dzialalnoscia. Ten wybuch przeniosl ich z przytulnego baru do jeszcze cichszego wnetrza samolotu. Kiedy zajmowali miejsca, zdarzylo sie cos, do czego Don wielokrotnie wracal mysla w ciagu kilku nastepnych tygodni.

— Siadaj przy oknie — powiedzial. — Ja latalem ta trasa dziesiatki razy.

Odmowe Franklina uznal za przejaw uprzejmosci i powtorzyl propozycje. Dopiero kiedy Walter kilkakrotnie odmowil, za kazdym razem z wieksza stanowczoscia, a nawet z oznakami zniecierpliwienia, Don zdal sobie sprawe, ze zachowanie jego towarzysza nie wynika z uprzejmosci. Wygladalo to nieprawdopodobnie, ale Don moglby przysiac, ze tamten ma stracha. Co to za facet, ktory boi sie usiasc przy oknie w zwyczajnym samolocie? Wszystkie ponure mysli na temat jego nowego zadania, ktore czesciowo ulegly rozproszeniu podczas rozmowy w barze, wrocily teraz z nowa sila.

Miasto i spalona sloncem plaza uciekly w dol, kiedy odrzutowe silniki wyniosly ich lekko w niebo. Franklin wetknal nos w gazete z naglym zaciekawieniem, ktore jednak ani na chwile nie oszukalo Dona. Postanowil troche poczekac i przeprowadzic eksperyment podczas lotu.

Przemknely pod nimi Gory Szklarniane — dziwnego ksztaltu kly sterczace ze zniszczonej erozja rowniny. Potem ukazaly sie male miasteczka nadbrzezne, przez ktore szly w swiat bogactwa olbrzymich terenow w glebi kontynentu, zanim rozpoczeto uprawe oceanow. Az wreszcie — zdawaloby sie w kilka zaledwie minut od startu — ukazaly sie pierwsze wysepki Wielkiej Rafy Koralowej, jak ciemniejsze punkciki w blekitnej mgle zasnuwajacej horyzont.

Slonce swiecilo prawie prosto w oczy, ale Don potrafil odtworzyc z pamieci szczegoly niewidoczne w blasku bijacym od wody. Widzial niskie, zielone wyspy okolone waskimi pasmami plaz i znacznie szerszymi otoczkami koralowych plycizn. Fale Pacyfiku uderzaly nieustannie o rafe kazdej z wysepek i na przestrzeni tysiaca mil w kierunku na polnoc powierzchnie wody znaczyly sniezne polksiezyce piany.

Sto, a nawet piecdziesiat lat temu zaledwie kilka sposrod setek tych wysepek bylo zamieszkanych. Teraz, dzieki rozpowszechnieniu transportu powietrznego, taniej energii i odsalaniu wody morskiej zarowno panstwo, jak i prywatni obywatele naruszyli odwieczna dziewiczosc raf koralowych.

Kilku szczesliwcow za pomoca sobie tylko wiadomych sposobow zdobylo pare pomniejszych wysepek na wlasnosc. Krolowal tam przemysl rozrywkowo-wypoczynkowy, nie zawsze upiekszajac dzielo natury. Jednak prawdziwym potentatem na rafach byla niewatpliwie Swiatowa Organizacja do Spraw Wyzywienia ze swoja skomplikowana hierarchia rybolowstwa, upraw morskich i instytutow naukowych, ktorej zrozumienie, jak powszechnie uwazano, przekraczalo mozliwosci ludzkiego umyslu.

— Jestesmy prawie na miejscu — powiedzial Burley. — Wlasnie przelecielismy nad Wyspa Lady Musgrave, gdzie miesci sie glowna silownia zachodniego skrzydla bariery. Teraz pod nami sa Wyspy Koziorozca: Bocianie Gniazdo, Jedno Drzewo, Polnocno-Zachodnia” Wilsona i Czapli… ta w srodku, pokryta zabudowaniami. Ta wieza to administracja, tam jest basen i akwarium, a tam, spojrz, tam widac kilka naszych lodzi podwodnych, przycumowanych do mola, siegajacego az do skraju rafy.

Mowiac to wszystko Don katem oka obserwowal Franklina. Ten pochylil sie w strone okna, udajac, ze slucha objasnien swego towarzysza, lecz Burley mogl przysiac, ze nie patrzy na rozposcierajaca sie pod nimi panorame raf i wysepek. Na jego twarzy malowalo sie napiecie i wysilek, a oczy mialy wyraz nieobecny, jakby zmuszal sie, aby nic nie widziec.

Z mieszanina pogardy i litosci Don stwierdzil objawy, choc nie znal przyczyn. Franklin cierpial na lek przestrzeni; nalezalo wiec pozegnac sie z teoria, ze byl kosmonauta. Kim wiec byl! W kazdym razie nie sprawial wrazenia czlowieka, z ktorym chcialoby sie dzielic ciasne pomieszczenie dwuosobowej szkolnej lodzi podwodnej…

Kola samolotu dotknely lotniska Wyspy Czapli, czyli prostokata spalonego i wyrownanego koralu. Franklin od momentu, kiedy mruzac oczy wyszedl z samolotu na zalane sloncem lotnisko, przeszedl gwaltowna przemiane. Don widzial nieraz pasazerow cierpiacych na morska chorobe, ktorzy doznawali podobnie naglego uzdrowienia, gdy tylko poczuli pod nogami staly grunt. Jezeli Franklin jest takim samym marynarzem jak lotnikiem, pomyslal Don, to moja zwariowana misja nie potrwa dluzej niz kilka dni i bede mogl wrocic do swojej pracy. Nie znaczylo to wcale, ze Don chcial wracac natychmiast; na wyspie mozna bylo przyjemnie spedzic czas pod warunkiem, ze czlowiek potrafi sobie radzic z biurokracja, ktorej nigdy nie brakowalo w Kwaterze Glownej.

Mikrobus wiozl ich droga miedzy rzedami pisonii, ktorych geste listowie chronilo przed sloncem. Droga miala niecale cwierc mili dlugosci, mimo ze przecinala cala wyspe od przystani i zakladow naprawczych na zachodnim krancu do zespolu budynkow administracyjnych na wschodzie. Dwie czesci wyspy przedzielal waski pas dzungli, ktora pieczolowicie zachowano w stanie nienaruszonym. Don z czuloscia wspominal jej fascynujace sciezki i ukryte polanki.

Administracja byla uprzedzona o przybyciu Franklina i poczynila niezbedne przygotowania. Umieszczono go osobno, wprawdzie nieco nizej od stalych pracownikow jak Burley, ale za to o cale niebo powyzej zwyklych uczniow przechodzacych tu szkolenie. Najdziwniejsze, ze dostal osobny pokoj, na co nawet wyzsi urzednicy nie zawsze mogli liczyc, kiedy odwiedzali wyspe. Don, ktory obawial sie, ze bedzie musial dzielic pokoj ze swoim tajemniczym podopiecznym, przyjal to z wielka ulga. Niezaleznie od wszystkich innych czynnikow w gre wchodzily pewne jego plany natury romantycznej.

Odprowadzil Franklina do malego, ale ladnego pokoiku na pierwszym pietrze skrzydla przeznaczonego dla uczniow, skad roztaczal sie widok na rafe, ciagnaca sie w kierunku wschodnim po sam horyzont. Na podworku grupa uczniow w przerwie pomiedzy zajeciami gwarzyla z instruktorem w stopniu inspektora, ktorego Don pamietal z widzenia. Przyjemnie jest, pomyslal, wracac do szkoly, kiedy, juz zna sie odpowiedzi na wszystkie pytania.

— Bedzie ci tu chyba wygodnie — powiedzial do Franklina, ktory byl zajety rozpakowywaniem swego bagazu. — Niezly widok, co?

Takie poetyckie zachwyty nie lezaly w naturze Dona, ale kusilo go, zeby zobaczyc, jak Franklin zareaguje na widok rozposcierajacej sie przed nim polaci upstrzonego koralami oceanu. Z pewnym rozczarowaniem stwierdzil, ze Franklin zareagowal normalnie; wyjrzal przez okno i z wyrazna przyjemnoscia podziwial blekit i zielen wody, po ktorej wzrok slizgal sie ku niezmierzonym przestrzeniom Pacyfiku. Widocznie wysokosc trzydziestu stop nie byla dla niego problemem.

Dobrze mi tak, pomyslal sobie Don, nie trzeba sie nad nim znecac. Nie wiem, co mu jest, ale na pewno nie ulatwia mu to zycia.

— Zostawie cie teraz, zebys mogl sie rozpakowac — powiedzial, podchodzac do drzwi. — Obiad bedzie za pol godziny w mesie, w budynku, ktory mijalismy po drodze. Do zobaczenia.

Franklin kiwnal glowa obojetnie, zajety ukladaniem koszul i bielizny na lozku. Chcial byc sam w chwili, kiedy przygotowywal sie do nowego zycia, na ktore przystal bez szczegolnego entuzjazmu.

W dziesiec minut po odejsciu Burleya rozleglo sie pukanie do drzwi i cichy glos spytal:

— Czy moge wejsc?

— Kto tam? — spytal Franklin, w pospiechu doprowadzajac pokoj do porzadku.

— Doktor Myers.

Nazwisko nic mu nie mowilo, ale skrzywil sie w gorzkim, usmiechu na mysl, ze pierwsza wizyte na nowym miejscu sklada mu wlasnie doktor. Domyslal sie, co to za doktor.

Myers byl krepym, sympatycznym brzydalem po czterdziestce, z niepokojaco przenikliwym spojrzeniem, ktore klocilo sie nieco z jego uprzejmym i przyjaznym sposobem bycia.

— Przepraszam, ze dopadam cie tak od razu na wstepie — powiedzial tonem wyjasnienia. — Musialem to zrobic teraz, bo dzisiaj po poludniu lece do Nowej Kaledonii i nie bedzie mnie przez tydzien. Profesor Stevens prosil mnie, zebym sie z toba zobaczyl i przekazal ci pozdrowienia. Jesli bedziesz czegos potrzebowal, zadzwon do mego biura.

Franklin byl pelen podziwu dla zrecznosci, z jaka Myers uniknal wszelkich niebezpiecznych momentow. Nie powiedzial na przyklad „Omowilem twoj przypadek z profesorem Stevensem”. Nie zaproponowal tez wprost swojej opieki; dal do zrozumienia, ze Franklin w zasadzie juz jej nie potrzebuje i potrafi dac sobie rade sam.

— Bardzo dziekuje — odpowiedzial szczerze. Czul, ze polubi doktora Myersa i ze nie bedzie mial nic przeciwko nadzorowi, jakiemu go tu niewatpliwie poddadza.

— Prosze mi powiedziec — dodal — co ludzie tutaj wiedza na moj temat?

— Nic poza tym, ze maja pomoc ci mozliwie jak najszybciej zdobyc kwalifikacje inspektora. Nie jest to pierwszy przypadek tego rodzaju, zdarzaly sie juz podobne przyspieszone kursy. Mimo to bedziesz oczywiscie

Вы читаете Kowboje oceanu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату