Na siedzeniu naprzeciw siebie Trevisan polozyl teczke z cielecej skory, otworzyl ja i wyjal prospekt przyslany mu niedawno przez Narodowy Bank Luksemburga; odsetki siegaly nawet osiemnastu procent, choc nie dotyczylo to rachunkow prowadzonych w lirach. Trevisan wydobyl maly kalkulator z przegrodki po wewnetrznej stronie wieka teczki, zdjal nasadke z piora firmy Mont Blanc i na kartce papieru zaczal przeprowadzac wstepne obliczenia.
Kiedy drzwi przedzialu sie rozsunely,
Zwloki odkryla konduktorka Cristina Merli, kiedy pociag przebywal lagune oddzielajaca Wenecje od Mestre. Mijajac przedzial, w ktorym elegancko ubrany jegomosc drzemal skulony przy oknie, w pierwszej chwili postanowila nie budzic go i nie prosic o okazanie biletu, lecz zaraz pomyslala sobie, ze pasazerowie na gape – nawet elegancko ubrani – czesto udaja pograzonych we snie podczas krotkiej przeprawy przez lagune, liczac, ze konduktor nie bedzie ich niepokoil i zdolaja w ten sposob zaoszczedzic tysiac lirow. Pomyslala tez, ze jezeli jegomosc ma bilet i faktycznie spi, to bedzie jej wdzieczny za zbudzenie, zwlaszcza jesli zamierza zdazyc na
Otworzyla wiec drzwi i weszla do malego przedzialu.
–
Pozniej, kiedy o tym opowiadala, wciaz pamietala zapach; mowila, ze od razu uderzyl ja w nozdrza, ledwo wetknela glowe do nagrzanego przedzialu. Postapila dwa kroki do przodu i powtorzyla, podnoszac nieco glos:
–
Czyzby spal tak mocno, ze nic nie slyszal? Niemozliwe; najpewniej nie mial biletu i probowal tylko uniknac zaplacenia czekajacej go kary. Przez lata pracy na kolei Cristina Merli polubila ten moment, kiedy prosi gapowicza o okazanie dokumentu tozsamosci, po czym wypisuje bilet i inkasuje naleznosc wraz z przewidziana kara. Bawily ja rozmaite wymowki, ktore wymyslali pasazerowie; znala wszystkie tak dobrze, ze moglaby je recytowac we snie: kupilem bilet, musial mi wypasc z kieszeni; pociag wlasnie odjezdzal, nie mialem czasu stac w kolejce do kasy; moj bilet ma zona, ktora siedzi w innym przedziale.
Wiedzac to wszystko i nie chcac niepotrzebnie tracic czasu, zwlaszcza teraz, na koncu dlugiej trasy z Turynu, byla szorstka, a nawet gwaltowna w obejsciu.
– Prosze sie obudzic i pokazac mi bilet – rzekla, po czym schylila sie i potrzasnela pasazera za ramie.
Ledwo go dotknela, mezczyzna odchylil sie wolno od okna, przewrocil na siedzenie i zsunal na podloge. Kiedy upadal, poly jego marynarki rozchylily sie i konduktorka ujrzala czerwone plamy na koszuli. Nad cialem unosil sie smrod moczu i kalu.
–
Na lewo od siebie zauwazyla dwoch nadchodzacych korytarzem mezczyzn; najwyrazniej zamierzali wysiasc przez drzwi znajdujace sie na przedzie wagonu.
– Przykro mi, ale drzwi z przodu sa zamkniete, musza panowie wysiasc tylnymi – oswiadczyla.
Ta wiadomosc ich nie zaskoczyla: odwrocili sie i ruszyli na koniec wagonu. Konduktorka wyjrzala przez okno. Stwierdzila, ze pociag zaraz zjedzie z grobli i najwyzej za trzy, cztery minuty dotrze na stacje. Kiedy sie zatrzyma, pasazerowie wysiada, a wszelkie spostrzezenia i obserwacje, jakie mogli poczynic w trasie, na przyklad dotyczace osob widzianych na korytarzach, przepadna raz na zawsze. Wtem uslyszala znajome trzaski i zgrzyty – pociag kierowal sie na wlasciwy tor; chwile pozniej elektrowoz wjezdzal pod dach stacji.
Cristina Merli uczynila jedyna rzecz, jaka w tej sytuacji przyszla jej do glowy, choc w ciagu pietnastu lat przepracowanych na kolei ani razu sama czegos takiego nie zrobila, ani nikt w jej obecnosci: weszla do nastepnego przedzialu i pociagnela za hamulec bezpieczenstwa. Uslyszala ciche pykniecie, kiedy pekl wytarty sznurek podtrzymujacy uchwyt; od tego momentu czekala na to, co bedzie. Czekala z chlodna, wrecz naukowa ciekawoscia.
Rozdzial 4
Kola zablokowaly sie i pociag ze zgrzytem zatrzymal sie na stacji: pasazerowie, straciwszy rownowage, ladowali na podlodze lub na kolanach tych, ktorzy siedzieli przed nimi. W ciagu kilku chwil w otwartych mocnymi szarpnieciami oknach ukazaly sie glowy; ludzie rozgladali sie w lewo i w prawo, szukajac przyczyn naglego zahamowania. Cristina Merli otworzyla okno na korytarzu, z ulga odetchnela mroznym, zimowym powietrzem i wystawiwszy glowe, patrzyla, kto podejdzie do pociagu. Na peron wbiegli dwaj umundurowani funkcjonariusze
– Tutaj, tutaj! – zawolala. Poniewaz nie chciala, zeby ktokolwiek poza policja slyszal, co ma do zakomunikowania, nie powiedziala nic wiecej, dopoki nie znalezli sie pod jej oknem.
Kiedy wyjawila im, co sie stalo, jeden z funkcjonariuszy ruszyl biegiem w kierunku budynku stacji, drugi natomiast udal sie na poczatek skladu, zeby powiadomic maszyniste. Pociag szarpnal raz i drugi i zaczal wolno sunac do przodu, centymetr po centymetrze, az w koncu zatrzymal sie na swoim zwyklym miejscu na torze piatym. Po peronie spacerowalo kilka osob; jedne przyszly kogos odebrac, inne zamierzaly jechac do Triestu. Drzwi pozostawaly zamkniete, czekajacy zbili sie w ciasna gromadke, dyskutujac, co sie moglo stac. Pewna kobieta, przekonana, ze chodzi o kolejny strajk, cisnela walizke na ziemie, po czym wyrzucila w powietrze obie rece. Podczas gdy tak stali, rozmawiajac i irytujac sie coraz bardziej z powodu nie wyjasnionej zwloki, ktora uwazali za jeszcze jeden przejaw nieudolnosci kolei, na peron weszlo szesciu funkcjonariuszy policji uzbrojonych w pistolety maszynowe. Ustawili sie wzdluz skladu, przy co drugim wagonie. W oknach pociagu pojawilo sie wiecej glow; niektorzy pasazerowie zaczeli gniewnie wykrzykiwac, ale nikt ich nie sluchal. Drzwi wciaz byly zamkniete.
Trwalo to przez dluzszy czas, az wreszcie ktos poinformowal sierzanta dowodzacego policjantami, ze pociag jest zradiofonizowany. Sierzant wspial sie po stopniach do elektrowozu i wyjasnil przez radiowezel, ze w jednym z wagonow popelniono przestepstwo, totez podrozni musza pozostac na miejscu, dopoki policja nie spisze ich personaliow.
Kiedy skonczyl mowic, maszynista odblokowal drzwi i funkcjonariusze weszli do wagonow. Niestety nikt o niczym nie poinformowal pasazerow czekajacych na peronie, wiec ci rowniez wsiedli do pociagu i szybko przemieszali sie z tymi, ktorzy byli w srodku. W drugim wagonie dwoch mezczyzn usilowalo sie przepchnac obok policjanta, twierdzac, ze nic nie widzieli i nic nie wiedza, a sa juz mocno spoznieni. Zablokowal im droge pistoletem maszynowym uniesionym w poprzek na wysokosc piersi, po czym zmusil ich do wejscia do przedzialu; zaczeli narzekac na arogancje policji i nierespektowanie przez nia praw obywatelskich.
Ostatecznie stwierdzono, ze w pociagu znajduje sie tylko trzydziestu czterech pasazerow, nie liczac tych, ktorzy wsiedli przed chwila, za funkcjonariuszami. W ciagu polgodziny policjanci zdazyli spisac nazwiska i adresy podroznych oraz zapytac ich. czy nie zauwazyli nic podejrzanego. Dwie osoby przypomnialy sobie czarnego handlarza, ktory wysiadl w Vicenzie: ktos widzial dlugowlosego, brodatego mezczyzne wychodzacego z toalety przed Werona; ktos inny wspomnial, ze w Mestre wysiadla kobieta w futrzanej czapie, ale poza tym mc niezwyklego nie rzucilo sie nikomu w oczy.
Wszystko wskazywalo na to, ze pociag pozostanie na stacji przez cala noc. Czesc pasazerow wysiadla, aby zadzwonic do krewnych w Triescie i uprzedzic ich o spoznieniu, kiedy na torze za pociagiem pojawil sie elektrowoz. Polaczono go z ostatnim wagonem, kiery tym samym przemieniono w poczatek skladu. Nastepnie trzej mechanicy w niebieskich kombinezonach zeszli z peronu na szyny i odlaczyli dotychczasowy pierwszy wagon, w ktorym wciaz znajdowaly sie zwloki. Wzdluz wagonow przebiegl konduktor, wolajac: