– Oczywiscie, wszystko jest okej.

Nawet jesli zdawal sobie sprawe, ze cos ja gryzlo, wiedzial, ze najlepiej zrobi, jak nie bedzie zadawal kolejnych pytan.

Oswiadczyny Johana calkowicie zaskoczyly Emme. W pewien sposob wydawaly sie nieuniknione, tak jakby ostateczna decyzja dotyczaca ich zwiazku musiala zapasc wczesniej czy pozniej. Mieli dziecko. Emma podjela decyzje juz wtedy, gdy postanowila zachowac dziecko i rozbic swoje malzenstwo. Mimo wszystko zdawala sobie sprawe, ze odkad poznala Johana, ciagle zmieniala zdanie i uwazala, ze byl to cud, ze jej jeszcze nie zostawil. Ze nie zmeczyl sie jej wahaniem juz dawno temu.

Przed chwila pojechal do miasta, do pracy. Pocalowal ja, zanim wyszedl, ale o nic nie pytal, nie probowal wydusic z niej odpowiedzi. Podazala za nim wzrokiem, gdy szedl w kierunku samochodu po pokrytej sniegiem sciezce. Ciemne krecone wlosy, brazowa wytarta skorzana kurtka, wyblakle dzinsy.

Z jednej strony decyzja byla bardzo prosta, kochala go i gdy sie zastanowila, bylo dla niej oczywiste, ze sie pobiora. Z drugiej strony bala sie, zeby ich zwiazek z czasem nie zaczal przypominac jej malzenstwa z Ollem. Rutyna i szarosc dnia codziennego, ktore zakradaly sie miedzy ludzi, gdy tylko mijal pierwszy entuzjazm po zamieszkaniu razem. Zauroczenie, ktore pomalu znikalo i nieuchronnie prowadzilo do tego, ze nie rozpalali sie wzajemnie. Zycie seksualne zamieralo, poniewaz nikt nie mial sily na podsycanie dawnego zaru. Wszystko stawalo sie mechaniczne i z poczucia obowiazku.

Zadrzala, lezac pod koldra, ktora pachniala Johanem. Nie moglo sie tak stac. Wstala, wlozyla pantofle i T-shirt, ktory lezal na kanapie od poprzedniego wieczoru. Poszla do sypialni i pochylila sie nad lozeczkiem, w ktorym drzemala Elin. Do kuchni wpadaly promienie slonca. Wydawalo sie to niemal nierzeczywiste po tygodniach szarugi. Zdala sobie sprawe, ze niemal zapomniala, jak wygladalo slonce.

Nastawila kawe i zrobila tosty. Usiadla na swoim miejscu przy oknie i spojrzala na pokryty sniegiem krajobraz. Napadalo tak duzo, ze dzieci mogly jezdzic na sankach, z czego bardzo sie cieszyla. W poblizu znajdowal sie pagorek, z ktorego uwielbialy zjezdzac. Niedlugo Elin bedzie mogla pojsc tam razem z Sara i Filipem.

Teraz byly u swojego taty. Zaczela przyzwyczajac sie do tego, ze byla z dziecmi co drugi tydzien i czasem nawet sie cieszyla, ze moze byc sama z Elin. Spojrzala na krzeslo stojace naprzeciw niej. Przez te wszystkie lata siedzial na nim Olle i pil swoja zielona herbate, ktorej zapachu nie znosila. Johan cale szczescie nie pijal zielonej herbaty.

Zastanawiala sie, jakie inne przywary wyjda na jaw, gdy zamieszkaja razem. Cos, co Johan trzymal dotychczas w tajemnicy, ale co ujrzy swiatlo dzienne, jak tylko wprowadzi sie tu ze swoimi manatkami.

Odtad to on tam bedzie siedzial, pomyslala i sprobowala wyobrazic sobie Johana na krzesle naprzeciwko. Jak dlugo wytrzyma milosc tym razem?

Westchnela i wlozyla jeszcze jedna kromke chleba do tostera. Oczywiscie zdawala sobie sprawe, ze byla zrazona nieudanym malzenstwem i ze najprawdopodobniej widziala wszystko w zbyt ciemnych kolorach. Nic nie wskazywalo na to, ze i tym razem pojdzie tak zle.

Gdy skonczyla jesc sniadanie i posprzatala ze stolu, zajrzala jeszcze raz do Elin. Ciagle spala.

Wracajac z sypialni, dostrzegla swoje odbicie w malym, okraglym lustrze wiszacym w korytarzu. Zatrzymala sie, zdjela je z haka i zaniosla do sypialni. Nastepnie polozyla sie na lozku, trzymajac lustro przed soba.

Lezala tak przez chwile i przygladala sie swojej zimowo bladej twarzy. Oczy byly smutne i zaspane, usta bezbarwne, tylko wlosy, ktore splywaly na poduszke, byly nadal dosc ladne. Kim tak wlasciwie byla i czego chciala? Urodzila troje dzieci, ale ciagle czula sie jak zagubiona mala dziewczynka. Tak naprawde nie wiedziala, kim byla osoba, ktora widziala w lustrze. Wiele osob ja kochalo, nigdzie jednak nie zapuscila korzeni. Nigdy nie byla zbyt pewna siebie.

Nagle zdala sobie sprawe, ze sama prawie nie podejmowala zadnych decyzji. Nie do konca. Byla bierna wobec zycia. Gdy spotkala Ollego, to on o nia zabiegal i wychodzil z wiekszoscia inicjatyw. Byl przystojny, sympatyczny, czuly i bardzo w niej zakochany. Czyzby przystala na ten zwiazek jak jakas ciamajda niemajaca wlasnego zdania?

Odsunela nieco od siebie lustro. Napotkala swoje spojrzenie. Co ona wyprawia? Czas wziac zycie w swoje rece.

Jak sie dobrze zastanowila, decyzja nie byla trudna. Nic a nic.

Poznym popoludniem Knutas dostal odpowiedz na wiele waznych pytan. Wittberg przyszedl do jego biura i usiadl na krzesle po drugiej stronie biurka. Wlosy mial zmierzwione, policzki zaczerwienione z powodu podekscytowania.

– Cholera, nie uwierzysz wlasnym uszom. Jest tego tak duzo, ze nie wiem, od czego zaczac.

– Zamieniam sie w sluch.

– Udalo mi sie skontaktowac zarowno z Sixtenem Dahlem, Mattisem Kalvalisem, jak i menedzerem Vigorem Haukasem. Tak jak podejrzewalismy, pojechali razem do Sztokholmu. Sixten Dahl podczas wernisazu zlozyl artyscie oferte, ktora temu trudno bylo odrzucic. Poniewaz ciagle jeszcze nie podpisal kontraktu z Egonem Wallinem, zgodzil sie, zeby w niedziele pojechac do Sztokholmu i zobaczyc galerie Dahla, spotkac jego wspolpracownikow i dowiedziec sie wiecej o ofercie. Jak dotychczas nie bylo w tym nic dziwnego. Lecz posluchaj tego: Galerie Egona Wallina kupil niejaki Per Eriksson ze Sztokholmu, tak?

– Tak, to juz wiedzielismy.

– Ale nie wiedzielismy, ze Per Eriksson jest fikcyjna osoba. Tak naprawde galerie kupil Sixten Dahl.

Wittberg odchylil sie do tylu z triumfujacym usmiechem na ustach.

– A niech to cholera.

Knutas siegnal po fajke.

– Musimy pojsc dalej tym tropem. Czy naszych dwoch przyjaciol z Litwy wroci na wyspe?

– Sa juz w hotelu. Wracaja na Litwe jutro po poludniu, pozwolilem wiec sobie wyznaczyc im spotkanie na komendzie jutro o dwunastej.

– Doskonale. A Sixten Dahl?

– Bedzie przesluchany jutro rano przez sztokholmska policje.

– Dobra robota, Thomas.

Zadzwonil telefon. Byl to lekarz sadowy, ktory mial wstepne wyniki sekcji zwlok. Knutas przykryl reka sluchawke.

– Cos jeszcze?

– I to niejedno.

– Zajmiemy sie tym na spotkaniu. Mam telefon od lekarza sadowego.

Wittberg zniknal za drzwiami.

– Zacznijmy od przyczyny smierci – powiedzial lekarz. – Wallin zostal uduszony kilka godzin przed powieszeniem. Wnioskujac z obrazen, zostal najprawdopodobniej napadniety od tylu i uduszony cienka linka, na przyklad struna fortepianowa. Na ramionach widac slady walki, pod paznokciami fragmenty naskorka i zadrapania na szyi, ktore wskazuja, ze stawial opor. Jednoczesnie linka tak gleboko wzela sie w cialo, ze…

– Dziekuje, to wystarczy, na razie nie potrzebuje takich dokladnych wyjasnien. – Knutas wraz z uplywem lat stawal sie coraz wrazliwszy. Obecnie nie potrafil zniesc szczegolowych opisow obrazen ofiar.

– No dobrze.

Lekarz odchrzaknal, w jego glosie dalo sie wyczuc nutke niezadowolenia.

– Co sie tyczy pozostalych obrazen, to ma on kilka mniejszych skaleczen na twarzy, guz nad jedna brwia i zadrapanie na policzku. Najprawdopodobniej powstaly one w zwiazku z napascia lub podczas ciagniecia go po ziemi.

Вы читаете Umierajacy Dandys
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату