mogl nie myslec o pracy.
Ale nie przeszedl nawet na druga strone Sto Szostej Ulicy, kiedy dreczaca tajemnica 'topielca' zaczela go znowu niepokoic. Idac po zasmieconych schodach, zastanawial sie, czy to mozliwe, ze Ted pomylil sie przy testach DNA. Im glebiej sie zastanawial, tym bardziej byl przekonany, ze ofiara przeszla transplantacje.
Kiedy minal drugie pietro, uslyszal uporczywy dzwiek dzwonka swojego telefonu. Wiedzial, ze to u niego, bo mieszkajaca naprzeciwko Denise, samotna matka wychowujaca dwojke dzieci, nie miala telefonu.
Czujac bol w miesniach, z pewnym wysilkiem pokonal biegiem ostatnie pol pietra. W pospiechu niezgrabnie staral sie otworzyc kluczem drzwi. Kiedy przekraczal prog mieszkania, uslyszal automatyczna sekretarke. Z trudem uwierzyl, ze mowi jego wlasnym glosem.
Podbiegl do aparatu i podniosl sluchawke, przerywajac samemu sobie w pol zdania.
– Halo – sapnal zdyszany. Po dziewiecdziesieciu minutach nieprzerwanej gry w koszykowke bieg po schodach doprowadzil go niemal do utraty przytomnosci.
– Tylko mi nie mow, ze dopiero co wrociles z boiska – uslyszal glos Laurie. – Dochodzi dziewiata, a to byloby niezgodne z twoim rozkladem zajec.
– Zjawilem sie w domu dopiero o siodmej trzydziesci – wyjasnil miedzy jednym a drugim oddechem. Wytarl twarz, z ktorej pot kapal kroplami na podloge.
– To znaczy, ze jeszcze nie jadles – wywnioskowala.
– Trafilas w dziesiatke.
– Wpadl do mnie Lou i mamy zamiar zrobic sobie spaghetti i salatke. Moze bys do nas dolaczyl?
– Nie chcialbym zaklocac spotkania – odparl prowokujaco. Rownoczesnie jednak poczul lekkie uklucie zazdrosci. Wiedzial o krotkim romansie Lou z Laurie i mimowolnie pomyslal, czy nie zaczynaja czegos od nowa. Zdawal sobie sprawe, ze nie ma prawa do podobnych uczuc, szczegolnie biorac pod uwage jego ambiwalentny stosunek do blizszego wiazania sie z jakakolwiek kobieta. Po stracie rodziny nie byl pewny, czy chcialby sie narazac na przezywanie podobnego bolu. Jednoczesnie przyznawal sie do odczuwania samotnosci i przyjemnosci jaka czerpal z obcowania z Laurie.
– Nie zaklocisz zadnego spotkania – zapewnila go Laurie. – To bardzo zwyczajna kolacja. Ale mamy cos, co chcielismy ci pokazac. Cos, co moze cie zaskoczy, a nawet sprowokuje do wymierzenia sobie samemu kopniaka w siedzenie. Jak sie pewnie domyslasz, jestesmy bardzo podekscytowani.
– Tak? – odpowiedzial pytajaco Jack. Zaschlo mu w ustach. Slyszal w tle smiech Lou, wiec dodal dwa do dwoch i domyslil sie, co chca mu pokazac; to musial byc pierscionek! Lou z pewnoscia sie oswiadczyl!
– Przyjedziesz? – zapytala Laurie.
– Jest juz pozno. Musze wziac prysznic.
– No, ty stary konowale – odezwal sie Lou, ktory przejal sluchawke od Laurie. – Zbieraj swoj tylek i przyjezdzaj. Laurie i ja wrecz umieramy z niecierpliwosci, zeby ci to pokazac.
– Dobra – odpowiedzial Jack z rezygnacja. – Wskocze pod prysznic i bede za jakies czterdziesci minut.
– Do zobaczenia, stary – rzucil Lou.
Jack odwiesil sluchawke. 'Stary?' – mruknal pod nosem. To nie brzmialo normalnie jak na Lou. Musial byc w siodmym niebie.
– Powiedz, co moglabym zrobic, zeby cie rozweselic – powiedziala Darlene. Miala na sobie seksowne jedwabne body od Victoria's Secret, lecz Raymond nawet tego nie zauwazyl.
Lezal na tapczanie z workiem lodu na glowie i zamknietymi oczami.
– Na pewno nie chcesz nic zjesc? – zapytala. Byla wysoka kobieta, miala okolo stu osiemdziesieciu centymetrow wzrostu, jasne, tlenione wlosy i ponetne cialo. Miala dwadziescia szesc lat, jak oboje zartowali, byla o polowe mlodsza od niego. Zanim Raymond spotkal ja w 'Auction House', przytulnym barze na East Side, pracowala jako modelka.
Powoli zdjal worek z glowy i spojrzal w strone Darlene. Jej pelne zycia kraglosci wywolywaly w nim wylacznie irytacje.
– Zoladek mam w gardle – odparl spokojnie. – Nie chce mi sie jesc. Czy to tak trudno zrozumiec?
– Nie rozumiem, dlaczego sie zloscisz. – Darlene obstawala przy swoim. – Miales telefon od lekarki z Los Angeles, ktora postanowila dolaczyc do zalogi, a to oznacza, ze niedlugo wsrod klientow zjawia sie gwiazdy filmowe. Moim zdaniem powinnismy to uczcic.
Raymond znowu polozyl worek na glowie i zamknal oczy.
– Nie chodzi o problemy zwiazane z interesem. Tu wszystko gra jak w zegarku. To te nieoczekiwane komplikacje, najpierw Franconi, teraz znowu Kevin Marshall. – O Cindy Carlson nie zamierzal wspominac. Prawde powiedziawszy, staral sie nawet o niej nie myslec.
– Dlaczego ciagle martwisz sie o Franconiego? Tym problemem przeciez ktos sie juz zajal.
– Sluchaj – Raymond staral sie zachowac spokoj – moze byloby lepiej, gdybys poszla sobie poogladac telewizje i pozwolila mi cierpiec w samotnosci.
– To moze chociaz tosta albo jakies pieczywo? – zapytala Darlene.
– Zostaw mnie w spokoju! – wrzasnal Raymond. Usiadl i scisnal w dloni worek z lodem. Oczy niemal wyszly mu z orbit, twarz plonela.
– Dobrze, juz dobrze, doskonale wiem, kiedy nie jestem potrzebna. – Darlene wydela wargi. Kiedy wychodzila z pokoju, zadzwonil telefon. Odwrocila sie do Raymonda i zapytala: – Chcesz, zebym odebrala?
Skinal glowa. Kazal jej odebrac w gabinecie i powiedziec, ze nie wie, gdzie on moze sie teraz znajdowac, bo nie mial ochoty z nikim rozmawiac.
Darlene przyjela polecenie i poszla do gabinetu. Raymond gleboko odetchnal i znowu przylozyl worek z lodem. Wyciagnal sie i sprobowal zrelaksowac. Gdy juz prawie poczul, ze wraca do zycia, dziewczyna wrocila.
– To nie telefon, tylko domofon – poinformowala. – Na dole jest jakis czlowiek i chce sie z toba zobaczyc. Nazywa sie Franco Ponti i mowi, ze to wazne. Powiedzialam, ze musze sprawdzic, czy jestes u siebie. Co mam odpowiedziec?
Raymond usiadl. Ogarnal go niepokoj. Przez chwile nie potrafil skojarzyc nazwiska, ale czul, ze nie zwiastuje niczego dobrego. Nagle przypomnial sobie. To byl jeden z ludzi Vinniego Dominicka, z ktorym gangster przyszedl do jego domu.
– Wiec? – zapytala Darlene.
Raymond glosno przelknal sline.
– Porozmawiam z nim. – Siegnal za kanape i podniosl druga sluchawke domofonu. Staral sie, zeby jego 'halo' zabrzmialo pewnie i autorytatywnie.
– Sie masz, doktorze – bezceremonialnie przywital go Franco. – Bylbym bardzo rozczarowany, gdybym cie nie zastal w domu.
– Wlasnie zamierzalem sie polozyc spac. Jest juz raczej pozno jak na wizyty.
– Serdecznie przepraszamy za pore, ale Angelo Facciolo i ja mamy cos, co chcielibysmy panu pokazac.
– Czy nie mozemy tego odlozyc do jutra? Powiedzmy miedzy dziewiata a dziesiata.
– To nie moze czekac. No dalej, doktorze! Nie kus losu. Specjalnym zyczeniem Vinniego Dominicka bylo, zebys sie osobiscie zapoznal z jakoscia swiadczonych przez nas uslug.
Raymond gwaltownie probowal wymyslic jakas wymowke, zeby nie schodzic na dol, ale przy tym bolu glowy wysilek nie przyniosl zadnych rezultatow.
– Dwie minutki, tylko o tyle prosze – powiedzial Franco.
– Jestem strasznie zmeczony. Obawiam sie, ze…
– Zamknij sie, doktorku, i posluchaj: masz zejsc tu na dol albo zrobi ci sie bardzo przykro. Mam nadzieje, ze wyrazam sie dosc jasno.
– Tak, schodze – poddal sie, widzac, ze nie uniknie spotkania. Nie byl taki naiwny, zeby sadzic, iz Dominick lub jego ludzie rzucaja pogrozki na wiatr. – Zaraz bede.
Poszedl do garderoby, zdjal z wieszaka plaszcz i zarzucil na ramiona.
Darlene byla zaskoczona.
– Wychodzisz?
– Wyglada na to, ze nie mam wielkiego wyboru. Chyba moge sie cieszyc, ze nie chca wejsc na gore.
Kiedy znalazl sie w windzie, sprobowal sie uspokoic, ale nie bylo to latwe, tym bardziej ze bol glowy jeszcze