– Wiec mu powiedz, ze Karol Marks nigdy nie robil zakupow u d’Aosty. Niech idzie do Benettona, jak reszta proletariatu.
Czterysta tysiecy lirow to jedna dziesiata tego, co wygralem w kasynie, pomyslal Brunetti. Mam czteroosobowa rodzine. Czy moge tyle wydac na Raffiego? Nie, nie na kurtke. W kazdym razie to musi byc poczatek konca dojrzewania, co znaczy, ze jeszcze krok i moj syn stanie sie mlodym mezczyzna. Mezczyzna.
– Czy znasz powod jego zachowania? – spytal.
Paola chciala odpowiedziec, ze chyba jej maz powinien lepiej rozumiec zjawisko dojrzewania chlopca, lecz zamiast tego odparla:
– Dzis zdradzila mi to na schodach signora Pizzutti.
Rzucil zonie pytajace spojrzenie i nagle do niego dotarlo.
– Matka Sary?
Paola skinela glowa.
– Owszem, matka Sary.
– O moj Boze. Nie!
– Tak, Guido. To bardzo mila dziewczyna.
– Przeciez on ma zaledwie szesnascie lat!
Slyszal jekliwy ton w swoim glosie, ale nie potrafil go zmienic.
Paola polozyla dlon na ramieniu meza, a potem przytknela ja do ust i wybuchla glosnym smiechem.
– Oj, Guido, powinienes siebie slyszec, jak mowiles: „Przeciez on ma zaledwie szesnascie lat”. Nie, nie chce mi sie wierzyc.
Wzbudzil w niej taka wesolosc, ze dalej sie zasmiewajac, Paola musiala sie oprzec o porecz kanapy.
Zastanawial sie, co ma zrobic. Z glupim usmiechem opowiadac nieprzyzwoite dowcipy? Raffaele byl jego jedynym synem i nie zdawal sobie sprawy z czyhajacych niebezpieczenstw: AIDS, prostytutki, dziewczyny, ktore zachodza w ciaze i zmuszaja do malzenstwa. Nagle Brunetti spojrzal na to oczami zony i zaczal smiac sie razem z nia az do lez.
Wowczas do pokoju wszedl Raffaele, by poprosic matke o pomoc przy wypracowaniu z angielskiego, a widzac, co wyprawiaja, nie mogl sie nadziwic, ze dorosli sa tacy frywolni.
Rozdzial 23
Ambrogiani nie zadzwonil ani wieczorem, ani nastepnego dnia. Brunettiego caly czas korcilo, zeby skontaktowac sie z majorem. Zatelefonowal do Fosca, ale z Mediolanu odpowiedziala mu automatyczna sekretarka. Czujac sie troche glupio, ze rozmawia z automatem, przekazal Riccardowi to, czego o Gamberetcie dowiedzial sie od majora, zapytal dziennikarza, co jeszcze moglby ustalic, i poprosil go o telefon. Nie mial nic wiecej do roboty, wiec przejrzal raporty, dopisal swoje uwagi i przeczytal gazety, ale caly czas mysli mu zaprzatalo nocne spotkanie z Ruffolem.
Akurat zamierzal isc do domu na obiad, gdy zadzwonil telefon wewnetrzny.
– Tak, panie komendancie.
Komisarz byl zbyt zaabsorbowany, zeby mu sprawiala satysfakcje chwila nieuchronnego zaniepokojenia Patty, kiedy zostal rozpoznany, nim zdazyl sie przedstawic.
– Brunetti, zejdz do mnie na moment.
– Zaraz zejde, panie komendancie – odparl, siegajac po kolejny skoroszyt z raportami, by je przejrzec.
– Chcialbym,
– Tak, panie komendancie. Juz schodze.
Brunetti odwrocil kartke na druga strone, by po obiedzie wiedziec, gdzie przerwal lekture. Podszedl do okna, chcac sprawdzic, czy w dalszym ciagu zbiera sie na deszcz. Szare niebo nad San Lorenzo zapowiadalo opady, a liscmi drzew na niewielkim
Wyjal z szafy owa rozowa parasolke i wrocil do biurka. Uznal, ze najlepiej owinac ja gazeta. „La Repubblica”, zrolowana wzdluz, oslonila niemal cala. Wystawala tylko raczka i kawalek rozowego materialu szerokosci dloni. Zadowolony z efektu, komisarz wyszedl z pokoju i ruszyl do gabinetu Patty. Zapukal, odczekal chwile, poki sie nie upewnil, ze uslyszal
Zazwyczaj, kiedy Brunetti wchodzil, Patta siedzial za biurkiem jak na tronie – porownanie to wprost sie narzucalo – tym razem jednak zajmowal jeden z mniejszych foteli przed biurkiem, majac po lewej stronie ciemnowlosego mezczyzne, ktory siedzial w niedbalej pozie, z reka przewieszona przez porecz fotela i noga zalozona na noge, trzymajac papierosa miedzy palcem wskazujacym a srodkowym. Zaden z obu mezczyzn sie nie pofatygowal, by wstac, kiedy Brunetti wszedl do gabinetu, choc nieznajomy zdjal noge z kolana, pochylil sie do przodu i zgasil papierosa w malachitowej popielniczce.
– A, Brunetti – powiedzial Patta, jakby oczekiwal kogos innego. Wskazal swojego goscia. – To signor Viscardi. Przyjechal na jeden dzien do Wenecji i wpadl, zeby mi przyniesc zaproszenie do Palazzo Pisani Moretta na uroczysta kolacje w przyszlym tygodniu, a ja go poprosilem, by zostal. Pomyslalem sobie, ze byc moze, zechce zamienic z toba pare slow.
Dopiero wtedy Viscardi wstal i podszedl do Brunettiego, wyciagajac reke.
– Chcialbym panu podziekowac,
Jak slusznie zauwazyl Rossi, Viscardi grasejowal na sposob mediolanski. Byl wysoki, mial ciemnobrazowe oczy o spokojnym, lagodnym wejrzeniu, lekko sie usmiechal. Skora pod jego lewym okiem wydawala sie przypudrowana.
Brunetti uscisnal podana dlon i tez sie usmiechnal.
– Obawiam sie, ze nie zrobilismy zbyt duzych postepow, Augusto, ale mamy nadzieje, ze wkrotce zdobedziemy troche informacji o twoich obrazach – odezwal sie Patta.
Sa na ty, pomyslal Brunetti i uznal, ze warto odnotowac te zazylosc. I wziac pod uwage.
– Bardzo na to licze. Moja zona jest ogromnie do nich przywiazana, zwlaszcza do Moneta – odparl Viscardi z entuzjazmem, z jakim dzieci podchodza do zabawek, a pozniej w swoj czarujacy sposob zwrocil sie do Brunettiego: – Byc moze, od pana sie dowiem, czy juz jestescie na ich tropie. Chcialbym przywiezc zonie dobra wiadomosc.
– Niestety, mamy niewiele do powiedzenia, signor Viscardi. Rysopisy, ktore pan dostarczyl, przekazalismy naszym funkcjonariuszom. Zrobilismy tez odbitki panskich zdjec tych obrazow i wyslalismy je policji zajmujacej sie falszerstwami dziel sztuki. Nic ponadto.
Komisarz zdawal sobie sprawe, ze lepiej nie wspominac o propozycji Ruffola. Viscardi sie usmiechnal.
– A nie macie jakiegos podejrzanego? – wtracil Patta. – Pamietam, ze czytalem w waszym raporcie, jakoby w tym tygodniu Vianello mial z kims rozmawiac. No i co?
– Podejrzanego? – zdziwil sie Viscardi z blyskiem zainteresowania w oczach.
– Nic z tego nie wyszlo, panie komendancie – odparl Brunetti. – Falszywy slad.
– Sadzilem, ze to ten czlowiek z fotografii – upieral sie Patta. – Widzialem jego nazwisko w raporcie, ale wylecialo mi z pamieci.
– Czy to nie ten sam, ktorego zdjecie pokazywal mi wasz sierzant? – zapytal Viscardi.
– Wydaje sie, ze to falszywy trop – rzekl komisarz z przepraszajacym smiechem. – Okazalo sie, ze on nie ma z tym nic wspolnego. Przynajmniej my tak uwazamy.
– Ty chyba masz racje, Augusto – powiedzial Patta, dalej zwracajac sie do goscia po imieniu, a pozniej stanowczym tonem spytal Brunettiego: – Co macie na temat tych dwoch ludzi, ktorych rysopisy podal signor Viscardi?