Hugo Malmberg byl jednym z najbardziej uznanych wlascicieli galerii w Sztokholmie. Mial udzialy w duzej galerii na starym miescie Gamla Stan i dzieki udanym kontraktom w latach osiemdziesiatych udalo mu sie zbic niewielka fortune, ktora od tamtego czasu ciagle sie powiekszala.

Zwawo pomaszerowal w strone mostu Vasterbron, zeby pobudzic krazenie krwi. Zimno czynilo bolesnym kazdy oddech. Szwecja nie jest stworzona dla ludzi, myslal. Jesli istnial Bog, zapomnial o tej dziurze na polnocy Europy. Miasto bylo pograzone w zlodowacialym odretwieniu. Warstwa lodu pokrywajaca porecz mostu blyszczala w swietle latarni ulicznych. Przed nim wyrosl most ze swoim ladnie wygietym lukiem, spod ktorego tafla lodu ciagnela sie az do centrum miasta. Jeszcze wyzej podniosl kolnierz i wlozyl rece pod plaszcz.

Jak na zlosc autobus nocny przejechal kolo niego, gdy byl na moscie Vasterbron. Nie przyszlo mu do glowy, ze moglby pojechac autobusem. Pod soba widzial wyspe Langholmen z ogoloconymi drzewami i skalami. Wiekszosc tej dawnej wyspy-wiezienia pokrywal las, zas wzdluz jej brzegow znajdowaly sie glownie miejsca na lodzie.

Kawalek dalej zaczynaly sie schody, ktorymi mozna bylo zejsc z mostu prosto na opustoszala wyspe.

Nagle zauwazyl postac, ktora poruszala sie na dole miedzy drzewami. Mezczyzna ubrany byl w ciemna pikowana kurtke, na glowie mial dziana czapke.

Gdy mijal schody, ich spojrzenia sie spotkaly. Ubrany na ciemno mezczyzna byl wysoki i wydawal sie muskularny. Twarz mial delikatna, spod czapki wystawaly krecone blond wlosy.

Hugo nie zdobyl sie na zadne slowo. To dziwna sytuacja, byli sami w srodku zimnej nocy, moze powinni sie pozdrowic. Mlody mezczyzna jest niesamowicie atrakcyjny, pomyslal Hugo. A niech tam, teraz chcial tylko jak najszybciej byc w domu. Policzki zdretwialy mu z zimna. Przyspieszyl kroku.

Za soba nie slyszal zadnych dzwiekow. Nie wiedzial, czy mezczyzna, ktorego widzial przy schodach, szedl za nim, czy poszedl w przeciwnym kierunku, w strone Sodermalm. W koncu nie mogl sie oprzec pokusie i obejrzal sie za siebie. Drgnal zaskoczony – nieznajomy byl tylko kilka krokow za nim, lekko sie usmiechal i patrzyl mu prosto w oczy.

Nie wiedzac, jak ma odczytywac usmiech, Hugo Malmberg szedl dalej.

Gdy zblizal sie do szczytu mostu, wiatr sie wzmogl. Powietrze bylo tak ostre i zimne, ze prawie nie mogl oddychac.

Szedl przez centrum Sztokholmu i nie mogl sobie przypomniec, zeby kiedykolwiek widzial miasto tak opustoszale. Wszystko dookola bylo znieruchomiale, zamarzniete, tak jakby zycie miasta nagle skamienialo, zastyglo podczas ruchu. Takie same uczucia towarzyszyly mu, gdy podziwial sztuke. Zrecznie namalowany obraz sprawial, ze wszystko dookola niego na chwile zastygalo, jak na fotografii – czas i miejsce ulatywaly i jedyne, co pozostawalo, to byl on sam i obraz, ktory podziwial.

Az znow zobaczyl nieznajomego. Nagle byl przed nim. Jak to sie stalo? Stal po drugiej stronie mostu i patrzyl prosto na niego.

Hugona ogarnelo nieprzyjemne uczucie. Cos bylo nie tak w zachowaniu tego mlodego mezczyzny. W tym momencie zdal sobie sprawe, jak bardzo byl wystawiony na niebezpieczenstwo, znajdowal sie na srodku mostu, widoczny z daleka, bez najmniejszej szansy, zeby sie schowac, jesli ktos chcialby go napasc. Oczywiscie mogl probowac uciekac, ale napastnik z pewnoscia dogonilby go, zanim zdazylby sie rozpedzic.

W oddali na ulicy Norr Malarstrand zobaczyl osamotniona taksowke jadaca w strone centrum.

Szedl dalej, nie spuszczajac oczu z mezczyzny po drugiej stronie. Nagle uslyszal dzwiek silnika, ktory przeszedl wkrotce w ogluszajace dudnienie. Z naprzeciwka nadjezdzal z duza predkoscia samochod ciezarowy. Udalo mu sie dojrzec twarz kierowcy, gdy przejezdzal obok.

Gdy ciezarowka go minela, po mezczyznie na moscie nie bylo sladu.

W sobote zbudzilo Knutasa dzwonienie telefonu. Od razu poznal glos Sohlmana.

– Znalezlismy miejsce zamordowania ofiary.

– Naprawde? Gdzie?

Knutas rozbudzil sie w mgnieniu oka.

– Przy Bramie Milosci. Mysle, ze powinienes tu przyjechac.

– Okej, bede za pietnascie minut.

Wyskoczyl z lozka i pognal pod prysznic. Line sennie spojrzala na puste miejsce w lozku.

– Co sie dzieje? – spytala zaspana.

– Musze jechac, praca wzywa. Pocalowal ja w czolo.

– Zadzwonie pozniej – zawolal i kilkoma susami pokonal schody prowadzace na parter. Musi zdazyc zjesc choc kanapke, kawa bedzie musiala poczekac, co bylo dla niego poswieceniem niemal nieludzkim. Kawa byla jego eliksirem zycia, ktory kazdego dnia napelnial go energia.

Jechal w strone portu tak szybko, jak potrafil i dalej wzdluz muru, az do malego przeswitu w zachodnim murze, ktory nazywano Brama Milosci. Gdy przybyl na miejsce, spory kawal terenu byl juz odgrodzony.

– Co sie stalo? – spytal Sohlmana, ktory wyjrzal przez brame, gdy uslyszal Knutasa.

– Dzis rano znalazl to pewien mezczyzna.

Sohlman trzymal w reku plastikowa torebke z portfelem z czarnej skory.

– Nic z niego nie zginelo, wiec mozemy definitywnie wykluczyc teorie morderstwa na tle rabunkowym.

– Portfel Wallina – powiedzial do siebie Knutas.

– Musial go zgubic podczas szarpaniny, gdy go napadnieto. Wiele sladow wskazuje na to, ze wlasnie tu zostal zamordowany. Na murze sa slady krwi, znalezlismy tez niedopalek tej samej marki, co na miejscu znalezienia ciala. Lucky Strike. Jest to dosc rzadko spotykana marka, przynajmniej tu, na Gotlandii.

– Po telefonie nie ma sladu?

– Niestety.

– Mozna przyjechac tu tez samochodem – zauwazyl Knutas i rozejrzal sie dookola. – Ale pewnie nie zachowaly sie slady opon.

– Nie jest to wykluczone. Snieg nie padal od tamtego wieczoru, a tu samochody praktycznie nie jezdza. Przynajmniej nie zima. Mamy szczescie.

– Najprawdopodobniej morderca sledzil go az z ulicy Snackgardsvagen. Pozostaje pytanie, dokad zmierzal. Z pewnoscia do miasta, ale dokladnie?

– Musial byc z kims umowiony. Najprawdopodobniej w jednej z restauracji, ktore sa otwarte w soboty do pozna w nocy, albo w ktoryms z hoteli. Trudno mi wyobrazic sobie inne miejsce.

– Chyba, ze bylo to u kogos w domu – powiedzial Knutas. – Mogl chciec sie spotkac w tajemnicy z kims z miejscowych.

– Jesli nie byl to sam morderca, z ktorym byl umowiony.

– Oczywiscie, tak tez moglo byc.

Knutas westchnal.

– W kazdym razie ciesze sie, ze znalezlismy miejsce morderstwa. Gdzie jest swiadek?

– Na przesluchaniu – odpowiedzial Sohlman. – Wracam do pracy.

– Okej, zawiadomie wszystkich, ktorych zlapie, o spotkaniu po poludniu. Mam nadzieje, ze uda sie nam zachowac to w tajemnicy przed mediami.

– Bedzie ciezko – powiedzial Sohlman. – Przez wiekszosc dnia musimy miec odgrodzony dosc duzy obszar. Mam nadzieje, ze uda nam sie dokladnie ustalic, ktoredy szedl.

– Odnosze wrazenie, ze morderca dosc dobrze orientowal sie w terenie – stwierdzil Knutas z namyslem. – Byc moze jest to Gotlandczyk.

Вы читаете Umierajacy Dandys
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату