Donna Leon

Smierc I Sad

Komisarz Guido Brunetti 04

Przelozyla: Julita Wroniak

Toni Sepedzie

i Craigowi Manleyowi

Questo e i fin di chi fa mal; E de’ perfidi la morte Alla vita e sempre ugual.

Taki koniec lotrow spotyka;

Nikczemna smierc zloczyncy

Zawsze z jego zywota wynika.

libretto opery Don Giovanni Mozarta

Rozdzial 1

W ostatni wtorek wrzesnia, ponad miesiac wczesniej niz mozna bylo oczekiwac, w gorach oddzielajacych polnocne Wlochy od Austrii spadl snieg. Ciezkie chmury nadciagnely nie wiadomo skad i bez zadnego ostrzezenia; sniezyca rozpetala sie nagle. Wystarczylo pol godziny, aby drogi wiodace do przeleczy nad Tarvisio staly sie sliskie i smiertelnie niebezpieczne. Od miesiaca nie padal deszcz, totez pierwszy snieg pokryl nawierzchnie lsniaca od oleju i smarow.

Polaczenie to okazalo sie katastrofalne dla szesnastokolowego tira z rumunskimi tablicami rejestracyjnymi, wedlug listy przewozowej transportujacego dziewiecdziesiat metrow szesciennych sosnowych desek. Tuz na polnoc od Tarvsio, na zakrecie przy wjezdzie na autostrade prowadzaca w cieplejsze, bezpieczniejsze rejony Wloch, kierowca zahamowal zbyt gwaltownie i stracil panowanie nad ogromnym pojazdem. Ciezarowka zjechala z szosy z predkoscia piecdziesieciu kilometrow na godzine, zlobiac glebokie koleiny w nie zamarznietej jeszcze glebie, obijajac sie o drzewa i kladac pokotem te, ktore znalazly sie na jej drodze. Dotarla na samo dno wawozu, gdzie roztrzaskala sie o skale u podstawy poteznej gory. Towary z rozbitej skrzyni rozsypaly sie wokol szerokim lukiem.

Pierwsi na miejscu wypadku byli kierowcy innych tirow, ktorzy zatrzymali sie natychmiast, aby pomoc jednemu ze swoich. Rzucili sie do szoferki, ale dla kierowcy nie bylo juz ratunku: z czaszka wgnieciona przez konar wisial bezwladnie na zapietym pasie, do polowy wychylony przez otwor po drzwiach wyrwanych z zawiasow przez ten sam konar. kiedy ciezarowka zahaczyla o niego w swoim szalenczym pedzie w dol zbocza. Mezczyzna wiozacy transport swin do wloskiej rzezni wspial sie na pogruchotana maske tira, zeby sprawdzic, w jakim stanie jest drugi kierowca. Fotel pasazera byl pusty, co oznaczalo, ze drugi kierowca wypadl w chwili zderzenia.

Czterech mezczyzn, slizgajac sie, rozeszlo sie po zboczu, zeby zbadac teren; piaty wrocil na gore, aby ustawic na szosie swiatla ostrzegawcze i zawiadomic przez krotkofalowke polizia stradale. Snieg pasal gesto, wiec dopiero po dluzszym czasie ktos zauwazyl skrecone cialo lezace blizej tira niz drogi. Dwoch mezczyzn puscilo sie biegiem, majac nadzieje, ze przynajmniej jeden kierowca przezyl katastrofe.

Potykajac sie w pospiechu, czasem nawet osuwajac na kolana, z trudem pokonywali te sama zasniezona trase, ktora ogromny pojazd przebyl z taka latwoscia. Pierwszy z mezczyzn ukleknal przy nieruchomej postaci i zaczal strzepywac cienka warstwe bieli; chcial sie przekonac, czy lezacy wciaz oddycha. Nagle jego palce zaplataly sie w dlugie wlosy, a kiedy odgarnal snieg z twarzy, ujrzal drobne, niewatpliwie kobiece rysy.

Wtem uslyszal za soba wolanie. Odwrocil sie szybko i przez padajacy snieg dojrzal sylwetke kolegi, ktory wlasnie schylal sie nad czyms, co lezalo kilka metrow na lewo od kolein pozostawionych przez pedzacego tira.

– Co tam masz? – zawolal, przykladajac palce do szyi dziwnie skreconej postaci.

– To kobieta! – odkrzyknal tamten.

I akurat kiedy pierwszy kierowca zdal sobie sprawe, ze nie wyczuwa pod palcami tetna, tamten znow zawolal:

– Nie zyje!

Mezczyzna, ktory pierwszy znalazl sie przy rozbitej skrzyni tira, powiedzial pozniej, ze kiedy je ujrzal, przyszlo mu do glowy, ze ciezarowka wiozla manekiny, wiecie, takie plastikowe figury, ktore ubiera sie w ciuchy i stawia w sklepowych witrynach. Widzial ich przynajmniej szesc; lezaly rozsypane na zasniezonym zboczu za wylamanymi tylnymi drzwiami pojazdu. Jedna dostala sie jakos pomiedzy deski stanowiace jego ladunek; lezala przy samych drzwiach, z nogami przygwozdzonymi do dna skrzyni przez stos popaczkowanych desek, zwiazanych tak solidnie, ze nawet wstrzas wywolany zderzeniem tira ze skala nie zdolal zerwac sznurow. Ale dlaczego wszystkie manekiny maja na sobie palta? -przemknelo mezczyznie przez mysl. I skad te czerwone plamy na sniegu?

Rozdzial 2

Uplynelo ponad pol godziny od wezwania, zanim polizia stradale przybyla na miejsce wypadku, gdzie musiala sie zaraz zajac rozstawianiem swiatel i rozladowywaniem dwoch kilometrowych korkow, poniewaz nadjezdzajacy z obu stron kierowcy, ktorzy i tak jechali ostroznie z powodu zlych warunkow atmosferycznych, teraz zwalniali jeszcze bardziej, aby popatrzec przez szeroka wyrwe w metalowej balustradzie na lezacy w dole wrak ciezarowki. Ofiar nie widzieli.

Kiedy tylko pierwszy funkcjonariusz, ktory nie mogl zrozumiec, co wykrzykuja do niego kierowcy, zszedl na dol i zobaczyl lezace za tirem poskrecane ciala, natychmiast wrocil na gore i polaczyl sie przez radio z komenda w Tarvisio. Minelo zaledwie pare chwil, a zator na szosie powiekszyl sie o kolejne dwa samochody, z ktorych wysiadlo szesciu odzianych na czarno carabinieri. Pozostawiwszy wozy na poboczu, zbiegli do ciezarowki. Kiedy zorientowali sie, ze kobieta z nogami przygwozdzonymi przez deski wciaz zyje, wszelkie mysli o rozladowaniu korka na szosie wylecialy im z glowy.

Zamieszanie, ktore nastapilo, byloby komiczne, gdyby okolicznosci nie byly tak groteskowe. Stosy desek

Вы читаете Smierc I Sad
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату