– Pomoc panu?
Komisarz spojrzal w gore, a potem przeniosl wzrok na noge Ruffola.
– Nie, Vianello, ja tu z nim zostane. Na przystanku „Celestia” jest automat telefoniczny. Idz i zadzwon po motorowke.
Sierzant natychmiast tam wyruszyl. Komisarza zdziwilo, ze kroki policjanta odbijaja sie glosnym echem w przestrzeni pod przejsciem. Jakze cicho musial wczesniej stapac, skoro go uslyszal dopiero wowczas, gdy Vianello znalazl sie bezposrednio nad nim.
Kiedy zostal sam, Brunetti ponownie wyjal latarke i schylil sie nad zwlokami. Ruffolo nie byl ubrany w marynarke, lecz w gruby sweter, wiec kieszenie mial tylko w spodniach. W tylnej komisarz znalazl portfel z normalna zawartoscia: dowod osobisty (denat liczyl sobie zaledwie dwadziescia szesc lat), prawo jazdy (tylko jedno, wydane nie w Wenecji), dwadziescia tysiecy lirow, przecietny zestaw plastikowych kart oraz mnostwo swistkow z nabazgranymi na nich numerami telefonow.
Brunetti pomyslal, ze obejrzy je pozniej. Ruffolo mial na reku zegarek, ale w kieszeniach w ogole nie mial monet. Komisarz wsunal portfel tam, skad go wyjal, odwrocil sie i nad polyskliwymi wodami laguny spojrzal w strone swiatel Murano i Burano migajacych w oddali. Blask ksiezyca miekko sie kladl na powierzchni wody, ktorej spokoju nie zaklocala zadna lodz. Jednolita plaszczyzna lsniacego srebra rozciagala sie miedzy stalym ladem a wyspami. Przypominala to, o czym Paola mu czytala tego wieczoru, kiedy go zawiadomila, ze jest w ciazy z Raffaelem, a mianowicie, ze zloto daje sie rozklepac na niezwykle cienka blaszke. Nie, nie cienka, lecz delikatna – ich milosc tez byla taka sama. Wtedy tego nie rozumial, zbyt podniecony otrzymana wiadomoscia, ale teraz, gdy swiatlo ksiezyca kladlo sie na lagunie niczym delikatna warstwa cieniutko rozklepanego srebra, podobienstwo uderzylo komisarza. A ten biedak, glupi Ruffolo, lezal martwy u jego stop.
Brunetti juz z daleka slyszal motorowke. Potem nagle wypadla z Rio di Santa Giustina, migajac niebieskim swiatlem z dachu dziobowej kabiny. Komisarz skierowal w strone lodzi zapalona latarke, ktora niczym boja swietlna wskazala policjantom droge do plazy. Podplyneli najblizej jak mogli, a nastepnie dwaj z nich wlozyli wysokie gumowe buty i przez plytka wode odplywu dostali sie na wysepke. Przyniesli trzecia pare, ktora Brunetti naciagnal na swoje buty i spodnie. Unieruchomiony wskutek smierci Ruffola, czekal na malej plazy w oparach gnijacych wodorostow, az zjawia sie pozostali.
Nim sfotografowali zwloki, przewiezli je do prosektorium i dotarli do komendy, by sporzadzic szczegolowy raport, minela trzecia nad ranem. Brunetti szykowal sie do powrotu do domu, gdy przyszedl Vianello i polozyl mu na biurku elegancki maszynopis.
– Uprzejmie prosze podpisac, panie komisarzu, a juz ja sie postaram, zeby dotarl tam, gdzie trzeba.
Brunetti spojrzal na dokument i zobaczyl, ze to szczegolowy raport w sprawie jego planowanego spotkania z Ruffolem, napisany w czasie przyszlym. Raport mial date z poprzedniego dnia i byl adresowany do Patty.
Kiedy przed trzema laty zastepca komendanta objal swoje stanowisko, nakazal trzem komisarzom, by do godziny wpol do osmej wieczorem dostarczali na jego biurko szczegolowe raporty dotyczace tego, co robili danego dnia i co planuja na nastepny. Poniewaz o tak poznej porze nikt nigdy nie widzial Patty w komendzie, a rano nie wczesniej niz o dziesiatej, latwo mozna by podrzucic mu raport na biurko, gdyby nie to, ze do gabinetu zastepcy komendanta byly tylko dwa klucze. Jeden z nich Patta trzymal na zlotym lancuszku, przyczepianym do ostatniej dziurki kamizelki trzyczesciowych angielskich garniturow, jakie wprost uwielbial. Drugim kluczem dysponowal porucznik Scarpa, Sycylijczyk o pokancerowanej twarzy, ktorego Patta sprowadzil ze soba z Palermo i ktory okazywal pryncypalowi niezwykla lojalnosc. To wlasnie Scarpa zamykal gabinet o wpol do osmej wieczorem i otwieral o wpol do dziewiatej rano. Rowniez on sprawdzal, co lezy na biurku szefa, kiedy rano wchodzil do jego gabinetu.
– Jestem ci bardzo wdzieczny, Vianello – powiedzial Brunetti, przeczytawszy pierwsze dwa akapity raportu, szczegolowo wyjasniajace, co komisarz zamierza robic podczas spotkania z Ruffolem i dlaczego uwaza za konieczne informowac o tym Patte. Z usmiechem na zmeczonej twarzy wyciagnal do sierzanta reke z maszynopisem, nawet nie zadajac sobie trudu, zeby przeczytac tekst do konca. – Moim zdaniem jednak on sie zorientuje, ze zrobilem to samowolnie i nie zamierzalem mu o tym mowic.
Policjant ani drgnal.
– Niech pan tylko podpisze, panie komisarzu, a reszte zostawi mnie.
– Vianello, co chcesz z tym zrobic?
Ignorujac pytanie, sierzant odpowiedzial:
– Od dwoch lat on mi kaze sie zajmowac wlamaniami, no nie, panie komisarzu? Chociaz prosilem o przeniesienie. – Poklepal maszynopis. – Wystarczy, ze pan to podpisze, a jutro rano raport bedzie na jego biurku.
Brunetti podpisal dokument i zwrocil go Vianellemu.
– Dziekuje, sierzancie. Powiem mojej zonie, zeby do ciebie dzwonila, gdyby kiedykolwiek zatrzasnely sie jej drzwi do mieszkania.
– Nic prostszego. Dobranoc, panie komisarzu.
Rozdzial 25
Chociaz Brunetti polozyl sie spac dopiero po czwartej, zdolal jednak przybyc do komendy o dziesiatej. Na biurku znalazl notatki z informacjami, ze sekcja zwlok Ruffola odbedzie sie po poludniu, ze signore Concette juz zawiadomiono o smierci syna i ze po przyjsciu do pracy komisarz ma sie zglosic w gabinecie zastepcy komendanta.
Patta przed dziesiata w komendzie? Powinni to rozglosic aniolowie.
Kiedy Brunetti wszedl do jego gabinetu, jasnie pan raczyl na niego spojrzec, a nawet zdawal sie usmiechac, co komisarz uznal za przywidzenie wynikajace z braku snu.
– Witaj, Brunetti. Naprawde nie musiales tak wczesnie tutaj przychodzic po tych bohaterskich czynach ostatniej nocy.
Bohaterskich czynach?
– Dziekuje, panie komendancie. Milo tak wczesnie tu pana widziec.
Patta puscil te uwage mimo uszu i dalej sie usmiechal.
– Swietnies sie spisal z tym Ruffolem. Ciesze sie, ze wreszcie spojrzales na to tak samo jak ja.
Brunetti nie mial pojecia, o czym on mowi, wiec wybral najroztropniejsze wyjscie
– Dziekuje, panie komendancie.
– To prawie wszystko zalatwia, nieprawdaz? Wlasciwie nie mamy zeznan Ruffola, lecz sadze, ze prokurator spojrzy na te sprawe podobnie jak my i przyjmie, ze chlopak chcial ubic z nami interes. Glupio zrobil, zabierajac ze soba dowod rzeczowy, ale widocznie myslal, ze zamierzales tylko porozmawiac.
Brunetti mial pewnosc, ze na wysepce nie widzial zadnych obrazow. Gdzies pod ubraniem Ruffolo mogl jednak ukryc troche bizuterii Viscardiego. Komisarz uznal to za prawdopodobne, przeszukal bowiem wylacznie kieszenie.
– Gdzie byl ten dowod? – zapytal.
– W jego portfelu, Brunetti. Tylko mi nie mow, zes go nie widzial. Jest w wykazie rzeczy, ktore mial przy sobie, kiedy znalezlismy jego zwloki. To nie ty przygotowales ten wykaz?
– Zajal sie tym sierzant Vianello, panie komendancie.
– Aha – powiedzial Patta, ktoremu niedopatrzenie komisarza jeszcze bardziej poprawilo nastroj. – Wiec nie widziales tego dowodu rzeczowego?
– Nie, panie komendancie. Zaluje, ale musialem go przeoczyc. W nocy bylo ciemno.
Brunetti zaczynal sie gubic w domyslach. W portfelu Ruffola nie znalazl zadnej bizuterii, chyba ze Peppino sprzedal jej czesc za dwadziescia tysiecy lirow.
– Amerykanie przysla dzis tu kogos, zeby to obejrzal, ale wedlug mnie nie ma najmniejszych watpliwosci. Jest tam nazwisko Fostera, a Rossi widzial zdjecie i powiedzial, ze to on.
– W jego paszporcie?
Patta usmiechnal sie protekcjonalnie.
– W jego legitymacji sluzbowej.