– Ja nie chcialem! – wrzasnal Kannick. Glos chlopaka eksplodowal w ciszy i sprawil, ze Sejer podskoczyl, mimo ze byl na cos takiego przygotowany. – Stanal mi na drodze! Moze pan zapytac Morgana!

Mierzyl w klatke piersiowa Sejera i na pewno by go trafi!. Gdyby mogl nacisnac spust.

Sejer opuscil dlonie.

– Kannick, bron nie jest odbezpieczona. Potem dodal: – Kim jest Morgan?

Zaskoczony chlopak gapil sie na rewolwer. Oszolomiony, zaczal nerwowo szperac przy blokadzie, ale zdretwiale ze strachu palce odmawialy mu posluszenstwa. W koncu poradzil sobie. Jednak Sejer zdazyl juz wyciagnac wlasna bron, a za nim stal kedzierzawy mezczyzna, takze z pistoletem w dloni.

– Jest w sypialni – Kannick pociagnal nosem. Potem upuscil bron na podloge, zgial sie wpol i dostal gwaltownych torsji. Wciaz jeszcze stal w szafie i wymiotowal prosto na butwiejace deski podlogi. Wylewala sie z niego zupa i whisky. Sejer odczekal, az chlopak skonczy. Potem ostroznie podniosl bron, podal ja Skarremu i zostawil chlopca z kolega. Sam udal sie do sypialni.

Morgan stal za drzwiami i czekal. Teraz resztka sil, jakie mu pozostaly, puscil sie biegiem w strone lasu. Minal podworze i znalazl sie wsrod drzew. Poprzez zarosla Ellmann dostrzegl jasne wlosy i kolorowe szorty. Bandyta nie mial szans.

Policjant pochylil sie, ujal glowe psa i szepnal mu do ucha:

– Zeb, bierz go!

Zwierze skoczylo naprzod i popedzilo jak futrzana blyskawica. Morgan nie slyszal pedzacego za soba zwierzecia ani zadnego okrzyku, jedynie wlasne kroki na suchym poszyciu. Biegl, lecz po chwili opadl z sil. Zeb zauwazyl dwie biale dlonie i postanowil chwycic za lewa. W tym, co mial wlasnie zrobic, nie bylo nawet cienia agresji – lata treningu i rozkaz do wykonania, nic wiecej. Morgan zatrzymal sie, ciezko dyszac. Czul, ze kolana sie pod nim uginaja. Musial sprawdzic, czy ktos go nie goni. W tej samej chwili potknal sie i wyladowal na brzuchu. Odwrocil sie na bok i usiadl na trawie. Przerazony gapil sie na to, co pedzilo ku niemu. Czarne podpalane zwierze z wyszczerzonymi, zoltymi zebami i wywalonym, czerwonym jezykiem. Pies przykucnal, gotowy do skoku. Biale dlonie, w ktore wczesniej mierzyl, zniknely. Teraz widzial tylko czerwona twarz, a na srodku zolta plame. Latwy cel. Jednym poteznym skokiem znalazl sie tam i klapnal szczekami. Morgan wydal z siebie rozdzierajacy serce ryk. Kiedy dotarli do niego policjanci, siedzial, szlochajac, z twarza ukryta w dloniach. Sejer zatrzymal sie na chwile, zeby go posluchac. W tym skowycie slychac bylo niejaka ulge.

Rozdzial 21

Sara siedziala bez ruchu na skraju fotela, sluchajac Sejera, ktory opowiadal jej o wszystkim, co zaszlo w lesnej chacie. Pytala, w jakiej pozycji znaleziono Errkiego i czy odczuwal jakikolwiek bol. Glowny inspektor odparl, ze chyba nie. Najprawdopodobniej byl wyczerpany, a uplyw krwi ostatecznie pozbawil go sil. Jego smierc przypominala zapadniecie w sen. Sejer nie szczedzil czasu, probujac przypomniec sobie wszystkie szczegoly. Zostal tylko jeden detal.

– Nie moge uwierzyc, ze Errki nie zyje – wyszeptala. – Ze naprawde go nie ma. Widze go w myslach calkiem wyraznie. Gdzies indziej.

– Gdzie?

Kobieta usmiechnela sie z zaklopotaniem.

– Unosi sie gdzies w przestrzeni, bez zadnych zmartwien, i patrzy na nas. Mysli sobie: gdyby tylko ci wszyscy ludzie, walczacy z przeciwnosciami losu na ziemi, wiedzieli, jak tu jest pieknie.

Ten obraz wywolal przelotny, melancholijny usmiech na twarzy Sejera. Zastanawial sie wlasnie nad tym, co jej powiedziec, jakich uzyc slow, by zlagodzic wymowe tego, co bedzie musial jej przekazac.

– Rozplatalam ropuche – powiedziala nagle.

– Dziekuje. Co za ulga.

Miala na sobie cienki zakiet, ktorym teraz szczelniej sie otulila. Sejer nie wlaczyl gornego swiatla, tylko lampe na biurku. Zielony abazur rozsiewal po jego gabinecie wodnista poswiate.

– Jest cos, o czym powinna pani wiedziec.

Podniosla glowe i sprobowala odczytac wyraz jego twarzy.

– W kurtce Errkiego znalezlismy portmonetke. – Odchrzaknal. – Czerwona portmonetke, wlasnosc Halldis Horn. W srodku bylo okolo czterystu koron.

Zamilkl, czekajac na reakcje kobiety. Mial wrazenie, ze pobladla, ale w zielonkawej poswiacie trudno bylo stwierdzic na pewno.

– Jeden do zera dla Konrada – powiedziala, usmiechajac sie smutno.

– Nie traktuje tego w kategoriach rozgrywki – powiedzial. Nic innego nie przychodzilo mu do glowy.

– O czym pan mysli? – spytala Sara.

– Czy ktos po pania przyjedzie?

Pytanie wymknelo mu sie z ust, zanim zdazyl sie zastanowic. Chcial jej zaproponowac odwiezienie do domu. Lecz Gerhard na pewno mial samochod, zjawi sie wiec na wezwanie. Wyobrazil go sobie, jak siedzi w salonie, patrzy na zegar, potem na telefon, gotowy pojechac po kobiete, ktora nalezala do niego i do nikogo innego.

– Nie – powiedziala, wzruszajac ramionami. – Wzielam taksowke. Pan domu jezdzi tylko wozkiem inwalidzkim. Zamkniety w domu i skazany na moje towarzystwo. Jest chory na stwardnienie rozsiane.

Sejer oslupial. Nie potrafil wyobrazic sobie Sary z mezem inwalida, bo w myslach wszystko poukladal sobie zupelnie inaczej. Nadszedl czas zlozyc kobiecie niezupelnie bezinteresowna propozycje.

– W takim razie moze ja odwioze pania do domu?

– A moglby pan?

– I tak nikt na mnie nie czeka. Mieszkam sam.

Co za roznica – predzej czy pozniej i tak musialby jej o tym powiedziec.

Mieszkam sam.

Czy kiedykolwiek wczesniej scharakteryzowal sie w taki sposob? Czy tylko podawal swoj stan cywilny – „wdowiec' lub „samotny'?

W samochodzie dlugo milczeli. Katem oka Sejer dostrzegl jej kolana. Reszta byla tylko obecnoscia, przeczuciem, tesknota. Obie dlonie oparl na kierownicy, ujawniajac gleboko skrywany sekret. Mial wrazenie, ze oglaszaja wszem i wobec, ze pragna kogos przytulic. O czym myslala Sara? Nie smial odwrocic wzroku i spojrzec na nia. Errki nie zyl. Poswiecila mu tyle miesiecy, a mimo to nie udalo jej sie uratowac chlopaka.

Pilotowala go do swojej ulicy. Kiedy zatrzymal sie przed jej domem, zdal sobie sprawe, ze pragnie wyruszyc z nia w podroz na koniec swiata i z powrotem.

– Wiem, ze to nieracjonalne – odezwala sie nagle – ale bardzo trudno mi to zrozumiec.

– Smierc Errkiego?

– To, ze mogl zabic Halldis Horn.

Sejer przebieral nerwowo palcami. Po chwili powiedzial z zaklopotaniem:

– Dzisiaj cos mi juz pani powiedziala. Ze raz na jakis czas zdarzaja sie rzeczy, ktorych po prostu nie potrafimy wyjasnic.

Wzruszyla ramionami.

– Nie mam zamiaru sie poddawac.

– To znaczy?

– Bede musiala poszukac wyjasnienia, przeanalizowac, jak to wszystko moglo sie stac.

– Gdzie bedzie pani szukac?

– W moich papierach, w pamieci. Przypomne sobie to, co mowil, i to wszystko, czego nie powiedzial. Po prostu musze go zrozumiec.

– Powie mi pani, co pani odkryje?

Wreszcie podniosla wzrok i usmiechnela sie.

– Czy moglby mnie pan odprowadzic do domu? – spytala.

Zaskoczyla go ta prosba, ale poslusznie odprowadzil ja do drzwi i poczekal, az wlozy klucz do zamka po tym, jak przelotnie nacisnela przycisk dzwonka. To pewnie sygnal dla Gerharda, ze wraca do domu. Sejer nie chcial spotkac sie z jej mezem. Gdyby go poznal, mysli o ich zwiazku stalyby sie az nadto realne. Mieszkala w

Вы читаете Kto sie boi dzikiej bestii
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату