po raz kolejny siegnal po Narody swiata i dlugo wpatrywal sie w indyjska pieknosc. Wprost trudno mu bylo sobie wyobrazic, zeby mogla istniec kobieta tak zachwycajaco piekna, tak zlocista i gladka, tak nadzwyczajnie delikatna. Smukla dlonia zebrala szal pod broda. Na nadgarstkach nosila bransolety, a w czarnych zrenicach odbijal sie blysk swiatla – moze slonce? Patrzyla prosto na Gundera. Prosto w jego stesknione oczy, duze i blekitne. Zamknal je. Podazyla za nim w jego sen. Drzemiac w fotelu, odplynal ze zlocista pieknoscia. Nic nie wazyla. Jej krwistoczerwony stroj trzepotal wokol jego twarzy.

Postanowil zadzwonic z pracy, podczas przerwy na lunch. Wszedl do pustego biura, z ktorego prawie nie korzystano. Zostalo zamienione w magazyn. Przy scianach pietrzyly sie pudla z segregatorami i teczkami, plakat na scianie przedstawial ogorzalego mezczyzne jadacego traktorem po polu. Pole bylo tak ogromne, ze siegalo az po zamglony blekitny horyzont. Wygladalo zupelnie jak morze. BEZ FARMEROW NIE MA NORWEGII, glosil napis. Gunder wybral numer.

– Wcisnij dwa, jesli chcesz jechac za granice – polecil mu glos.

Wcisnal odpowiedni klawisz.

– Prosze czekac, przed toba jest dziewietnastu oczekujacych – oznajmil inny glos.

Komunikat powtarzal sie co jakis czas. Gunder bebnil palcami w podkladke, potem probowal narysowac indyjskiego smoka. Przez okno zobaczyl, jak przed sklep zajezdza samochod. Przed toba jest szesnastu oczekujacych… Dziesieciu… Osmiu… Czul, ze to odliczanie przybliza go do czegos niezmiernie waznego. Serce bilo mu coraz szybciej, z coraz wiekszym zapalem rysowal niezgrabnego smoka. Z czarnego forda wysiadl Svarstad, farmer. Byl dobrym klientem, zawsze chcial, zeby obslugiwal go Gunder, i nie znosil czekac. Sprawa robila sie coraz bardziej pilna. W sluchawce rozlegla sie muzyka, a glos obwiescil, ze Gunder za chwile zostanie polaczony z konsultantem. Wlasnie wtedy do pokoju wpadl Bjornsson, jeden z mlodszych sprzedawcow.

– Svarstad przyjechal i pyta o ciebie. A co ty tu wlasciwie robisz?

– Zaraz przyjde. Zagadaj go przez chwile. Porozmawiajcie o pogodzie, ostatnio jest piekna.

Gunder skupil uwage na sluchawce, w ktorej odezwala sie jakas kobieta.

– Ale on mnie ignoruje! – poskarzyl sie Bjornsson.

Gunder machnal tylko reka. Bjornsson wreszcie zrozumial i wyszedl. Po drugiej stronie szyby Gunder widzial zniecierpliwiona twarz Svarstada. Farmer spogladal na zegarek z mina swiadczaca o tym, ze nie ma wiele czasu i ze dziwi sie, dlaczego wszyscy od razu do niego nie przybiegli.

– Chodzi o to, ze chcialbym poleciec do Indii, do Bombaju – powiedzial Gunder. – Za dwa tygodnie.

– Z portu lotniczego Gardermoen? – zapytal glos.

– Tak. Wylot w piatek za dwa tygodnie.

Uslyszal zadziwiajaco szybki stukot klawiszy klawiatury.

– Musi pan poleciec do Frankfurtu o 10.15 – odezwala sie kobieta. – Z Frankfurtu odlot o 13.10, przylot czterdziesci minut po polnocy czasu miejscowego.

Gunder notowal jak szalony.

– To znaczy?

– Roznica czasu wynosi trzy i pol godziny.

– Doskonale. Chcialbym zarezerwowac bilety. Ile to kosztuje?

– Bilet w dwie strony?

Zawahal sie. A jesli nie bedzie wracal sam? Na to przeciez liczyl, o tym marzyl i tego pragnal.

– Czy pozniej bede jeszcze mogl zmienic rezerwacje?

– Owszem.

– W takim razie poprosze bilet w dwie strony.

– To bedzie szesc tysiecy dziewiecset koron. Odbierze pan bilet na lotnisku czy mamy go panu przeslac?

– Prosze przeslac. – Podal nazwisko, adres i numer karty kredytowej. – Blindveien numer dwa.

– Jeszcze jeden drobiazg – powiedziala kobieta, zapisawszy dane. – To miasto nie nazywa sie juz Bombaj.

– Naprawde? – zdziwil sie Gunder.

– Od 1995 roku jego oficjalna nazwa brzmi Mombaj.

– Bede o tym pamietal – obiecal.

– Linie SAS zycza panu przyjemnej podrozy.

Odlozyl sluchawke. W tej samej chwili Svarstad ze wsciekla mina wtargnal do biura. Zamierzal kupic kombajn i najwyrazniej postanowil pouzywac sobie na Gunderze. Ten zakup to bylo dla niego wielkie przezycie. Zawziecie uprawial rodzinna farme i nie bylo mowy o tym, zeby jakakolwiek maszyne kupil na spolke z innym farmerem. Byl nie do zniesienia.

– Svarstad! – Gunder poderwal sie z fotela. Po tym, co sie wydarzylo, na twarzy wykwit! mu rumieniec. – Zabierzmy sie do pracy!

Przez kolejne dni Gunder nie mogl znalezc sobie miejsca. Mial problemy z koncentracja i snil na jawie, za to trudno mu bylo zasnac noca. Lezac w lozku, myslal o dlugiej podrozy i o kobiecie, ktora byc moze spotka. Wsrod dwunastu milionow mieszkancow Bombaju – Mombaju, poprawil sie w myslach – powinna znalezc sie jedna dla niego. Zyje sobie tam jakby nigdy nic, niczego nie podejrzewajac. Postanowil kupic jej upominek, cos spotykanego tylko w Norwegii, czego nigdy wczesniej nie widziala. Na przyklad norweska filigranowa broszke do jej czerwonego stroju. Albo do niebieskiego, albo zielonego. W kazdym razie koniecznie broszke. Nazajutrz pojedzie do miasta i poszuka. Nie powinna byc duza i rzucac sie w oczy, raczej niewielka i dyskretna. Taka w sam raz do spiecia szala, oczywiscie, jesli jego przyszla zona nosi szale. A jesli woli spodnie i swetry? Coz on moze wiedziec na ten temat? Wyobraznia pracowala jak szalona, nie pozwalajac mu zasnac. Czy bedzie miala czerwona kropke na czole? W myslach dotknal kropke palcem, a kobieta usmiechnela sie niesmialo.

– Bardzo ladne – powiedzial w ciemnosc po angielsku. Musial cwiczyc sie w tym jezyku. – Bardzo dziekuje. Do zobaczenia.

Troche juz potrafil.

Svarstad wlasciwie podjal juz decyzje: wybral dominatora model 58S. Gunder pochwalil jego wybor.

– Dobre jest tylko to, co najlepsze – powiedzial z usmiechem dumny ze swego indyjskiego sekretu. – Szesciocylindrowy silnik Perkinsa, sto koni mocy, trzystopniowa reczna skrzynia biegow z hydrauliczna regulacja predkosci, szerokosc koszenia trzy metry szescdziesiat centymetrow.

– A cena? – zapytal ponuro Svarstad, choc doskonale wiedzial, ze takie cudo kosztuje piecset siedemdziesiat tysiecy koron.

Gunder skrzyzowal rece.

– Bedziesz tez potrzebowal nowej prasy do slomy. Zdecyduj sie wreszcie na porzadna inwestycje i spraw sobie quadranta. Nie masz przeciez duzego magazynu.

– Musze miec okragle bele. Z duzymi nie dam sobie rady.

– To tylko kwestia przyzwyczajenia – odparl niezrazony Gunder. – Majac odpowiedni sprzet, bedziesz mogl zatrudniac mniej pracownikow sezonowych. Przeciez Polacy tez kosztuja, prawda? Dzieki nowemu dominatorowi i prasie obejdziesz sie bez nich. Zaproponuje ci superkorzystna cene, obiecuje.

Svarstad zamyslil sie, zujac zdzblo trawy. Ogorzale od slonca i wiatru czolo przecinala gleboka zmarszczka. W gleboko skrytych oczach czail sie smutek, ktory zaczal stopniowo ustepowac przed swietlana wizja. Zaden zdrowo myslacy sprzedawca nie probowalby namowic do kupna dodatkowego sprzetu kogos, kto z trudem mogl sobie pozwolic na kombajn, ale Gunder zaryzykowal i jak zwykle wygral.

– Potraktuj to jako inwestycje w przyszlosc – ciagnal. – Jestes jeszcze calkiem mlody. Dlaczego mialbys poprzestac na byle czym? Harujesz jak wol. Duze bale latwo ukladac warstwami, a w dodatku zajmuja mniej miejsca. W tej okolicy jeszcze nikt sie na to nie odwazyl, ale niedlugo beda pchac sie drzwiami i oknami, zeby zobaczyc, jak ty to robisz.

Ten argument okazal sie decydujacy. Svarstadowi az sie oczy zaswiecily na mysl o sasiadach wpraszajacych sie do jego obejscia, lecz najpierw musial zadzwonic. Gunder zaprowadzil go do pustego biura, sam zas zaczal szykowac umowe. Transakcja wlasciwie zostala juz zawarta. Sprawy nie mogly ulozyc sie lepiej: duzy sukces przed dluga podroza. Z czystym sumieniem mogl wyruszyc w droge.

Вы читаете Utracona
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату