– O to chodzi! – powiedziala triumfalnie. – Oczywiscie nie dowiedlismy tego jeszcze, ale z usytuowania ran wlotowych i drogi pociskow w ciele 'topielca' wynika, ze mozna na to postawic piec dolarow.

– Ho, ho! Moge przyjac zaklad o piec dolarow, ale pozwol przypomniec, ze to sto procent wiecej niz kiedykolwiek zaryzykowalas w mojej obecnosci – skomentowal Jack.

– Jestem pewna tego, co mowie – powiedziala Laurie.

– Laurie niezwykle szybko kojarzy rozne rzeczy – zauwazyl Lou. – Podobienstwa wychwytuje w mgnieniu oka. Zawsze sprawia, ze czuje sie przy niej glupio.

– Wynos sie stad! – zawolala i dala przyjacielowi lekkiego kuksanca.

– Czy to jest ta niespodzianka, o ktorej chcieliscie mi powiedziec? – Jack zapytal ostroznie. Nie chcial, by nadzieje okazaly sie plonne.

– Tak. A co sie stalo? Nie jestes tak podekscytowany odkryciem jak my? – spytala zaskoczona Laurie.

Jack rozesmial sie z ulga.

– Alez szaleje z radosci!

– Nigdy nie wiem, kiedy mowisz powaznie. – Wyczula w odpowiedzi szczypte sarkazmu tak charakterystycznego dla Jacka.

– To najlepsza wiadomosc, jaka uslyszalem od wielu dni. Moze tygodni – odparl.

– Wystarczy. Zebysmy tylko nie przedobrzyli – powiedziala i wylaczyla telewizor i magnetowid. – Dosc niespodzianek, zabierzmy sie za jedzenie.

W czasie kolacji zastanawiali sie, dlaczego nikt wczesniej nie wpadl na to, ze okaleczone zwloki wylowione z wody to Carlo Franconi.

– Wedlug mnie mial rany, ktorych, jak sadzilam, Franconi miec nie mogl – stwierdzila Laurie. – Poza tym zmylilo mnie to, ze cialo wylowili w poblizu Coney Island. Gdyby znalezli je w East River, to co innego, ale tak…

– Mysle, ze zmylilo mnie to samo – przyznal Jack. – No a kiedy odkrylem, ze rany zadano po smierci, cala moja uwage zaprzatnela sprawa watroby. Ale, ale. Lou, czy Franconi przechodzil transplantacje watroby?

– Nic o tym nie wiem. Chorowal od wielu lat, jednak osobiscie nigdy nie poznalem diagnozy. Nic tez nie slyszalem o transplantacji watroby.

– Jezeli nie mial transplantacji, to 'topielec' nie jest Franconim – Jack stwierdzil kategorycznie. – Chociaz laboratorium DNA bardzo ciezko pracuje, zeby to potwierdzic, osobiscie jestem calkiem pewny, ze watroba zostala przeszczepiona.

– Co jeszcze musielibyscie zrobic, aby upewnic sie, ze mamy jednak do czynienia z Carlem Franconim? – zapytal Lou.

– Powinnismy zbadac probke krwi jego matki – odpowiedziala Laurie. – Porownujac mitochondrialne DNA, ktore wszyscy dziedziczymy wylacznie po matce, na sto procent bedziemy mogli powiedziec, czy mamy Franconiego. Jestem pewna, ze matka sie zgodzi, skoro byla jedyna osoba, ktora dobrowolnie zglosila sie do identyfikacji.

– Szkoda, ze nie zrobiono przeswietlenia zaraz po przyjeciu Franconiego. Mogloby pomoc – zauwazyl Jack.

– Zrobiono! – stwierdzila z podnieceniem Laurie. – Odkrylam to dzis wieczorem. Marvin je wykonal.

– To gdzie, u diabla, podzialy sie zdjecia?

– Marvin twierdzi, ze Bingham je zabral. Musza sie znajdowac u niego w biurze.

– W takim razie sugeruje maly najazd na Zaklad Medycyny Sadowej – zaproponowal Jack. – Bardzo bym chcial powaznie zabrac sie do sprawy.

– Biuro Binghama bedzie zamkniete – przypomniala Laurie.

– Moim zdaniem sytuacja wymaga tworczego zachowania – odparl Jack.

– Amen – przytaknal Lou. – To moze byc przelom, na ktory czekalem.

Zaraz po zjedzeniu i posprzataniu kuchni, co na wlasne zadanie zrobili wspolnie Jack i Lou, zamowili taksowke i we trojke udali sie do kostnicy.

– Moj Boze! – zawolal Marvin, widzac Laurie i Jacka. Rzadko sie zdarzalo, by dwoch patologow naraz odwiedzalo kostnice wieczorem. – Czy mamy do czynienia z kleska zywiolowa?

– Gdzie sa portierzy? – zapytal Jack.

– Ostatnio widzialem ich w portierni. Powaznie, co sie dzieje?

– Kryzys osobowosci – odpalil Jack.

Poprowadzil cala trojke do sali autopsyjnej i z halasem otworzyl drzwi. Marvin mial racje. Obaj portierzy byli zajeci polerowaniem lastryko, z ktorego wykonano posadzke glownego holu.

– Spodziewam sie, chlopcy, ze macie klucze do gabinetu szefa – powiedzial Jack.

– Tak, pewnie – odpowiedzial Daryl Foster. Daryl pracowal w Zakladzie Medycyny Sadowej od trzydziestu lat. Przy nim Jim O'Donnel byl wzglednie nowym pracownikiem.

– Musimy tam wejsc. Moglby nam pan otworzyc?

Daryl zawahal sie.

– Szef jest bardzo wrazliwy na punkcie wpuszczania obcych do jego biura – odparl.

– Biore odpowiedzialnosc na siebie – zaoferowal sie Jack. – To sytuacja nadzwyczajna. Poza tym jest z nami porucznik Lou Soldano z komendy policji, ktory do minimum ograniczy niebezpieczenstwo kradziezy.

– Bo ja wiem – zastanawial sie Daryl. Najwyrazniej nie czul sie w tej sytuacji najlepiej, poczucia humoru Jacka raczej takze nie akceptowal.

– W takim razie niech mi pan da klucz – zaproponowal Jack. – Sam otworze, a pan nie bedzie w to wplatany.

Z widoczna ulga Daryl odlaczyl dwa klucze od swojego peku i wreczyl je Jackowi.

– Ten jest do sekretariatu, a ten do gabinetu – objasnil.

– Zwroce je za piec minut – obiecal Jack.

Daryl nie odpowiedzial.

– Ten biedny czlowiek wydawal sie zastraszony – zauwazyl Lou, kiedy weszli do windy.

– Gdy Jack wyrusza na wyprawe, miej sie na bacznosci – wtracila Laurie.

– Biurokracja mnie irytuje – oznajmil Jack. – Nie ma zadnych powodow, zeby zdjecia rentgenowskie przechowywane byly w biurze szefa.

Jack najpierw otworzyl drzwi do sekretariatu, potem do gabinetu Binghama i zapalil swiatlo.

Pokoj byl duzy. Pomiedzy oknem po lewej i sporym stolem po prawej stronie stalo duze biurko. Przybory naukowe, w tym takze tablica i podswietlany pulpit do analizy zdjec rentgenowskich znajdowaly sie przed stolem.

– Gdzie powinnismy szukac? – zapytala Laurie.

– Mialem nadzieje, ze beda na podswietlanym pulpicie, ale tu ich nie widze. W takim razie ja zajme sie biurkiem i szafka z dokumentami, a ty przeszukaj pozostale miejsca.

– Dobra – zgodzila sie Laurie.

– Co ja mam robic? – spytal Lou.

– Ty tylko stoj i obserwuj, czy niczego nie kradniemy – zadrwil Jack.

Jack wysunal kilka szuflad z teczkami, ale szybko je zamknal. Zdjecie calego ciala musialo byc w duzej kopercie, a taka nielatwo schowac.

– To wyglada obiecujaco – odezwala sie Laurie po chwili szukania. W szufladzie pod podswietlanym pulpitem znalazla spora porcje zdjec rentgenowskich. Wyjela wszystkie koperty na pulpit i zaczela przegladac nazwiska. Znalazla Franconiego, wyjela koperte, a pozostale odlozyla na miejsce.

Wracajac na dol, Jack wzial po drodze przeswietlenia swojego 'topielca' i z dwiema duzymi kopertami skierowal sie do sali autopsyjnej. Oddal Darylowi klucze i podziekowal. Portier ledwo skinal.

– No, to do dziela, prosze panstwa! – zapowiedzial przedstawienie, zblizajac sie do podswietlanego pulpitu. – Nadszedl moment krytyczny. – Wpial zdjecie Franconiego, a obok zdjecie zdekapitowanego ciala wylowionego z oceanu.

– I co wy na to? – zapytal po chwili. – Jestem Laurie winien piec dolarow!

Kiedy Jack wreczyl pieniadze, Laurie wydala okrzyk triumfu. Lou drapal sie po glowie i w koncu podszedl do pulpitu, aby lepiej przypatrzyc sie zdjeciom.

Вы читаете Chromosom 6
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату