Komisarz wiedzial, ze to prawda.
– Ciebie to nic nie obchodzi? – zapytal z pasja.
Hrabia umoczyl w szampanie palec, ktorym zaczal pocierac krawedz kieliszka kolistym ruchem. Wilgotny palec przesuwal sie coraz szybciej. Nagle z krysztalu dobyl sie wysoki, zawodzacy dzwiek i wypelnil pokoj. Kiedy palec oderwal od kieliszka, ow dzwiek dalej trwal, jakby zawisl w powietrzu niczym ich rozmowa. Hrabia przeniosl wzrok z kieliszka na ziecia.
– Owszem, to mnie obchodzi, Guido, ale inaczej niz ciebie. Ty zdolales zachowac resztki optymizmu, nawet mimo swojej pracy, a ja go calkiem stracilem. Na siebie, moja przyszlosc i przyszlosc tego kraju patrze bez optymizmu. – Znowu spojrzal na kieliszek. – Obchodzi mnie, ze takie rzeczy sie zdarzaja, ze zatruwamy siebie i swoje potomstwo, ze swiadomie niszczymy nasza przyszlosc, ale ja nie wierze, ze cokolwiek, powtarzam: nie wierze, ze cokolwiek mozna zrobic, aby temu zapobiec. Jestesmy narodem egoistow. Chelpimy sie tym, lecz to przyniesie nam zgube, bo zadnego Wlocha nie mozna zmusic, by dbal o tak abstrakcyjna rzecz jak wspolne dobro. Najlepsi z nas troszcza sie co najwyzej o wlasne rodziny, ale jako narod nie potrafimy zdobyc sie na wiecej.
– Ja tam w to nie wierze – powiedzial Brunetti.
– Co nie zmienia faktu, ze to prawda, Guido – skomentowal hrabia z usmiechem, ktory byl niemal czuly.
– Twoja corka tez w to nie wierzy.
– I za te laske codziennie skladam dzieki – odparl hrabia polglosem. – To chyba moje najwieksze osiagniecie w zyciu, ze moja corka nie dzieli ze mna przekonan.
W tonie tescia komisarz doszukiwal sie ironii lub sarkazmu, lecz znalazl jedynie bol i szczerosc.
– Mowiles, ze sie postarasz zalatwic sprawe wysypiska. Dlaczego nie mozesz zrobic wiecej?
Hrabia znow obdarzyl ziecia tym samym usmiechem.
– Chyba po raz pierwszy w ten sposob ze soba rozmawiamy, Guido – rzekl, a potem, juz innym glosem, dodal: – Poniewaz jest zbyt wiele takich wysypisk i zbyt wielu takich ludzi jak Gamberetto.
– A jego nie moglbys zalatwic?
– Ha, tutaj nie potrafie nic zrobic.
– Nie mozesz czy nie chcesz?
– W niektorych sytuacjach to jedno i to samo.
– Sofistyka – odparowal Brunetti.
Hrabia sie rozesmial.
– Istotnie, przyznaje. Wobec tego pozwol, ze ujme to tak: wole nie robic nic wiecej ponad to, co powiedzialem, ze zrobie.
– Moge ci zadac jeszcze jedno pytanie?
– Slucham.
– Kiedy zadzwonilem z prosba o rozmowe, spytales mnie, czy chce rozmawiac o Viscardim. Dlaczego akurat on przyszedl ci do glowy?
Hrabia spojrzal na ziecia zaskoczony, a potem przeniosl wzrok na lodzie plynace kanalem. Dopiero po jakims czasie odparl:
– Signor Viscardi i ja mamy wspolne interesy.
– Czyli co?
– Dokladnie to, co powiedzialem: mamy wspolne interesy.
– A czy moge zapytac, na czym one polegaja?
– Guido, z nikim nie rozmawiam o swoich interesach, z wyjatkiem osob, ktore sa z nimi bezposrednio zwiazane – odpowiedzial hrabia patrzac zieciowi prosto w oczy i nie dajac mu dojsc do slowa, oznajmil: – Po mojej smierci znaczna, ich czesc zostanie przekazana twojej zonie. – Na moment umilkl, a pozniej dodal: – I tobie. Jednakze zanim umre, bede o nich rozmawial wylacznie z osobami, ktorych one dotycza.
Brunetti chcial jeszcze zapytac, czy interesy z Viscardim sa legalne, ale nie wiedzial, jak to zrobic, zeby tescia nie obrazic. Najgorsze, ze sam juz nie bardzo wiedzial, co oznacza slowo „legalne”.
– Czy mozesz mi powiedziec o signorze Viscardim choc cokolwiek?
Dlugo musial czekac na odpowiedz.
– Prowadzi wspolne interesy z pewnymi ludzmi. Wielu sposrod nich dysponuje ogromna wladza.
W glosie hrabiego komisarz uslyszal ostrzezenie, ale rowniez aluzje.
– Czy przed chwila nie rozmawialismy o jednym z nich?
Tesc milczal.
– Czy przed chwila nie rozmawialismy o jednym z nich? – powtorzyl Brunetti.
Hrabia skinal glowa.
– Powiesz mi cos o ich wspolnych interesach?
– Moge ci… Chce ci tylko powiedziec, ze z zadnym z nich lepiej nie miec do czynienia.
– A gdybym postanowil inaczej?
– Wolalbym, zebys tego nie robil.
Brunetti nie mogl sie powstrzymac i rzekl:
– A ja bym wolal, zebys mi opowiedzial o ich wspolnych interesach.
– Wobec tego znalezlismy sie w impasie, nieprawdaz? – odparl hrabia niby lekko i swobodnie, ale jednak sztucznym tonem.
Nim komisarz zdazyl otworzyc usta, uslyszeli jakis szmer. Odwrociwszy sie, ujrzeli wchodzaca hrabine. Stukajac pantoflami na wysokich obcasach, szybko podeszla do Brunettiego. Mezczyzni wstali.
– Guido, jak milo cie widziec – odezwala sie i pocalowala go w oba policzki.
– A, jest moja najdrozsza – rzekl hrabia, pochylajac sie nad jej dlonia.
Sa malzenstwem od czterdziestu lat, pomyslal komisarz, i on wciaz caluje ja w reke, kiedy ona wchodzi do pokoju.
– Wlasnie rozmawialismy o Chiarze – poinformowal hrabia zone, lagodnie sie do niej usmiechajac.
– Tak – potwierdzil Brunetti. – Akurat mowilismy o tym, jakie z Paola mamy szczescie, ze nasze dzieci sa takie zdrowe.
Hrabia rzucil mu krotkie spojrzenie nad glowa zony, ktora sie usmiechnela do obu mezczyzn i rzekla:
– Owszem. Nalezy za to dziekowac Bogu. Spotkalo nas wielkie szczescie, ze zyjemy w takim zdrowym kraju jak Wlochy.
– Istotnie – zgodzil sie jej maz.
– Co mam przywiezc dzieciom z Capri? – spytala hrabina.
– Wystarczy im twoj bezpieczny powrot – z galanteria odparl Brunetti. – Wiesz, co sie dzieje na poludniu.
Usmiechnela sie do niego.
– Oj, Guido, przeciez to cale gadanie o mafii nie moze byc prawda. To tylko zmyslone historyjki. Wszystkie moje przyjaciolki tak uwazaja.
– No, skoro twoje przyjaciolki tak twierdza, kochanie, to na pewno tak jest – powiedzial hrabia i zwrocil sie do ziecia: – Zajme sie twoja sprawa, Guido. Jeszcze dzis wieczorem zadzwonie do kilku osob, a ty, prosze, porozmawiaj ze swoim znajomym z Vicenzy. Zaden z was juz nie musi zaprzatac sobie tym glowy.
Zona spojrzala nan pytajaco.
– Drobiazg, najdrozsza – wyjasnil. – Po prostu Guido mnie prosil, zebym sie zajal pewna sprawa. Nic waznego. Zwykla biurokracja, przez ktora ja chyba przebrne szybciej niz on.
– Jakze jestes uprzejmy, Orazio – pochwalila meza hrabina, rozpromieniona wizja szczesliwej rodziny. – Ciesze sie, Guido, ze pomyslales o tym, by go prosic o pomoc.
Hrabia wzial zone pod reke, mowiac:
– A my moglibysmy pomyslec o wyjsciu, najdrozsza. Czy jest juz motorowka?
– O tak. Przyszlam tu, zeby wlasnie to ci powiedziec, ale zapomnialam, bo pochlonela mnie rozmowa. – Zwrocila sie do Brunettiego: – Usciskaj ode mnie Paole i ucaluj dzieci. Zadzwonie, kiedy dojedziemy na Capri. Ojej, a moze na Ischie? Orazio, na ktora wyspe sie wybieramy?
– Na Capri, kochanie.
– W kazdym razie zadzwonie. Do widzenia, Guido – powiedziala, wspinajac sie na palce, by go pocalowac.
Hrabia wymienil z komisarzem uscisk dloni. Wszyscy troje zeszli razem na dziedziniec. Gospodarze ruszyli w