– Niestety nic, panie komendancie.
– Sprawdziliscie… – zaczal Patta, co sprawilo, ze Brunetti zamienil sie w sluch, oczekujac konkretnych sugestii. – Sprawdziliscie tam, gdzie zwykle?
Wiadomo, to podwladni maja znac szczegoly.
– Alez naturalnie, panie komendancie. Od tegosmy zaczeli.
Viscardi odsunal wykrochmalony mankiet koszuli, spojrzal na zloty zegarek i zwrocil sie do Patty:
– Nie chce cie zatrzymywac, zebys sie nie spoznil na umowiony obiad, Pippo.
Jak tylko Brunetti uslyszal to przezwisko, zaczal je w duchu powtarzac niczym mantre: Pippo Patta, Pippo Patta, Pippo Patta…
– A moze zjesz z nami, Augusto? – zaproponowal Patta, ignorujac komisarza.
– Nie, nie. Musze jechac na lotnisko. Zona czeka na mnie z koktajlem, a potem, jak ci wspomnialem, wydajemy proszona kolacje.
Viscardi z pewnoscia wymienil rowniez nazwiska swoich gosci, bo na sama mysl o ich magicznej mocy Patta sie rozpromienil i klasnal w dlonie z taka uciecha, jakby teraz i tutaj, w gabinecie, sam przyjmowal te osobistosci.
Spojrzal na zegarek. W tym spojrzeniu Brunetti dostrzegl straszliwe meki zastepcy komendanta, ktory musial zostawic bogatego i poteznego czlowieka, by zjesc obiad z kims innym.
– Tak, rzeczywiscie juz pora isc. Nie moge zmuszac ministra, zeby na mnie czekal.
Nawet nie zadal sobie trudu, by w obecnosci Brunettiego podac nazwisko ministra. Prawdopodobnie sie obawial, ze albo mu tym nie zaimponuje, albo ze komisarz go nie zna.
Patta otworzyl toskanska szafe z pietnastego wieku, stojaca przy drzwiach, i wyjal z niej swoj plaszcz. Wlozyl go na siebie i pomogl sie ubrac Viscardiemu.
– Pan teraz wychodzi? – zapytal Viscardi, zwracajac sie do komisarza. Otrzymawszy twierdzaca odpowiedz, rzekl: –
– A i owszem, signor Viscardi – sklamal Brunetti.
Patta ze swoim gosciem szli przodem az do frontowego wyjscia, gdzie podali sobie dlonie, a zastepca komendanta napomknal Brunettiemu, ze po obiedzie chcialby sie z nim zobaczyc. Kiedy znalezli sie przed komenda, Patta postawil kolnierz plaszcza i w pospiechu skierowal sie w lewo. Viscardi skrecil w prawo, zaczekal na Brunettiego, a gdy komisarz sie z nim zrownal, ruszyl w strone Ponte dei Greci. Za mostem poszli na San Marco.
– Mam szczera nadzieje, ze ta sprawa szybko sie skonczy – powiedzial Viscardi, by zaczac rozmowe.
– Ja rowniez – odparl Brunetti.
– Liczylem, ze znajde tu miasto bezpieczniejsze od Mediolanu.
– Takie przestepstwo w Wenecji to z pewnoscia rzecz niezwykla.
Viscardi przystanal, spojrzal na komisarza zezem, a potem ruszyl dalej.
– Nim sie tutaj przenioslem, zylem w przekonaniu, ze wszelkie przestepstwa w Wenecji sa rzecza niezwykla.
– Zapewne tu wystepuja rzadziej niz w innych miastach, ale i u nas sie zdarzaja. Mamy takze kryminalistow.
– Czy moge panu zaproponowac drinka,
– Tak,
Weszli do baru, ktory akurat mijali. Viscardi zamowil dwa kieliszki bialego wina, a gdy je podano, jeden wreczyl Brunettiemu, drugi uniosl, pochylil w jego strone i rzekl:
–
Komisarz odpowiedzial mu skinieniem glowy.
Wino okazalo sie ostre w smaku i w ogole bylo niedobre. Brunetti by je zostawil, gdyby byl sam. Jednakze wypil nastepny lyk, spojrzal w oczy fundatora i sie usmiechnal.
– W ubieglym tygodniu rozmawialem z panskim tesciem – powiedzial Viscardi.
Komisarza juz od dawna ciekawilo, jak dlugo tesc bedzie to zalatwial. Znowu wypil niewielki lyk wina.
– Tak?
– Musielismy omowic kilka spraw.
– Aha.
– Kiedy skonczylismy rozmawiac o interesach, hrabia napomknal, ze jest z panem skoligacony. Przyznaje, ze to mnie zdziwilo – powiedzial Viscardi tonem wskazujacym, ze byl zaskoczony, dlaczego hrabia pozwolil swojej corce wyjsc za policjanta, zwlaszcza tego. Natychmiast jednak sie zreflektowal, choc nieco zbyt pozno, i dodal z usmiechem: – Rozumie pan, zdziwil mnie taki zbieg okolicznosci.
– Oczywiscie.
– Fakt, ze sie o tym dowiedzialem, szczerze mowiac, dodal mi odwagi.
Brunetti spojrzal na niego pytajaco.
– Chcialem powiedziec, ze dzieki temu moge rozmawiac z panem otwarcie. Naprawde moge?
– Alez bardzo prosze.
– W takim razie musze przyznac, ze kilka rzeczy w sledztwie budzi moj niepokoj.
– Na przyklad jakie, signor?
– Do nie najmniej blahych nalezy sposob, w jaki mnie traktowali panscy policjanci – odparl Viscardi z usmiechem pelnym udawanej zyczliwosci. Umilkl, wypil niewielki lyk wina i sprobowal ponownie sie usmiechnac, tym razem nie ukrywajac, ze robi to z przymusem. -Licze, ze moge rozmawiac z panem szczerze,
– Naturalnie, signor Viscardi. Niczego wiecej nie pragne.
– W takim razie pozwole sobie stwierdzic, ze panscy policjanci traktowali mnie bardziej jak podejrzanego niz ofiare napasci. – Nie otrzymawszy zadnej odpowiedzi, Viscardi dodal: – Chodzi mi o to, ze do szpitala przyszlo ich dwoch i obaj zadawali pytania, ktore prawie nie mialy zwiazku ze sprawa.
– A o co pana pytali?
– Jeden zapytal, czy wiem, co to byly za obrazy, zupelnie jak gdybym ich nie znal. Drugi zas spytal, czy znam tego mlodego czlowieka ze zdjecia, i wydawal sie watpic, kiedy powiedzialem, ze nie.
– Ta kwestia jest juz wyjasniona – odparl Brunetti. – On nie mial z tym nic wspolnego.
– Nie macie innych podejrzanych?
– Niestety nie – odpowiedzial komisarz, zastanawiajac sie, dlaczego Viscardi tak szybko stracil zainteresowanie dla mlodego czlowieka ze zdjecia. – Wspomnial pan, ze niepokoi pana kilka rzeczy. To byla jedna. Czy moglbym prosic o wymienienie pozostalych?
Viscardi uniosl kieliszek do ust, ale go opuscil, nie napiwszy sie wina, i rzekl:
– Dowiedzialem sie, ze wypytywano o mnie i o moje sprawy.
Brunetti wytrzeszczyl oczy, udajac zdziwienie.
– Mam nadzieje, ze pan mnie nie podejrzewa o wscibianie nosa w panskie prywatne zycie, signor.
Viscardi nagle odstawil kieliszek, wciaz prawie pelny.
– Co za swinstwo – powiedzial wyraznie i widzac zdziwione spojrzenie komisarza, dodal: – Oczywiscie, chodzi mi o wino. Chyba nie wybralem najlepszego lokalu.
– Tak, rzeczywiscie nie jest zbyt dobre – przyznal Brunetti, stawiajac swoj pusty kieliszek obok kieliszka Viscardiego.
– Powtarzam,
– A co to za przyjaciele, signor Viscardi?
– Wymienianie ich nazwisk swiadczyloby, ze jestem zarozumialy. Oni jednak zajmuja na tyle wysokie stanowiska, ze moga zadbac o to, bym sie nie stal ofiara biurokratycznych szykan. Jesli takie rzeczy beda dalej trwaly, jestem pewien, ze oni zaczna interweniowac, by je powstrzymac.
– To brzmi jak grozba, signor Viscardi.
– Niech pan nie przesadza,