeusowi w ofierze. Horror, doprawdy horror. Patrzylem, jak nildory niszczyly zycie ze wzgledu na dobro swych dusz i czulem, ze otwarla sie pode mna jakas zapadnia i ze znalazlem sie w innym swiecie, ktorego istnienia nawet nie podejrzewalem. Potem nadszedl swit — mowil dalej Cullen. — Wstalo slonce, cieple, zlote promienie padaly na stratowanie zwloki. Nildory lezaly spokojnie posrod tego pobojowiska, odpoczywaly, ukojone, oczyszczone, wolne od wewnetrznego wzburzenia. Wokol rozlewal sie sie zdumiewajacy spokoj. Stoczyly walke ze swymi demonami i zwyciezyly. Przeszly przez nocny koszmar i byly — nie wiem jak, ale rzeczywiscie byly — oczyszczone, pozbawione zmazy. Nie potrafie powiedziec, jak mozna osiagnac zbawienie poprzez przemoc i zniszczenie. Obce jest to moim pogladom i twoim pewnie tez. Kurtz jednak to pojmowal. Wybral te sama droge, co nildory. Brnal w zlo coraz glebiej i glebiej, radowal sie zepsuciem, chwalil znieprawieniem, a mimo to w koncu byl w stanie osadzic sie, uznac niegodnym i oderwac od tej ciemnosci, ktora odkryl w sobie. I dlatego poszedl szukac odrodzenia i przez to wykazal, ze aniol bedacy w nim jest jeszcze zywy. Te kwestie bedziesz sam musial w sobie przetrawic, Gundy. Ja ci w tym pomoc nie jestem w stanie. Moge ci tylko przekazac, co widzialem tamtego ranka, o wschodzie slonca na brzegu morza krwi. Spojrzalem w otchlan. Dane mi bylo uchylic zaslone i zobaczylem, dokad poszedl Kurtz, dokad ida te wszystkie nildory i dokad, byc moze, pojdziesz i ty. Ja nie moglem.

— O malo co, byliby mnie wtedy schwytali — glos chorego czlowieka byl coraz slabszy. — Wpadli na moj trop, poczuli moj zapach. Gdy byli opanowani tym szalenstwem, nie mogli jak sadze, nic zauwazyc, tym bardziej, ze cuchnely setki zwierzat w zagrodzie. Ale potem zaczeli niuchac: traby podnosily sie do gory i poruszaly sie niczym peryskopy. W powietrzu unosil sie odor swietokradztwa, smrod szpiegujacego bluznierczo Ziemianina. Piec, dziesiec minut pociagaly nozdrzami, a ja stalem w krzakach jak sparalizowany tym, co widzialem i nie zdawalem sobie sprawy, ze lapia wlasnie moj zapach. Potem nagle rozjasnilo mi sie w glowie. Odwrocilem sie i zaczalem umykac przez las, a one puscily sie za mna. Dziesiatki. Czy mozesz sobie wyobrazic, jak to jest, kiedy sciga cie w dzungli stado wscieklych nildorow? Staralem sie wybierac waskie przejscia, w ktore one nie mogly sie zmiescic, przeslizgiwalem sie wsrod drzew, krzewow i kamieni. I bieglem, bieglem, pedzilem, az upadlem nieprzytomny w gaszczu i zwymiotowalem. Chcialem odpoczac, ale uslyszalem, ze sa na moim tropie i znow bieglem. Znalazlem sie nad bagnem, wskoczylem majac nadzieje, ze straca slad. Krylem sie miedzy trzcinami, brnalem w blocie, ale nildory otoczyly caly teren. Wiemy, ze tam jestes — wolaly do mnie. Wychodz. Wyjdz. Przebaczamy ci, chcemy cie tylko oczyscic. Tlumaczyly mi wszystko, nawet rozsadnie. Niechcacy — och, oczywiscie, niechcacy, mowily dyplomatycznie — widzialem ceremonie, ktorej nikt poza nildorami nie mial prawa ogladac i teraz jest konieczne, aby wytrzec to z mej pamieci. Mozna tego dokonac prostymi technicznymi srodkami, ktorych nie warto nawet opisywac. Mialy pewnie na mysli narkotyki. Nie zgadzalem sie, nic nie odpowiedzialem. Mowily dalej, zapewniajac mnie, ze nie zywia urazy, ze zdaja sobie sprawe, iz nie mialem zamiaru podpatrywac ich tajemniczych obrzadkow, ale poniewaz widzialem je, nalezy podjac odpowiednie kroki — i tak dalej. Zaczalem czolgac sie w dol strumienia, oddychajac przez trzcine. Kiedy wychynalem na powierzchnie, nildory wciaz wolaly mnie i byly coraz bardziej zle. Denerwowalo je, ze nie chcialem wyjsc. Nie ganily mnie za podgladanie, ale mialy mi za zle, ze nie zgadzam sie na oczyszczenie. Wlasnie to byla moja prawdziwa zbrodnia — nie to, ze krylem sie w krzakach i szpiegowalem je, ale ze nie chcialem poddac sie oczyszczeniu. Caly dzien przesiedzialem w strumieniu, a gdy zapadl zmrok wylazlem i zlapalem sygnal kierunkowy mojego transportera, ktory jak sie okazalo, byl oddalony o jakies pol kilometra. Obawialem sie, ze nildory beda go pilnowaly, ale nie. Wsiadlem i kolo polnocy wyladowalem u Seeny. Wiedzialem, ze mam niewiele czasu. Nildory beda scigaly mnie po calym kontynencie. Azylu mogly mi udzielic tylko sulidory. Sa one zazdrosne o sprawowanie wladzy na Belzagorze. I tak przybylem do tej wsi. Zwiedzalem Kraine Mgiel, az pewnego dnia poczulem raka w swych jelitach i zdalem sobie sprawe, ze to juz koniec. Od tamtej chwili czekam na koniec, a jest on juz bliski. Zamilkl.

— Dlaczego nie chcesz zaryzykowac powrotu? — odezwal sie po chwili Gundersen. — Cokolwiek przeciez chcialyby ci zrobic nildory, nie moze byc rownie okropne, jak siedzenie na progu chalupy sulidorow i czekanie na smierc!

Cullen nic nie odpowiedzial.

— Jesli nawet dadza ci narkotyk niszczacy pamiec — mowil dalej Gundersen, — to czy nie lepiej stracic czesc wspomnien niz cala przyszlosc? Gdybys tylko zechcial wrocic, Ced, i pozwolil bysmy zajeli sie twoim leczeniem…

— Klopot z toba, Gundy, nie rozumujesz zbyt logicznie — powiedzial Cullen. — A przeciez madry z ciebie i rozsadny facet! Jest tam jeszcze jedna butelka wina. Moze zechcialbys ja przyniesc?

Gundersen przeszedl kolo skulonego sulidora i wszedl do chaty, po wino. Chwile bladzil w ciemnosci szukajac butelki i wtedy przyszlo mu na mysl rozwiazanie sytuacji Cullena: po prostu sprowadzi mu lekarstwo! Przerwie, przynajmniej chwilowo, swa podroz na Gore Ponownych Narodzin i uda sie do Wodospadow Shangri-la, zeby przywiezc lek antyrakowy. Moze nie bedzie jeszcze za pozno. Gundersen mowil sobie, ze zajscie miedzy Cullenem a nildorami to nie jego sprawa i ze swoja umowe z nildorem uwaza za anulowana. Powiedzialem przeciez — perswadowal sobie — ze sprowadze Cullena tylko za jego zgoda, a on najwyrazniej dobrowolnie nie pojdzie. Teraz wiec moim zdaniem jest uratowac mu zycie. Potem bede mogl wyruszyc w gory.

Znalazl wino i zabral je.

Cullen lezal w swej kolysce. Podbrodek oparty mial na piersi, oczy zamkniete, oddychal slabo, jakby dlugi monolog bardzo go wyczerpal. Gundersen nie chcial go niepokoic, postawil wino i odszedl. Spacerowal ponad godzine, rozmyslal, ale nie doszedl do zadnych nowych wnioskow.

Kiedy wrocil, Cullen lezal tak jak poprzednio, nie ruszal sie.

— Spi jeszcze? — zapytal sulidorow.

— Zapadl w bardzo dlugi sen — odparl jeden z nich.

XIV

Mgla zgestniala. Ze wszystkich drzew, z kazdego dachu spadaly krople wilgoci. Nad brzegiem olowianego jeziora Gundersen spalil miotaczem plomieni wynedzniale zwloki Cullena. Sulidory przygladaly sie w uroczystym milczeniu. W chacie znajdowalo sie pare drobiazgow zmarlego. Gundersen przejrzal je sadzac, ze moze znajdzie jakis dziennik lub pamietnik. Bylo jednak tylko pare zardzewialych narzedzi, pudlo z wyschnietymi owadami i jaszczurkami oraz troche splowialej garderoby.

Sulidory przyniosly mu zimny obiad, ktory zjadl siedzac na drewnianej kolysce przed chata Cullena. Zrobilo sie ciemno, wszedl wiec do wnetrza, by polozyc sie spac. Se-holomir i Yi-gartigok staneli na strazy przed wejsciem, choc ich o to nie prosil. Zaraz zasnal.

Rano wstal, spakowal plecak i dal sulidorom znak, ze rusza w droge. Se-holomir i Yi-gartigok podeszli do niego.

— Dokad teraz pojdziesz? — spytal jeden z nich.

— Na polnoc.

— Czy mamy isc z toba?

— Pojde sam — odpowiedzial Gundersen.

Przed nim byla trudna droga, moze nawet niebezpieczna, ale mozliwa do pokonania. Wiedzial, ze w napotkanych wioskach sulidorow znajdzie goscine, mial jednak nadzieje, ze nie bedzie musial z niej korzystac. Byl eskortowany dostatecznie dlugo, najpierw przez Srin'gahara, potem przez rozne sulidory. Uwazal, iz powinien

Вы читаете W dol, do Ziemi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату