porozmawiac.

– Przyjalem – powiedzial Dave i wylaczyl radio.

– Co ma oznaczac to traktowanie? – zapytala oburzona Melanie. – Bylismy tu uwiezieni ponad dwa dni.

Dave wzruszyl ramionami.

– Wykonujemy tylko polecenia, prosze pani. Wyglada na to, ze bardzo rozzlosciliscie gore.

– Co, na milosc boska, dzieje sie z malpami? – zapytal Kevin.

Kiedy zobaczyl, co robia mezczyzni, najpierw pomyslal, ze to dla wyratowania ich z opresji. Lecz im dluzej myslal o tym, tym bardziej nie mogl zrozumiec, dlaczego zwierzeta laduje sie na przyczepe.

– Wygodne zycie bonobo na wyspie stalo sie przeszloscia – powiedzial Dave. – Zaczely tu wojowac i zabijac sie nawzajem. Znalezlismy cztery trupy, wszystkie ranione kamieniami. Zamkniemy je wiec w klatkach i przewieziemy do centrum weterynaryjnego. Od tej chwili kazda malpa dostanie swoja cele. Jesli sie nie myle, dwa na dwa metry.

Kevinowi opadla szczeka. Pomimo glodu, wyczerpania i bolu odczuwal tez gleboki smutek z powodu owych nieszczesnych istot, ktore nie prosily sie przeciez na swiat. Ich zycie mialo sie z dnia na dzien zmienic w jedno monotonne pasmo wieziennej udreki. Drzemiacy w nich ludzki potencjal nie zostal odkryty, a dotychczasowe osiagniecia ulegna zatraceniu.

Daryl i trzech innych mezczyzn zajelo sie uprzataniem balaganu.

Kevin odwrocil sie i zajrzal jeszcze raz do jaskini. Dojrzal sylwetke Arthura. Lezal u wejscia do groty, w ktorej przez dwa dni byli uwiezieni. Lza zakrecila mu sie w oku, gdy wyobrazil sobie, co poczuje Arthur, kiedy obudzi sie w stalowej klatce.

– No dobra, wy troje – odezwal sie Dave. – Wracamy. Macie dosc sily, zeby isc, czy wolicie jechac na przyczepie?

– Co ciagnie przyczepe? – zapytal Kevin.

– Mamy na wyspie pojazd terenowy – wyjasnil Dave.

– Ja w kazdym razie dziekuje – odparla Melanie zimno.

Kevin i Candace byli tego samego zdania.

– Jestesmy bardzo glodni – powiedzial jeszcze Kevin. – Dostawalismy tylko robaki, larwy i jakies zielsko.

– W przyczepie mamy troche slodkich wafli i sokow – powiedzial Dave.

– To powinno na razie wystarczyc – odparl Kevin.

Zejscie w dol skalistego zbocza okazalo sie najtrudniejsza czescia podrozy. Na nizinie marsz nie sprawial juz klopotow, tym bardziej ze lapacze z centrum oczyscili sciezki.

Kevin byl pod wrazeniem, widzac, jak wiele zrobiono w krotkim czasie. Kiedy weszli na podmokla lake na poludnie od Lago Hippo, zastanowil sie, czy ich lodz jest ciagle ukryta w trzcinach. Podejrzewal, ze jest. Nie bylo powodow, zeby jej szukali.

Candace byla szczesliwa, widzac nad Rio Diviso drewniany most przysypany ziemia. Martwila sie, jak przejda przez rzeke.

– Ostro pracowaliscie – skomentowal Kevin.

– Nie mielismy wyboru – odparl Dave. – Musielismy uporac sie ze zwierzetami tak szybko, jak to bylo mozliwe.

Podczas pokonywania ostatniej mili dzielacej most do miejsca polaczenia wyspy z ladem Kevin, Melanie i Candace coraz dotkliwiej czuli zmeczenie. Szczegolnie trudny okazal sie moment, gdy musieli zejsc z drogi, aby przepuscic terenowke jadaca po ostatni transport bonobo. Kiedy sie zatrzymali, poczuli, ze nogi maja jak z olowiu.

Wszyscy odetchneli z ulga, kiedy wyszli z polmroku dzungli na odkryty teren w poblizu mostu. Panowala tu niezwykla krzatanina. Kilku mezczyzn z mozolem pracowalo w piekacym sloncu. Rozladowywali druga przyczepe z malpami, ktore od razu przenosili do stalowych klatek, zanim zwierzeta odzyskaja swiadomosc.

Klatki mialy okolo metra dwadziescia wysokosci, wiec tylko mlode osobniki mogly w nich stanac. Byly to stalowe pudla z okratowanym okienkiem w drzwiach, przez ktore wpadalo swieze powietrze. Drzwi zabezpieczone byly zagietym skoblem umocowanym poza zasiegiem zwierzat. Przez jedno z okienek Kevin dojrzal przerazone spojrzenie jednej z malp zamknietej w ciemnej klatce.

Te klatki nadawaly sie wylacznie do transportu, tymczasem maly dzwig przenosil je w cien na skraju dzungli, co moglo sugerowac, ze zostana na wyspie. Jeden z pracownikow trzymal w reku waz podlaczony do pompy spalinowej i polewal klatki woda z rzeki.

– Zdawalo mi sie, ze mialy byc przewiezione do centrum, na staly lad – powiedzial Kevin.

– Nie dzisiaj – odparl Dave. – W tej chwili nie mamy tam jeszcze miejsca. Zrobimy to jutro, najdalej pojutrze.

Przejscie na lad nie sprawialo zadnych klopotow, gdyz most zostal opuszczony. Skonstruowany byl ze stali i kiedy go wysuwano, wydawal gluchy odglos, podobny do dzwieku traby. Przy moscie Dave zaparkowal swoja ciezarowke.

– Wskakujcie – powiedzial, wskazujac na tyl wozu.

– Jedna chwile! – odezwala sie Melanie. – Nie pojedziemy na pace.

– No to pojdziecie pieszo, bo w mojej kabinie tez nie pojedziecie.

– Melanie, daj spokoj – nalegal Kevin. – Tu, na swiezym powietrzu bedzie o wiele przyjemniej. – Podal reke Candace.

Dave obszedl pojazd i wszedl po kole do kabiny.

Melanie stala na rozstawionych nogach, z rekoma wspartymi na biodrach i zacisnietymi ustami. Wygladala jak mala dziewczynka, ktora za chwile dostanie ataku furii.

– Melanie, to niewiele pomoze – powiedziala Candace i wyciagnela do niej reke.

Melanie niechetnie ja chwycila.

– Nie oczekiwalam czulego powitania, ale takie traktowanie jest nie do przyjecia – poskarzyla sie.

Po smierdzacej jaskini i spacerze przez parna dzungle, podmuch swiezego powietrza w czasie jazdy na odkrytej pace ciezarowki okazal sie niespodziewana przyjemnoscia. Woz byl wyladowany trzcinowymi matami, w ktorych przenoszono bonobo, wiec bylo im dosc wygodnie. Co prawda nie pachnialy zbyt ladnie, ale podroznicy uznali, ze oni takze nie zachwycaja zapachem.

Lezeli i spogladali na skrawki popoludniowego nieba ukazujace sie miedzy koronami drzew rozposcierajacych sie nad ich glowami.

– Jak sadzicie, co zamyslaja z nami zrobic? – spytala Candace. – Nie chce wracac do wiezienia.

– Miejmy nadzieje, ze nas po prostu wyrzuca – powiedziala Melanie. – Jestem gotowa sie spakowac i powiedziec 'do widzenia' szefowi, calemu projektowi i Gwinei Rownikowej. Mam tego dosc.

– Pozostaje tylko miec nadzieje, ze pojdzie tak latwo – wtracil Kevin. – Boje sie tez o zwierzeta. Wydano na nie wyrok smierci.

– Nie mozemy wiele zdzialac – zauwazyla Candace.

– Zastanawiam sie – powiedzial Kevin. – Zastanawiam sie, co powiedzialyby na ten temat organizacje broniace praw zwierzat.

– Tylko nie wyskakuj z tym, zanim sie wydostaniemy z tego piekla. Dostaliby szalu – upomniala go Melanie.

Do miasta wjechali od wschodu, mijajac po drodze lezace z prawej strony boisko pilkarskie i korty tenisowe. Na obu dostrzegli ruch. Szczegolnie na kortach bylo wielu amatorow gry. Wszystkie byly zajete.

– Podobne doswiadczenia uswiadamiaja czlowiekowi, ze nie jest wcale taki wazny, jak mu sie zdaje – powiedziala Melanie, spogladajac jednoczesnie na graczy. – Znikasz na dwa dni, ktore moga cie wykonczyc, a tu zycie toczy sie jak przedtem.

Rozwazali slowa Melanie, gdy nagle gwaltowny skret w prawo rzucil ich na bok. Wiedzieli, ze ta droga prowadzi do centrum weterynaryjnego. Ale po kilkudziesieciu metrach samochod zwolnil i zatrzymal sie. Kevin usiadl i spojrzal na droge. Stal tam jeep cherokee Bertrama.

– Siegfried chce, zebys pojechal prosto do domu Kevina – powiedzial Bertram do Dave'a.

– Jasne! – zawolal Dave z kabiny. Ciezarowka pochylila sie do przodu, gdy Dave ruszyl za wozem Bertrama.

Kevin polozyl sie z powrotem na matach.

– A to ci niespodzianka. Moze jednak nie potraktuja nas tak zle – wyrazil cicha nadzieje.

Вы читаете Chromosom 6
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату