wyposazenie?
– Probuje udoskonalic swiat.
– Moglby pan byc troche bardziej dokladny?
– Naprawde chce pani wiedziec?
– Tak. Jestem tym szczerze zainteresowana.
– Na obecnym etapie zajmuje sie pojedynczymi antygenami odpowiedzialnymi za zgodnosc tkankowa. Rozumie pani, bialka, ktore definiuja pania jako osobnika unikatowego, jedynego w swoim rodzaju.
– I co pan z nimi robi?
– Lokalizuje odpowiadajace im geny na wlasciwym chromosomie. Nastepnie szukam transferazy wspolpracujacej z danym genem, jesli jakas jest, po to, abym mogl go przenosic.
Candace lekko sie rozesmiala.
– Obawiam sie, ze juz sie pogubilam – przyznala. – Nie mam zielonego pojecia, co to takiego transferaza. Prawde powiedziawszy, cala biologia molekularna znajduje sie chyba poza moim zasiegiem.
– Na pewno nie – stwierdzil z przekonaniem Kevin. – Podstawy nie sa tak bardzo skomplikowane. Sprawa zasadnicza, z ktorej nieliczni zdaja sobie naprawde sprawe, jest to, ze niektore geny moga wedrowac w obrebie swego chromosomu. Dzieje sie tak szczegolnie w limfocytach B, co zwieksza roznorodnosc przeciwcial. Niektore geny sa bardziej mobilne i potrafia zmieniac pozycje ze swoim genem blizniaczym. Pamieta zapewne pani, ze posiadamy dokladna kopie kazdego genu.
– Tak – przytaknela Candace. – Mamy tez po dwa identyczne chromosomy. Nasze komorki zawieraja dwadziescia trzy pary chromosomow.
– Dokladnie – potwierdzil Kevin. – Jezeli geny zmieniaja pozycje w obrebie swojej pary chromosomow, nazywamy to transpozycja homologiczna. Jest to niezwykle wazny proces podczas powstawania komorek rozrodczych, zarowno jaja, jak i plemnika. Zjawisko podnosi stopien genetycznej roznorodnosci i w efekcie umozliwia ewolucje gatunkow.
– To znaczy, ze transpozycja homologiczna bierze udzial w ewolucji – skonstatowala Candace.
– Jak najbardziej – przytaknal Kevin. – Precyzujac, segment z genami, ktory sie przemiescil, to transpozon, a enzymy katalizujace proces przemieszczania nazywane sa trasferazami.
– W porzadku – powiedziala dziewczyna. – Jak dotad lapie.
– No wiec obecnie interesuje sie traspozonami zawierajacymi geny dla antygenow zgodnosci komorkowej – wyjasnil Kevin.
– Rozumiem – przytaknela Candace. – Rysuje mi sie obraz calosci. Twoim celem jest przesuniecie genu odpowiedzialnego za antygen zgodnosci tkankowej z jednego chromosomu do innego.
– O to wlasnie chodzi! – potwierdzil Kevin. – Cala sztuka w znalezieniu i wyizolowaniu transferazy. To trudny etap. Ale gdy tylko znajde transferaze, stosunkowo latwo bedzie odszukac sam gen. A kiedy znajde i wyizoluje gen, bede mogl uzyc standardowej procedury do rekombinacji DNA do jego produkcji.
– To znaczy kazac bakterii pracowac na twoje potrzeby – zgadla Candace.
– Bakterii albo kulturom tkankowym jakiegos ssaka, zalezy, co sie lepiej do tego nada.
– Phii! – skomentowala Candace. – Ta umyslowa rozrywka pobudzila tylko moj apetyt. Zjedzmy po hamburgerze, bo poziom cukru we krwi osiagnie u mnie stan krytyczny.
Kevin usmiechnal sie. Ta kobieta spodobala mu sie. Nawet nieco sie rozluznil i odprezyl.
Schodzac po schodach szpitalnych, Kevin odczuwal lekki zawrot glowy, wywolany nieustajacym potokiem pytan i komentarzy Candace. Ciagle nie mogl uwierzyc, ze oto idzie na lunch z tak atrakcyjna i ujmujaca kobieta. Mial wrazenie, ze w ciagu ostatnich kilku dni wydarzylo sie w jego zyciu wiecej niz przez poprzednie piec lat pobytu w Cogo. Byl tak zaprzatniety myslami, ze nie zwrocil nawet uwagi na gwinejskich zolnierzy, kiedy wraz z Candace przechodzil przez plac.
Od poczatku pobytu ani razu nie byl w centrum rekreacyjnym. Zapomnial tez, jakim bluznierstwem bylo zamienienie kosciola na centrum swiatowych rozrywek. Oltarz zniknal, ale ambona ciagle byla na swoim miejscu, po lewej stronie. Uzywali jej lektorzy, a prowadzacy gre w bingo odczytywali z niej numery. W miejscu oltarza umieszczono kinowy ekran, ot, taki znak czasow.
Kantyna miescila sie w suterenie, do ktorej wchodzilo sie po schodach przez kruchte. Kevina zaskoczyl tlok panujacy w sali. Gwar rozmow odbijal sie echem od szorstkiego, tynkowanego sufitu. Musieli stanac w dlugiej kolejce, zanim udalo im sie zlozyc zamowienie. A kiedy otrzymali dania, zaczeli intensywne poszukiwania miejsca przy stole. Byly to dlugie, drewniane stoly z lawami, jak na amerykanskich piknikach.
– Tam sa wolne miejsca! – zawolala Candace, przekrzykujac halas rozmow. Taca wskazala na drugi koniec sali. Kevin skinal glowa. Idac za swoja nowa znajoma, ukradkiem zerkal na twarze siedzacych w kantynie gosci. Oniesmielony, majac w pamieci opinie Bertrama na swoj temat, stwierdzil, ze jednak nikt nie zwraca na niego najmniejszej uwagi.
Przecisnal sie tuz za Candace miedzy dwoma stolami. Trzymal tace wysoko, aby nikogo nie zahaczyc, teraz wreszcie mogl ja postawic na wolnym miejscu. Musial sie niezle nagimnastykowac, zeby przelozyc nogi na druga strone lawy i siadajac, schowac je pod stol. Zanim sie uporal ze wszystkim, Candace juz zdazyla zawrzec znajomosc z dwoma osobami siedzacymi w przejsciu. Kevin takze kiwnal im glowa. Nikogo jednak nie rozpoznal.
– Urocze miejsce – zagaila Candace. Siegnela po ketchup. – Czesto pan tu przychodzi?
Zanim zdazyl odpowiedziec, ktos zawolal go po imieniu. Odwrocil sie i ujrzal znajoma twarz. To byla Melanie Becket, technolog, specjalistka od reprodukcji.
– Kevin Marshall! – zawolala jeszcze raz. – Jestem wstrzasnieta. Co ty tu robisz?
Melanie byla mniej wiecej w tym samym wieku co Candace, w zeszlym miesiacu obchodzila uroczyscie swoje trzydzieste urodziny. Candace byla blondynka, Melanie brunetka, miala sniada cere, typowa dla mieszkancow basenu Morza Srodziemnego. Jej ciemnobrazowe oczy wydawaly sie niemal czarne.
Kevin chcial przedstawic swoja towarzyszke i przez chwile przezyl horror, nie mogac przypomniec sobie jej imienia.
– Jestem Candace Brickmann – przedstawila sie dziewczyna, nie tracac rezonu. Wyciagnela reke na powitanie. Melanie takze sie przedstawila i zapytala, czy moze do nich dolaczyc.
– No jasne – odparla Candace.
Candace i Kevin siedzieli obok siebie, Melanie zajela miejsce naprzeciwko.
– To ty jestes odpowiedzialna za zwabienie naszego miejscowego geniusza do jaskini zla i zepsucia? – zapytala Melanie. Byla bystra, inteligentna kobieta traktujaca wszystko z zartobliwym lekcewazeniem. Wychowala sie na Manhattanie.
– Zdaje sie – odparla Candace. – A to cos niezwyklego?
– To wydarzenie roku. Zdradz mi swoj sekret. Tyle razy bez skutku prosilam go, zeby ze mna przyszedl, ze w koncu poddalam sie, a to bylo kilka lat temu.
– Nigdy jakos szczegolnie mnie nie prosilas – wtracil Kevin we wlasnej obronie.
– Och, naprawde? A co mialam takiego szczegolnego zrobic? Narysowac ci mape, jak tu trafic? Pytalam, czy nie chcesz wrzucic na ruszt malego hamburgera. Czy to nie bylo wystarczajaco szczegolne zaproszenie?
– No, no – Candace az sie wyprostowala. – Zdaje sie, ze to moj szczesliwy dzien.
Melanie i Candace z latwoscia nawiazaly kontakt. Opowiedzialy sobie, czym sie zajmuja. Kevin sluchal, ale uwage skoncentrowal na hamburgerze.
– Wiec wszyscy jestesmy czescia tego samego projektu – stwierdzila Melanie, kiedy dowiedziala sie, ze Candace jest pielegniarka z zespolu chirurgicznego z Pittsburgha, pracujaca na oddziale intensywnej opieki medycznej. – Trzy ziarenka groszku w straczku.
– Jestes wspanialomyslna – odparla Candace. – Jestem tylko jednym z mniejszych trybikow pracujacych na etapie terapeutycznym. Nie moglabym stawiac siebie na tym samym poziomie co wy, moi drodzy. To wy sprawiacie, ze cale przedsiewziecie jest mozliwe. Jesli moge zapytac, jak wy to na milosc boska robicie?
– Ona jest tutaj numer jeden – odezwal sie Kevin i wskazal na Melanie.
– Cos ty, Kevin! – zaprotestowala pochwalona. – To ty jestes nie zastapiony. To, co ja robie, moze wykonac wielu innych ludzi, ale twoja czesc mozesz wykonac tylko ty sam. To twoje osiagniecia staly sie kluczem do sukcesu.
– Nie spierajcie sie – wtracila sie Candace. – Po prostu powiedzcie, jak to dziala. Umieram z ciekawosci od pierwszego dnia, ale wszystko trzymane jest w takiej tajemnicy. Kevin wyjasnil mi podstawy teoretyczne, ale