– Nie. Byl u mnie Bertram. Wygladal na naprawde wscieklego, powiedzial, ze go rozczarowalam. Mozesz sobie wyobrazic? Co to ma znaczyc, ze mnie wyrzuca, czy jak?

– Czy w jakikolwiek sposob probowal wyjasnic pochodzenie dymu, ktory widzialem?

– Ach, tak. Szedl jak po sznurku. Powiedzial, ze ludzie Siegfrieda wykonywali jakies prace na wyspie i palili smieci. Twierdzil, ze to dzialo sie poza jego wiedza.

– Z pewnoscia – skomentowal Kevin. – Siegfried rozmawial ze mna zaraz po dziewiatej. Opowiedzial mi te sama historyjke. Powiedzial nawet, ze rozmawial z doktorem Lyonsem, ktory byl bardzo rozczarowany naszym zachowaniem.

– Pewnie sie poplakales? – powiedziala Melanie. – Nie sadze, aby mowil prawde o ekipie pracujacej na wyspie.

– Jasne, ze klamal – powiedziala Melanie z przekonaniem. – Bertram polozyl nacisk na to, ze musi wiedziec na biezaco o wszystkim, co dotyczy wyspy. Czlowiek zaczyna sie zastanawiac, co oni sobie o nas mysla. Czy taki Bertram sadzi, ze urodzilam sie wczoraj?

Kevin wstal i wyraznie podenerwowany podszedl do okna. Popatrzyl na odlegla wyspe.

– Co znowu? – zapytala Melanie.

– Siegfried – odpowiedzial i spojrzal na kolezanke. – To jego ostrzezenie o tutejszym prawie, ktore zastosuje wobec nas. Przypomnial, ze wejscie na wyspe moze zostac potraktowane jako wystapienie przeciwko panstwu. Nie sadzisz, ze powinnismy potraktowac to powaznie?

– Rany boskie, nie!

– Skad ta pewnosc? Mnie Siegfried naprawde przeraza.

– Mnie tez by przerazil, gdybym byla mieszkanka Gwinei Rownikowej. Ale my nie jestesmy obywatelami tego panstwa. Jestesmy Amerykanami. Dopoki jestesmy w Strefie, stare dobre prawo amerykanskie ma nas pod swoja ochrona. Najgorsze, co moga nam zrobic, to wylac z roboty. I jak powiedzialam zeszlej nocy, nie jestem pewna, czy nie przyjelabym tego z ulga. W tej chwili Manhattan wydaje mi sie fajnym miejscem.

– Zaluje, ze nie jestem rownie pewny siebie jak ty – przyznal Kevin.

– Czy podczas pracy z komputerem uzyskales informacje potwierdzajace podzial bonobo na dwie grupy?

Skinal twierdzaco glowa.

– Wieksza grupa pozostaje stale w poblizu jaskin. Sklada sie glownie ze starszych egzemplarzy, w tym z naszych dwoch. Druga trzyma sie lasu po polnocnej stronie Rio Diviso. Zyja w niej glownie mlodsze malpy, chociaz trzecia z najstarszych jest z nimi rowniez. To duplikat Raymonda Lyonsa.

– Bardzo dziwne.

– Czesc wam – rzucila Candace na powitanie, wchodzac bez pukania. – Zmiescilam sie w czasie? Nawet nie wysuszylam sobie wlosow. Jej podkrecone zwykle wlosy byly mokre i zaczesane prosto do tylu od samego czola.

– Jestes w sama pore – uspokoila ja Melanie. – Ty jedna okazalas sie dosc madra, zeby sie wyspac. Musze przyznac, ze jestem wyczerpana.

– Czy Siegfried Spallek probowal sie z toba kontaktowac? – zapytal Kevin.

– Okolo dziewiatej trzydziesci. Wyrwal mnie z glebokiego snu. Mam nadzieje, ze zachowalam sie rozsadnie.

– Co mowil?

– Wlasciwie byl bardzo mily. Nawet przeprosil za wydarzenia poprzedniej nocy. Wyjasnil takze pochodzenie dymu nad wyspa. Powiedzial, ze to robotnicy palili smieci.

– Nam powiedziano to samo – wyjasnil Kevin.

– Co sadzicie? – zapytala Candace.

– Nie kupilismy tego – odparla Melanie. – Za bardzo pasuje.

– Tez tak przypuszczam – zgodzila sie Candace.

Melanie chwycila torbe.

– No to zaczynajmy przedstawienie – powiedziala.

– Masz klucz? – zapytal Kevin, biorac przyrzady do lokalizacji zwierzat.

– Oczywiscie, ze mam.

Melanie powiedziala jeszcze Candace, ze przygotowala dla wszystkich lunch.

– Swietnie! Zglodnialam.

– Poczekajcie sekunde! – Kevin zatrzymal sie tuz przed schodami. – Cos mi przyszlo do glowy. Wczoraj musieli nas sledzic. Tylko w taki sposob mogli nas zaskoczyc. Oczywiscie to znaczy, ze tak naprawde mnie sledzili, bo tylko ja rozmawialem z Bertramem Edwardsem o dymie nad wyspa.

– Celna uwaga – zgodzila sie Melanie.

Spojrzeli po sobie.

– To co teraz zrobimy? – zapytala Candace. – Chyba nie chcemy, zeby nas ktos sledzil.

– Przede wszystkim nie mozemy jechac moim samochodem – stwierdzil Kevin. – Melanie, gdzie stoi twoj? Jest sucho, wiec powinnismy poradzic sobie bez napedu na cztery kola.

– Na dole, na parkingu. Przyjechalam tutaj prosto z centrum weterynaryjnego.

– Jechal ktos za toba?

– Nie wiem. Nie ogladalam sie.

– Hmmm – zastanowil sie Kevin. – Jesli zamierzaja kogos sledzic, to na pewno mnie. Tak sadze. Melanie, zejdz na dol, wsiadz do auta i jedz do domu.

– A co wy zrobicie?

– Przez piwnice prowadzi przejscie, ktorym mozna dojsc prosto do elektrowni. Posiedz w domu piec minut i przyjedz po nas pod elektrownie. Boczne drzwi wychodza wprost na parking. Wiesz, o czym mowie?

– Wydaje mi sie, ze tak.

– W porzadku. W takim razie tam sie spotkamy – zdecydowal Kevin.

Rozstali sie na parterze, skad Melanie wyszla wprost na poludniowy skwar, a Candace z Kevinem zeszli szybko do piwnicy.

Po pietnastominutowym marszu Candace ze zdziwieniem zauwazyla, ze podziemne korytarze sa bardzo rozlegle.

– Cala energia elektryczna pochodzi z tego samego zrodla. Korytarze lacza wszystkie glowne budynki. Jedynie centrum weterynaryjne ma wlasna silownie.

– Mozna sie tutaj zgubic.

– Sam sie zgubilem – przyznal Kevin. – I to kilka razy. Ale w czasie pory deszczowej uznalem, ze te przejscia sa bardzo przydatne. Jest w nich sucho i chlodno.

Gdy przechodzili obok elektrowni, poczuli wibracje pochodzace od pracujacych turbin. Po metalowych stopniach wspieli sie do drzwi. Natychmiast po wyjsciu na parking, Melanie, ktorej woz stal zaparkowany pod drzewem, podjechala i zabrala ich.

Kevin wsiadl do tylu, wiec Candace mogla usiasc obok Melanie. Nie zwlekajac ani sekundy, ruszyli przed siebie. Klimatyzacja dzialala znakomicie, pokonujac upal i stuprocentowa wilgotnosc.

– Widzialas cos niepokojacego? – spytal Kevin.

– Nic a nic. Jezdzilam troche w kolko, udajac, ze zalatwiam jakies sprawy. Nikt za mna nie jechal. Jestem pewna na dziewiecdziesiat dziewiec procent.

Kevin spogladal przez tylna szybe hondy Melanie w strone oddalajacej sie elektrowni, az za zakretem zniknela z pola widzenia. Nie dostrzegl zadnych ludzi, nie gonil ich zaden samochod.

– Wedlug mnie wyglada niezle – powiedzial. Polozyl sie na tylnym siedzeniu, zeby nikt go nie zauwazyl.

Melanie objechala miasto od polnocy. Candace tymczasem zabrala sie za kanapki.

– Niezle – stwierdzila, jedzac tunczyka na pelnoziarnistym pieczywie.

– Przygotowalam je w naszej stolowce w centrum – powiedziala Melanie. – Na dole w torbie sa napoje.

– Chcesz, Kevin?

– Chetnie.

Candace podala mu miedzy siedzeniami kanapke i sok.

Szybko znalezli sie na drodze prowadzacej na wschod w strone wioski. Ze swojej perspektywy Kevin widzial tylko oplatane lianami szczyty rosnacych wzdluz drogi drzew i skrawki czystego blekitu przebijajace sie miedzy konarami. Po tak wielu miesiacach zachmurzonego, deszczowego nieba, przyjemnie bylo teraz ogladac

Вы читаете Chromosom 6
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату