Rozdzial 5
Guido Brunetti dowiedzial sie o zamordowaniu mecenasa Carla Trevisana dopiero nazajutrz rano, w dodatku w zupelnie nieprofesjonalny sposob, gdyz z ogromnego naglowka w „Il Gazzettino”, tego samego dziennika, ktory dwukrotnie wychwalal
Brunetti uniosl glowe i przesunal wolno nic nie widzacym wzrokiem po straganach uginajacych sie od owocow i warzyw. Rutynowe dochodzenie? Kto mial wczoraj dyzur? Czemu go nie powiadomiono? A skoro nie skontaktowano sie z nim, to w takim razie z kim?
Ruszyl dalej w kierunku komendy, przypominajac sobie po drodze wszystkie dochodzenia prowadzone aktualnie i zastanawiajac sie, komu przydzielone zostanie sledztwo w sprawie morderstwa. Sam wlasnie konczyl sprawe, ktora na drobna, wenecka skale wiazala sie z ogromna pajeczyna przekupstwa i korupcji, jaka w ciagu ostatnich kilku lat wyrosla w Mediolanie i rozprzestrzenila sie na caly kraj. Pobudowano autostrady, w tym jedna laczaca miasto z lotniskiem, wydajac na to miliardy lirow. Dopiero po ukonczeniu budowy zaczeto sie zastanawiac, ze polaczenie z nieduzym lotniskiem, przystosowanym do obslugi ponizej stu lotow dziennie, znakomicie zapewnialy istniejace drogi, tym bardziej ze wielu podroznych i tak wolalo korzystac z regularnie kursujacych tramwajow wodnych oraz prywatnych lodzi. Zakwestionowano sens wylozenia tak ogromnych kwot z pieniedzy publicznych na budowe autostrady, ktorej powstania w zaden logiczny sposob nie dawalo sie uzasadnic. W koncu sprawa trafila do Brunettiego, co doprowadzilo do wystawienia nakazu zamrozenia aktywow oraz aresztowania wlasciciela firmy budowlanej, wykonawcy wiekszosci prac przy kladzeniu autostrady, a takze trzech czlonkow rady miejskiej, ktorzy najzagorzalej walczyli o to, aby miasto z ta konkretna firma podpisalo kontrakt.
Drugi
Tak wiec, doszedlszy do gmachu komendy. Brunetti wcale sie nie zdziwil, gdy straznicy przy drzwiach oznajmili mu na powitanie:
– Szef chce pana widziec.
Jesli
Brunetti wszedl do swojego gabinetu, powiesil plaszcz, po czym zerknal na biurko. Nie dojrzal na nim nic, czego nie bylo tam ubieglego wieczoru, zatem raporty sporzadzone w zwiazku z morderstwem trafily bezposrednio do Patty. Zbiegl tylnymi schodami na dol i otworzyl drzwi pokoju, w ktorym urzedowala sekretarka szefa. Signorina Elettra Zorzi, podobna do konwalii w bialej sukience z krepdeszynu prowokujaco pofaldowanej na piersiach, wygladala tak, jakby zjawila sie w biurze wylacznie po to, aby spotkac sie z fotografem z „Vogue”.
–
– Trevisan? – spytal Brunetti.
Skinela glowa.
– Szef od dziesieciu minut rozmawia przez telefon. Z burmistrzem.
– Kto zadzwonil do kogo?
– Burmistrz do szefa – odparla. – A dlaczego pan pyta? Czy to istotne?
– Tak, bo oznacza, ze pewnie nic nie wiemy.
– Dlaczego?
– Gdyby szef zadzwonil do burmistrza, oznaczaloby to, ze chce zapewnic burmistrza, ze nad wszystkim panujemy, ze mamy podejrzanego, ktory wkrotce przyzna sie do winy. Ale jesli dzwoni burmistrz, oznacza to, ze sprawa Trevisana jest wazna i zalezy mu, bysmy sie z nia szybko uporali.
Signorina Elettra zamknela pismo i przesunela je na skraj biurka. Brunetti pamietal, ze na poczatku chowala pisma do szuflady; teraz nawet nie przekrecala ich wierzchem do dolu.
– O ktorej sie zjawil? – spytal.
– O osmej trzydziesci. – I zanim Brunetti zdazyl zapytac o cokolwiek wiecej, oznajmila: – Powiedzialam mu, ze pan juz jest w pracy, ale musial na chwile wyjsc, zeby przesluchac sluzaca Leonardisow.
Brunetti rozmawial ze sluzaca wczorajszego popoludnia w zwiazku ze sledztwem w sprawie wlasciciela firmy budowlanej; rozmawial, ale niczego sie od niej nie dowiedzial.
–
Zerknawszy na biurko, sekretarka szefa spostrzegla, ze czerwone swiatelko na telefonie przestalo mrugac.
– Skonczyli rozmawiac.
Brunetti skinal glowa i ruszyl do drzwi gabinetu. Zastukal, poczekal na okrzyk
Chociaz
– Gdzies sie podziewal? – spytal szef zamiast powitania.
– Wpadlem do Leonardisow. Porozmawiac z ich sluzaca.
– I co?
– Nic nie wie.
– Niewazne. – Patta wskazal krzeslo stojace przed biurkiem. – Siadaj, Brunetti. – A kiedy komisarz spelnil polecenie, zapytal: – Slyszales juz? – Nie musial tlumaczyc, co ma na mysli.
– Tak – potwierdzil Brunetti. – Jak to sie stalo?
– Ktos zastrzelil go wczoraj wieczorem w pociagu z Turynu. Oddal dwa strzaly, oba w korpus. Jeden pocisk pewnie rozerwal tetnice, bo bylo mnostwo krwi.
Skoro Patta powiedzial „pewnie”, oznaczalo to, ze tylko zgaduje – jeszcze nie wykonano sekcji.
– Gdzie pan byl wieczorem? – zapytal
– Z zona na kolacji u przyjaciol.
– Dzwoniono do ciebie do domu.
– Bylismy u przyjaciol – powtorzyl Brunetti.
– Dlaczego nie kupisz sekretarki automatycznej?
– Mam dwoje dzieci.
– Co to ma do rzeczy?
– Musialbym wiecznie odsluchiwac wiadomosci nagrane przez ich kolegow i kolezanki.
Albo wiadomosci od wlasnych dzieci, dodal w myslach Brunetti tlumaczacych sie wykretnie, dlaczego sie spoznia lub dlaczego wciaz ich nie ma w domu.
– Ciebie nie zastali, wiec zadzwonili do mnie – oswiadczyl
Brunetti odniosl wrazenie, ze Patta oczekuje przeprosin. Nic nie powiedzial.
– Pojechalem na stacje.