– Nie bardzo – powiedziala, smiejac sie wesolo.
– Rozumiem, co ma pani na mysli – stwierdzil, spogladajac rownoczesnie na odbicie Laurie we wstecznym lusterku. – W dzisiejszych czasach stosunki miedzy ludzmi sa bardzo skomplikowane. I powiem pani, dlaczego tak…
Laurie usmiechnela sie i rozsiadla, aby wysluchac kolejnej tyrady. Uwielbiala filozofujacych taksowkarzy, a Michael byl wsrod nich prawdziwym Platonem.
Kiedy samochod zajechal przed budynek, zobaczyla w foyer znajoma postac. Lou Soldano stal oparty o skrzynki pocztowe; w reku sciskal butelke wina. Laurie zaplacila Michaelowi naleznosc ze sporym napiwkiem i szybko wysiadla.
– Przepraszam – przywitala przyjaciela. – Zdawalo mi sie, ze miales zadzwonic przed przyjazdem.
Lou zamrugal, jakby wlasnie sie obudzil.
– Dzwonilem – powiedzial po krotkim kaszlu. – Porozmawialem z twoja automatyczna sekretarka. Zostawilem jej wiadomosc, ze jade.
Otwierajac wewnetrzne drzwi, Laurie zerknela na zegarek. Wyprawa, jak sie spodziewala, zajela jej niewiele ponad godzine.
– Myslalem, ze zostaniesz w pracy najwyzej przez pol godziny – przypomnial Lou.
– Nie pracowalam. – Wcisnela przycisk, zeby sprowadzic winde. – Wybralam sie na przejazdzke do Domu Pogrzebowego Spoletto.
Lou zmarszczyl brwi.
– Tylko sie na mnie nie wsciekaj.
Wsiedli do windy.
– I co odkrylas? Franconi spoczywa u nich w spokoju? – zapytal sarkastycznie.
– Nie zamierzam w ogole z toba rozmawiac, jesli nie zmienisz tonu – odparla urazona.
– W porzadku, przepraszam.
– Niczego nie odkrylam – przyznala. – Cialo, ktore poszlam obejrzec, zostalo tymczasem zabrane z pokoju pozegnan. Rodzina pozwolila je wystawiac tylko do godziny osiemnastej.
Kiedy Laurie otwierala drzwi, Lou sklonil sie uprzejmie w strone Debry Engler, ktora jak zwykle uchylila zamkniete na lancuch drzwi i podgladala gosci sasiadki.
– Jednak szef zakladu zachowywal sie troche podejrza nie. Przynajmniej tak mi sie zdaje.
– To znaczy jak? – zapytal Lou, gdy znalezli sie w mieszkaniu Laurie.
Z sypialni przybiegl Tom i zaczal sie ocierac o nogi swej pani. Polozyla teczke na malym stoliku w ksztalcie polksiezyca, pochylila sie i podrapala kota za uchem.
– Pocil sie, kiedy z nim rozmawialam.
Lou zdejmowal prochowiec, ale kiedy uslyszal, co powiedziala, zastygl w polowie ruchu.
– To wszystko? Pocil sie?
– Wlasnie, pocil sie – przytaknela. Wiedziala, co Lou mysli, mial to wypisane na twarzy.
– Czy zaczal sie pocic po tym, jak zadalas mu trudne i oskarzajace pytania o Franconiego? Czy tez zaczal sie pocic jeszcze przed rozmowa z toba?
– Przed – wyznala uczciwie.
Lou wywrocil oczami.
– O rety! Kolejne wcielenie Sherlocka Holmesa. Moze powinnas sie wziac za moja robote? Nie mam takiej intuicji i zdolnosci dedukcyjnych!
– Obiecales, ze nie bedziesz tak ze mna rozmawiac – przypomniala mu Laurie.
– Nigdy nie obiecywalem – zaprzeczyl.
– No dobrze, to byla strata czasu. Zrobmy kolacje. Umieram z glodu.
Lou przelozyl butelke wina z jednej reki do drugiej, aby do konca wyzwolic ramie z prochowca. Zamachnal sie przy tym tak nieszczesliwie, ze zrzucil ze stolika teczke Laurie. Uderzenie o podloge zwolnilo sprezynowy zatrzask i z teczki wysypala sie zawartosc. Halas przerazil kota, ktory desperacko staral sie wyminac niespodziewane przeszkody na wypolerowanej podlodze i szybko zniknal w sypialni.
– Alez ze mnie niezdara. Przepraszam! – Schylil sie, zeby pozbierac dokumenty, dlugopisy, plytki z preparatami mikroskopowymi i inne drobiazgi i wlozyc je do teczki, gdy zjawila sie Laurie.
– Moze lepiej bedzie, jesli sobie usiadziesz – zaproponowala ze smiechem.
– Nie, nalegam – odparl.
Kiedy juz pozbierali wiekszosc przedmiotow i wlozyli do teczki, Lou podniosl kasete wideo.
– A to co? Twoje ulubione filmy dla doroslych?
– Tyle o ile – odpowiedziala.
Odwrocil ja w dloni i przeczytal etykietke.
– Zabojstwo Franconiego? CNN przyslalo ci to ot tak sobie?
Laurie wyprostowala sie.
– Nie. Prosilam ich o to. Chcialam obejrzec film i skonfrontowac go z wynikami autopsji. Pomyslalam, ze ciekawe moze byc sprawdzenie, jak pewne sa badania sadowe.
– Pozwolisz, ze rzuce na to okiem? – zapytal Lou.
– Alez oczywiscie. Nie widziales filmu w telewizji?
– Tak jak wszyscy. Jednak obejrzenie tego na wideo moze okazac sie interesujace.
– Dziwie sie, ze nie macie kopii w komendzie.
– A wiesz, ze moze i mamy. W kazdym razie nie widzialem.
– Czlowieku, to nie twoj wieczor – Warren zakpil z Jacka. – Za bardzo sie postarzales.
Kiedy Jack zjawil sie na boisku, zdecydowal, ze obojetnie z kim mu przyjdzie zagrac, musi wygrac. Za dlugo sie naczekal na wejscie do gry, zeby moglo byc inaczej. Niestety, nie udalo sie. Jack przegral wszystkie mecze, ale musialo sie tak stac, bo Warren i Spit znalezli sie w jednej druzynie, a kiedy grali razem, byli niepokonani. Wygrali wszystkie gry wlacznie z ostatnia, ktora zwienczylo proste, szybkie podanie i latwe punkty zdobyte spod kosza przez Spita.
Jack podszedl do bocznej linii na gumowych nogach. Dal z siebie wszystko i czul, ze pot leje mu sie po plecach. Zdjal recznik z furtki, na ktorej powiesil go przed meczem, i przetarl twarz. Czul, jak serce kolacze mu w piersiach.
– No dalej, czlowieku! – Warren wolal kpiacym tonem z drugiego konca boiska. Nieprzerwanie kozlowal pilke miedzy nogami do przodu i do tylu. – Jeszcze jedna przebiezka. Damy ci wygrac.
– Tak, jasne! – krzyknal Jack. – Nigdy nikomu nie pozwoliles wygrac. Jestem wypompowany.
Warren podszedl powoli, zahaczyl jednym palcem o siatke ogrodzenia i wsparl sie na niej.
– Co z twoja mala? Natalie wierci mi dziure w brzuchu, od ostatniego spotkania ciagle o was pyta, wiesz, o czym mowie?
Jack popatrzyl na wyrzezbiona twarz Warrena. Warren nawet nie byl spocony, oddech tez mial rowny, w ogole nie wygladal na zmeczonego. A przeciez juz gral, kiedy Jack zjawil sie na boisku. Jedynym dowodem wysilku byl maly, mokry trojkat na przodzie koszulki.
– Mozesz zapewnic Natalie, ze Laurie ma sie dobrze. Wzielismy po prostu male wakacje od siebie. Bardziej z mojego powodu. Chcialem nieco ochlodzic sprawy.
– Kapuje – Warren wyrazil zrozumienie dla slow Jacka.
– Zeszlej nocy rozmawialismy. Sprawy zdaja sie przybierac lepszy obrot. W kazdym razie pytala o ciebie i Natalie, wiec nie zostaliscie zapomniani.
Warren skinal.
– Na pewno masz dosc na dzisiaj, czy chcesz jeszcze raz sprobowac?
– Mam dosc.
– Trzymaj sie, czlowieku – powiedzial Warren, odepchnal sie od ogrodzenia i krzyknal w strone kolegow: – Do roboty, dupki!
Jack z konsternacja pokrecil glowa, widzac Warrena biegnacego lekkim truchtem. Jego wigor mogl budzic zazdrosc. Warren naprawde nie czul zmeczenia.
Jack naciagnal bluze i poszedl do domu. Nie wygral ani jednej gry i chociaz na boisku bylo to przygniatajace i frustrujace, teraz nie mialo wiekszego znaczenia. Wysilek fizyczny oczyscil jego umysl; przez poltorej godziny