mniej wysuniete do przodu niz u szympansow, a przez to ich twarze nabieraly bardziej ludzkiego wyrazu. Gdy patrzyl w oczy tych malp, czul trudny do okreslenia niepokoj.
– Wygladaja zdrowo – zauwazyl, nie wiedzac, co odpowiedziec.
– Dopiero co dostarczyli je z Zairu. Dzisiaj rano przyjechaly ciezarowka. To jakies tysiac mil w prostej linii. Ale ze musieli przejechac naokolo, przez granice Konga i Gabonu, to pewnie pokonali dystans trzy razy dluzszy.
– To mniej wiecej jak przejechac przez Stany Zjednoczone – stwierdzil Kevin.
– Tak to pewnie bedzie – zgodzil sie Bertram. – Tylko ze tutaj trafili najwyzej na krotkie odcinki utwardzonej nawierzchni. Jazda musiala byc bardzo ciezka, jak by na to nie patrzec.
– Wygladaja jednak na dosc zywotne – stwierdzil Kevin. Zastanowil sie, jak on sam wygladalby po takiej przejazdzce, zamkniety w klatce i zostawiony na pace ciezarowki.
– Udalo mi sie juz dobrze wyszkolic kierowcow. Traktuja te malpy lepiej niz wlasne zony. Wiedza, ze jesli zwierzeta zdechna, nie dostana zaplaty. To wystarczajaco dobra zacheta.
– Przy rosnacym zapotrzebowaniu moga sie przydac – powiedzial Kevin.
– Obys mial racje – odpowiedzial Bertram. – Zreszta na te dwie sa juz konkretne zamowienia, jak wiesz. Jesli te malpy przejda wszystkie testy, a wierze, ze tak bedzie, za kilka dni znajda sie w twoim laboratorium. Chce to znowu zobaczyc. Wiesz, mysle, ze jestes geniuszem. I Melanie… Tak, jeszcze nigdy dotad nie widzialem takiej koordynacji oka i reki, nawet jesli uwzglednie chirurga okuliste, ktorego znalem w Stanach.
Kevin zarumienil sie, slyszac takie pochwaly pod swoim adresem.
– Melanie jest bardzo utalentowana – stwierdzil, chcac zmienic temat. Melanie Becket byla technologiem od reprodukcji. GenSys zatrudnilo ja glownie ze wzgledu na projekt Kevina.
– Jest dobra – potwierdzil Bertram. – Ale wielu z nas, szczesliwie wybranych do twojego przedsiewziecia wie, ze to ty jestes bohaterem. – Bertram rozejrzal sie po korytarzu i upewnil sie, ze nikogo z obslugi nie ma w zasiegu glosu. – Wiesz, kiedy zdecydowalem sie tu przyjechac, zona i ja bylismy przekonani, ze postepujemy wlasciwie. Z finansowego punktu widzenia propozycja wydala sie tak lukratywna jak praca w Arabii Saudyjskiej. Ale rzeczywistosc przekroczyla nasze oczekiwania. Dzieki twojemu projektowi i wszystkim mozliwosciom, jakie sie przy tym otworzyly, zostaniemy bogaczami. Nie dalej jak wczoraj Melanie mowila, ze mamy dwoch kolejnych klientow z Nowego Jorku. Zaplaca ponad setke.
– Nie slyszalem o tym – zaprzeczyl Kevin.
– Nie? To prawda. Melanie powiedziala mi zeszlej nocy, kiedy natknalem sie na nia w centrum rekreacyjnym. Mowila, ze rozmawiala z Raymondem Lyonsem. Ciesze sie, ze mnie o tym poinformowala, bo moglem zawczasu wyslac kierowcow do Zairu po kolejny ladunek. Pozostaje mi tylko wyrazic nadzieje, ze nasi kooperanci z Lomako zdolaja nadal wywiazywac sie ze swojej czesci interesu.
Kevin znowu spojrzal na dwie malpy zamkniete w klatce. Odwzajemnily spojrzenie z tak blagalnym wyrazem oczu, ze az cos scisnelo go za serce. Chcialby im powiedziec, ze nie musza sie niczego obawiac. Grozilo im jedynie to, ze w ciagu miesiaca zajda w ciaze. W czasie ciazy beda trzymane w pomieszczeniu i traktowane w specjalny sposob. Przede wszystkim zapewni sie im bardzo pozywna diete. Kiedy male przyjda na swiat, malpy zostana przeniesione na olbrzymi, choc zamkniety wybieg, gdzie zajma sie wychowaniem potomstwa. Gdy mlode osiagna wiek trzech lat, cykl powtorzy sie.
– Bez watpienia maja ludzkie spojrzenie – Bertram przerwal zamyslenie Kevina. – Czasami nie mozna sie powstrzymac od pytania, o czym tez mysla.
– Albo od obaw wywolanych tym, co moga sobie pomyslec ich dzieci – dodal Kevin.
Bertram spojrzal na niego. Jego czarne brwi uniosly sie bardziej niz zwykle.
– Nie nadazam – stwierdzil.
– Sluchaj, Bertram – zaczal niepewnie Kevin. – Wlasciwie przyszedlem tu specjalnie, zeby porozmawiac z toba o projekcie.
– Co za cudowny zbieg okolicznosci – uznal Bertram. – Mialem zamiar zadzwonic dzisiaj do ciebie i prosic, zebys przyszedl zobaczyc nasze postepy. A ty sam sie zjawiasz. Chodz!
Bertram pchnal najblizsze drzwi i wyszedl na korytarz, zachecajac gestem Kevina, zeby poszedl za nim. Bertram stawial dlugie kroki, wiec Kevin musial sie niezle starac, by nie zostac w tyle.
– Postepy? – zapytal Bertrama. Chociaz podziwial Edwardsa, to jednoczesnie wyczuwal u niego niepokojaca sklonnosc do zachowan maniakalnych. W najlepszym razie podczas rozmowy na tematy zawodowe Bertram mial trudnosci ze zrozumieniem, co Kevin ma na mysli. Zreszta poruszane zagadnienia byly trudne i Bertram nie mogl mu pomoc. Bylo to zupelnie niemozliwe.
– Jeszcze jakie! – odpowiedzial pelen entuzjazmu. – Rozwiazalismy techniczne problemy z siecia czujnikow na wyspie. Wszystko dziala, sam zobaczysz. Mozemy zlokalizowac kazde stworzenie, naciskajac odpowiedni guzik. W sama pore, moge dodac. Mamy tu sto osobnikow na dwunastu milach kwadratowych. Szybko okazaloby sie, ze tropienie ich na piechote jest niemozliwe. Klopot wzial sie czesciowo stad, ze nie moglismy przewidziec, iz zwierzeta podziela sie na dwie osobno zyjace spolecznosci. Liczylismy, ze stworza jedna, duza, szczesliwa rodzinke.
– Bertram – Kevin odezwal sie, kiedy tamten zamilkl, aby zaczerpnac oddechu. – Chcialem z toba porozmawiac, poniewaz jestem pelen niepokoju…
– Nic dziwnego – wtracil Bertram. – Ja takze bylbym niespokojny, gdybym pracowal tyle godzin co ty bez zadnego odpoczynku czy relaksu. Do diabla, przeciez czasami widze swiatlo w twoim laboratorium, kiedy o polnocy wychodzimy z zona z kina. Nawet rozmawialismy o tym. Zapraszalismy cie do nas na obiad wiele razy. Dlaczego nigdy nie przyszedles?
Kevin chrzaknal zaklopotany. Rozmowa nie potoczyla sie tak, jak zamierzal.
– Dobra, nie musisz odpowiadac – powiedzial Bertram. – Nie chce sie jeszcze dokladac do twoich niepokojow. Z radoscia sie z toba spotkamy, wiec umowmy sie, ze jak bedziesz mial chwile czasu i ochote, zadzwonisz. Ale co z sala gimnastyczna, centrum rekreacyjnym czy chocby basenem? Nigdy cie tam nie widzialem. Siedzenie w tym afrykanskim kotle jest samo w sobie dosc nieprzyjemne, wiec robienie z siebie jeszcze wieznia laboratorium albo domu wykracza poza granice zdrowego rozsadku.
– Bez watpienia masz racje – zgodzil sie Kevin. – Ale…
– Oczywiscie, ze mam racje. A co do twojego ale… to musze jeszcze dodac jedna uwage. Ludzie zaczynaja gadac.
– Co masz na mysli? – zapytal Kevin. – O czym gadaja?
– Ludzie mowia, ze jestes samotnikiem, bo uwazasz sie za kogos lepszego. No wiesz, naukowiec, z tymi wszystkimi tytulami z Harvardu i MIT. Latwo opacznie odczytac twoje zachowanie, szczegolnie jesli sie jest zazdrosnym.
– A dlaczego ktokolwiek mialby byc zazdrosny? – To, co uslyszal, zaszokowalo go.
– Mnostwo powodow. Jestes specjalnie traktowany przez gore. Co dwa lata dostajesz nowy samochod, zajmujesz tak komfortowa kwatere jak Siegfried Spallek, szef calej operacji. To wystarczy, aby niektorzy zaczeli sie zastanawiac, szczegolnie ludzie pokroju Camerona McIversa, ktory byl dostatecznie glupi i sprowadzil tutaj cala swoja cholerna rodzinke. Do tego dostales magnetyczny rezonans jadrowy. Dyrektor szpitala i ja staramy sie o zwykly od pierwszego dnia i do dzisiaj nic.
– Staralem sie powiedziec im, zeby nie przydzielali mi takiego domu – tlumaczyl sie Kevin. – Mowilem, ze jest za duzy.
– Alez nie musisz mi tego tlumaczyc, stary. Rozumiem wszystko, bo jestem wprowadzony w twoj projekt, jednak niewielu wie, o co w tym wszystkim chodzi, i niektorzy nie sa zadowoleni. Nawet Spallek nie calkiem rozumie, chociaz z radoscia partycypuje w zyskach, jakie twoj projekt przynosi tym wszystkim, ktorzy mieli dosc szczescia, aby ci pomagac.
Zanim Kevin zdolal odpowiedziec, Bertram zostal kilkakrotnie zatrzymany na krotkie konsultacje. Przechodzili przez szpital weterynaryjny. W tych niespodziewanych przerwach w rozmowie Kevin zastanawial sie nad tym, co przed chwila uslyszal. Zawsze zdawalo mu sie, ze jest raczej niewidzialny, ze nikt go nie dostrzega. Swiadomosc, ze jest zrodlem animozji, byla trudna do zaakceptowania.
– Przepraszam – powiedzial Bertram po kolejnej rozmowie. Pchnal ostatnie z podwojnych drzwi. Kevin podazal za nim.
Mijajac Marthe, swoja sekretarke, Bertram wzial z biurka stos telefonicznych informacji. Przejrzal je w drodze do gabinetu. Machnal na Kevina, zeby wszedl, i zamknal za nim drzwi.
– Bedziesz zachwycony – stwierdzil Bertram, odkladajac karteczki na bok. Usiadl przed komputerem i wywolal