odpowiednim miejscem do zawierania znajomosci z nowym kolega, i Franklin sam nie wiedzial, kiedy znalazl sie wsrod tlumu na George Street, a zaraz potem w malym barku naprzeciwko, poczty.
Gwar miasta byl tu ledwie slyszalny, chociaz przez sciany z kolorowego szkla widzialo sie sylwetki przechodniow. Przyjemny chlod kontrastowal z upalem panujacym na ulicach; miejscowi politycy wciaz sprzeczali sie o to, czy miasto Brisbane ma otrzymac klimatyzacje i z jaka firma zawrzec wielomilionowy kontrakt, a na razie mieszkancy oblewali sie potem jak co roku w lecie.
Don Burley zaczekal, az Franklin wypije swoje pierwsze piwo, po czym zamowil nastepna kolejke. Jego nowego ucznia otaczala mgla tajemnicy i Don chcial rozwiac ja mozliwie jak najszybciej. Musial stac za tym ktos z bardzo wysoko postawionych osobistosci, moze nawet ze Swiatowego Sekretariatu. Nieczesto odrywa sie starszego inspektora od pracy po to, zeby nianczyl kogos, kto jest za stary na normalne szkolenie zawodowe. Wygladalo na to, ze Franklin przekroczyl juz trzydziestke, a nigdy dotychczas nie zdarzalo sie, zeby kogos w tym wieku otaczano tak szczegolnymi wzgledami.
Jedno nie ulegalo watpliwosci: Franklin musial byc kosmonauta — tych facetow poznawalo sie z daleka. To jednak czynilo sprawe jeszcze bardziej tajemnicza. Don chcial od tego zaczac rozmowe, lecz przypomnial sobie slowa dyrektora: „Nie zadawaj Franklinowi zbyt wielu pytan. Nie znam jego przeszlosci, ale proszono mnie usilnie, zeby z nim na ten temat nie rozmawiac”.
Don zastanawial sie, co sie za tym kryje. Moze facet jest pilotem kosmicznym, usunietym ze sluzby za jakies powazne niedopatrzenie? Moze na przyklad zagapil sie i wyladowal na Wenus zamiast na Marsie?
— Czy byles juz kiedys u nas w Australii? — spytal wreszcie ostroznie. Nie byl to zbyt szczesliwy poczatek i rozmowa mogla od razu na wstepie utknac w martwym punkcie, ale Franklin odpowiedzial niespodziewanie:
— Urodzilem sie tutaj.
Don nie nalezal jednak do ludzi, ktorych latwo zbic z tropu. Rozesmial sie tylko i powiedzial tonem wyjasnienia:
— Nigdy mi niczego nie powiedza i musze uczyc sie na wlasnych biedach. Ja urodzilem sie po drugiej stronie swiata, w Irlandii, ale poniewaz pracuje w oddziale Pacyfiku, Australia stala sie jakby moja druga ojczyzna. Co wcale nie znaczy, abym spedzal wiele czasu na ladzie! W naszej pracy osiemdziesiat procent zycia spedza sie w morzu. Wielu pracownikow sie na to uskarza.
— Mnie to nie przeszkadza — ucial Franklin.
Burley zaczynal sie denerwowac. Diablo ciezko bylo wyciagnac cos z tego faceta. Perspektywa pracy z nim przez kilka najblizszych tygodni nie wygladala zbyt pociagajaco i Don zastanawial sie, za co go los tak pokaral. Mimo to nadal nie dawal za wygrana.
— Dyrektor powiedzial mi, ze masz dobre przygotowanie naukowe i techniczne, wiec pewnie znasz wiekszosc rzeczy, ktorych nasi pracownicy ucza sie w ciagu pierwszego roku. Czy przeszedles jakies przeszkolenie w sprawach administracyjnych?
— Naszpikowali mnie najrozmaitszymi danymi pod hipnoza, tak ze moge w kazdej chwili wyglosic parogodzinny wyklad na temat Departamentu Morskiego — jego historii, organizacji i aktualnych zadan — ze szczegolnym uwzglednieniem Sekcji Wielorybow. Na razie jednak sa to dla mnie tylko puste slowa.
Nareszcie do czegos doszlismy, pomyslal Don. Facet potrafi jednak mowic. Jeszcze pare piw i okaze sie, ze jest czlowiekiem.
— To jest wlasnie caly klopot z hipnopedia — zgodzil sie Don. — Mozna czlowieka napompowac informacjami, az mu zaczna wylazic uszami i nosem, ale nigdy nie ma pewnosci, ile on z tego wie naprawde. Poza tym nikt nie nabedzie w ten sposob umiejetnosci praktycznych ani wlasciwych odruchow. Najlepszym sposobem uczenia sie pozostaje nadal praktyka.
Don przerwal na chwile, gdyz jego uwage odwrocila szczegolnie ksztaltna sylwetka za przezroczysta sciana. Franklin zauwazyl to spojrzenie i na jego twarzy ukazal sie lekki usmiech. Po raz pierwszy napiecie pomiedzy nimi oslablo i Don poczul nadzieje, ze moze jednak udalo mu sie nawiazac kontakt z tym zagadkowym facetem, ktorego oddano mu pod opieke.
Umoczonym w piwie palcem Don zaczal na plastykowym blacie stolika kreslic mape.
— To jest nasz teren — zaczal. Nasz glowny osrodek szkoleniowy dla dzialalnosci na wodach plytkich miesci sie tutaj, na Archipelagu Koziorozca, mniej wiecej czterysta mil na polnoc od Brisbane i czterdziesci mil od ladu. Tutaj zaczyna sie bariera przegradzajaca poludniowy Pacyfik, ktora ciagnie sie na wschod do Nowej Kaledonii i Wysp Fidzi. Kiedy wieloryby wedruja ze swoich pastwisk pod biegunem na polnoc, aby urodzic swoje male w tropikach, musza przeplywac przez pozostawione przez nas przejscia. Najwazniejsze z naszego punktu widzenia jest przejscie kolo wybrzeza Queenslandu, przy poludniowym krancu Wielkiej Rafy Koralowej. Rafa tworzy jakby naturalny kanal szerokosci okolo piecdziesieciu mil, ciagnacy sie prawie do samego rownika. Wystarczylo zapedzic tam wieloryby, by uzyskac nad nimi pelna kontrole. Cala sprawa nie wymagala zbyt wielkiego wysilku, gdyz znaczna czesc wielorybow wedrowala ta droga na dlugo przed pojawieniem sie czlowieka. Teraz tak przywykly do tego szlaku, ze nawet wylaczenie plotu nie zmieniloby prawdopodobnie trasy ich wedrowek.
— Czy to jest bariera elektryczna? — wtracil Franklin.
— Nie. Za pomoca pola elektrycznego mozna dosc skutecznie kontrolowac wedrowki ryb, ale na wielkie ssaki morskie to nie wystarcza. Podstawa jest tu bariera ultradzwiekowa zlozona z nadajnikow umieszczonych na glebokosci pol mili. Mozemy tez kierowac stadami na przejsciach, nadajac okreslone sygnaly; mozna na przyklad popedzic stado w dowolnym kierunku, puszczajac z tasmy glos zaniepokojonego wieloryba. Ostatnio jednak rzadko uciekamy sie do tak drastycznych metod, gdyz jak mowilem, wieloryby sa juz dobrze wytresowane.
— Doceniam to — powiedzial Walter. — Slyszalem nawet, ze bariery buduje sie bardziej po to, zeby nie wpuszczac innych zwierzat, niz po to, zeby nie wypuszczac wielorybow.
— Jest to w pewnej mierze sluszne, chociaz nadal musimy miec mozliwosc spedzania stad w celach ewidencyjnych albo na rzez. Poza tym ploty nie sa doskonale. W miejscach, gdzie zachodza na siebie strefy dzialania dwoch nadajnikow, bariera jest oslabiona, a czasem musimy wylaczac cale odcinki, aby umozliwic normalna wedrowke ryb. Zdarza sie takze, ze najwieksze rekiny i orki sforsuja bariere i narobia zamieszania. Orki stanowia nasz najpowazniejszy problem. Napadaja na stada pasace sie w wodach antarktycznych, powodujac straty dochodzace do dziesieciu procent poglowia. Jedynym sposobem jest calkowite wytepienie tych drapieznikow, ale na razie nie wiadomo, jak to praktycznie zrealizowac. Nie mozemy patrolowac lodziami calej strefy plywajacych lodow, chociaz kiedy przypomne sobie, co taka orka potrafi zrobic z wielorybem, to zaluje, ze nie jest to mozliwe.
W glosie Burleya slychac bylo glebokie zaangazowanie — prawie namietnosc — i Franklin spojrzal na niego ze zdziwieniem. „Kowboje oceanu”, jak ich oczywiscie nazwala romantycznie nastrojona publicznosc, wiecznie szukajaca sobie nowych bohaterow, nie mieli opinii ludzi sklonnych do wzruszen. Franklin wiedzial oczywiscie, ze twardzi, mrukliwi i niezbyt skomplikowani bohaterowie, zaludniajacy kartki wspolczesnych powiesci o pracownikach morza, maja niewiele wspolnego z rzeczywistoscia, lecz mimo to nie potrafil wyzwolic sie od przyjetych schematow. Dona trudno by nazwac mrukliwym, ale pod kazdym innym wzgledem pasowal jak ulal do utartych wyobrazen o kowbojach oceanu.
Franklin zastanawial sie, jak uloza sie jego stosunki z nowym przelozonym i w ogole jak to bedzie w nowej pracy. Na razie odnosil sie do niej bez entuzjazmu: czas pokaze, czy to sie potem zmieni. Bylo w niej niewatpliwie mnostwo interesujacych, a nawet fascynujacych problemow i mozliwosci, ktore zajma jego umysl i pozwola mu sie wyzyc. Na to w kazdym razie liczyl. Po ostatnim koszmarnym roku zycie stracilo dla niego dawny smak i nie potrafil juz tak jak kiedys rzucac sie z entuzjazmem na kazde nowe zadanie.
Wydawalo mu sie niewiarygodne, by mogl jeszcze odzyskac zapal, jaki kiedys zaprowadzil go tak daleko droga, na ktora juz nigdy nie wstapi. Patrzac na Dona, ktory mowil ze swada i spokojem czlowieka znajacego i lubiacego swoja prace, poczul nagle wyrzuty sumienia. Przez niego Don zostal od tej pracy oderwany i pelnil role ni to nianki, ni to przedszkolanki. Gdyby Franklin wiedzial, ze podobne mysli nawiedzily Burleya, jego sympatia zgaslaby natychmiast.
Musimy lapac autobus na lotnisko — powiedzial Don spogladajac na zegarek i pospiesznie dopijajac piwo. — Poranny samolot odlatuje za pol godziny. Mam nadzieje, ze twoje rzeczy zostaly juz wyslane.
— W hotelu powiedzieli mi, ze sie tym zajma.
— Dobrze. Sprawdzimy na lotnisku. Idziemy.
W pol godziny pozniej Walter mogl znowu odetchnac. Wkrotce mial sie przekonac, ze jest to charakterystyczne dla Burleya: nie przejmowac sie az do ostatniej chwili, a potem nagle wybuchnac goraczkowa