ktora zajmowala w centrum weterynaryjnym. Pozostali w niej do rana, drzemiac na zmiane. Kiedy zaczeli sie zjawiac pracownicy, wszyscy troje wmieszali sie niepostrzezenie miedzy nich i bez incydentow zdolali wrocic do Cogo.
– Wiesz, jak mozna sie z nia skontaktowac?
– Podejrzewam, ze wystarczy zadzwonic do szpitala i poprosic o przywolanie – zasugerowal Kevin. – Chyba ze jest w swoim pokoju, w zajezdzie, co biorac pod uwage dobre samopoczucie Horace'a Winchestera, jest wielce prawdopodobne. – Zajazdem nazywano w Strefie kwatery dla personelu przyjezdzajacego z pacjentami. Pokoje zostaly wydzielone w kompleksie szpitalno-laboratoryjnym.
– Racja – zgodzila sie Melanie. Podniosla sluchawke i poprosila centrale o polaczenie z pokojem Candace. Dziewczyna odpowiedziala po trzecim sygnale. Z glosu jasno wynikalo, ze spala.
– Ide z Kevinem na wyspe – powiedziala bez wstepow Melanie. – Chcesz sie przylaczyc czy wolisz tu zostac?
– O czym ty mowisz? – wtracil zdenerwowany Kevin. Melanie kiwnela w jego strone, zeby byl cicho.
– Kiedy? – zapytala Candace.
– Jak tylko sie tu zjawisz. Jestesmy w laboratorium Kevina.
– To mi zabierze jakies pol godziny. Musze wziac prysznic.
– Czekamy – odpowiedziala Melanie i odlozyla sluchawke.
– Melanie, czys ty zwariowala? Musi uplynac nieco czasu, zanim znowu zaryzykujemy wyprawe na wyspe – zaprotestowal Kevin.
– Ta dziewczyna tak nie uwaza – powiedziala Melanie, wskazujac na siebie palcem. – Im szybciej tam pojdziemy, tym lepiej. Jezeli Bertram odkryje, ze zginal klucz, zmieni zamek, i znajdziemy sie w punkcie wyjscia. Poza tym, jak powiedzialam w nocy, uwazaja nas za ciezko przestraszonych. Jezeli pojdziemy teraz, to unikniemy spotkania ze straznikami, ktorych na pewno jeszcze nie wystawili.
– Nie wydaje mi sie, zebym mial na to ochote.
– Och, naprawde? – zapytala lekcewazacym tonem. – Hej, przeciez to ty wywolales cale zamieszanie, w ktore jestesmy teraz wplatani. Zaczelo sie od twoich obaw, a teraz ja takze jestem zaniepokojona. Dzisiaj rano widzialam pewne dowody posrednio potwierdzajace nasze podejrzenia.
– Co takiego?
– Weszlam do czesci zamknietej, w ktorej trzymamy bonobo w centrum. Upewnilam sie, ze nikt mnie nie zauwazyl, wiec nie masz powodow do obaw. Stracilam godzine, ale udalo mi sie znalezc matke z jednym z naszych malych bonobo.
– I? – zapytal Kevin, chociaz nie byl pewny, czy chce uslyszec reszte.
– Przez caly czas, gdy tam bylam, male chodzilo na tylnych konczynach tak jak ty czy ja. – Oczy Melanie rozblysly uczuciem graniczacym ze zloscia. – Istoty tak sie zachowujace zwyklismy nazywac dwunoznymi.
Kevin skinal glowa i spojrzal w druga strone. Napiecie Melanie odbieralo mu odwage, a jej slowa potwierdzaly najgorsze przypuszczenia.
– Musimy sie na sto procent przekonac, jak jest naprawde. A mozemy to zrobic tylko w jeden sposob: idac tam – podsumowala Melanie.
Kevin znowu skinal glowa.
– Przygotowalam kilka kanapek – wskazala na papierowa torbe. – Wyobraz sobie, ze jedziemy na piknik.
– Ja rowniez odkrylem dzis rano cos niepokojacego. Pozwol, ze ci zademonstruje. – Przysunal taboret do komputera. Poprosil Melanie, zeby usiadla, a sam zajal swoje miejsce. Uderzyl w kilka klawiszy i na ekranie pojawila sie mapa Isla Francesca. – Nakazalem komputerowi kontrolowac przez kilka godzin aktywnosc wszystkich siedemdziesieciu trzech bonobo. Nastepnie skondensowalem dane tak, ze moglem obserwowac ich aktywnosc w przyspieszonym tempie – wyjasnil. – Popatrz co z tego wyszlo.
Kliknal myszka, zeby rozpoczac wyswietlanie pozadanego obrazu. Liczne czerwone punkty blyskawicznie wytyczyly skomplikowany wzor geometryczny. Zabralo to jedynie kilka sekund.
– Wyglada, jakby kura nabazgrala pazurem – stwierdzila Melanie.
– Jesli nie liczyc tych dwoch punktow – zwrocil uwage Kevin.
– Najwyrazniej te dwa nie ruszaly sie za duzo.
– No wlasnie. Oznaczone sa numerami szescdziesiat i szescdziesiat siedem. – Kevin siegnal po mape topograficzna wyspy, ktora wyniosl niechcacy z gabinetu Bertrama. – Wyrysowalem marszrute malpy numer szescdziesiat. Zmierzala prosto na poludnie w strone Lago Hippo. Wedlug mapy nie ma tam drzew.
– Jakie jest twoje wyjasnienie?
– Poczekaj. Potem wybralem fragment siatki, uzyskujac obraz kwadratu wyspy, w ktorym zlokalizowalem numer szescdziesiat. Wydzielilem kwadrat o boku okolo pietnastu metrow. Popatrz, co sie stalo.
Znowu kliknal po uprzednim wybraniu opcji. Jeszcze raz czerwony punkt reprezentujacy bonobo numer szescdziesiat pojawil sie na ekranie.
– W ogole sie nie rusza – zauwazyla Melanie.
– Obawiam sie, ze nie – przytaknal Kevin.
– Sadzisz, ze spi?
– O tej porze? A poza tym nawet we snie powinien sie poruszac. Zastosowana skala pozwolilaby to zobaczyc. System jest wystarczajaco czuly.
– Jesli nie spi, to co robi?
Kevin wzruszyl ramionami.
– Nie wiem. Moze znalazl sposob na pozbycie sie nadajnika.
– O tym nie pomyslalam. To straszne podejrzenie.
– Oprocz tego przychodzi mi do glowy, tylko jedno rozwiazanie: smierc bonobo.
– Mysle, ze to mozliwe. Ale wydaje sie malo prawdopodobne. To mlode, nadzwyczajnie zdrowe zwierzeta. Upewnilismy sie o tym. Do tego przebywaja w srodowisku pozbawionym naturalnych wrogow, a pozywienia maja pod dostatkiem.
Kevin westchnal.
– Cokolwiek to jest, jest niepokojace i jezeli dostaniemy sie tam, musimy to sprawdzic.
– Ciekawe, czy Bertram o tym wie? Ogolnie rzecz biorac, nie wrozy to dobrze calemu programowi – stwierdzila Melanie.
– Mysle, ze powinienem mu powiedziec.
– Poczekajmy z tym do czasu, az wrocimy z wyspy.
– Oczywiscie – zgodzil sie Kevin.
– Odkryles cos jeszcze, korzystajac z tego programu?
– Tak. Powaznie umocnilem sie w moich podejrzeniach co do wykorzystywania przez bonobo jaskin. Zobacz.
Kevin zmienil wspolrzedne geograficzne i przeniosl sie na skalisty grzbiet wyspy. Teraz poprosil komputer o wykazanie trasy aktywnosci jego wlasnego duplikatu, malpy oznaczonej numerem jeden.
Melanie sledzila uwaznie droge czerwonego punktu, ktory nagle znikl. Po chwili znowu pojawil sie w tym samym miejscu i przeszedl kawalek. Nastepnie ta sama sekwencja zdarzen powtorzyla sie po raz trzeci.
– Zdaje sie, ze musze sie zgodzic – stwierdzila Melanie. – Wyglada to tak, jakby twoj bonobo wchodzil i wychodzil z jaskini.
– Kiedy tam bedziemy, powinnismy chyba dobrze sie przyjrzec naszym duplikatom. Sa najstarsze, wiec jezeli ktores z transgenicznych bonobo zachowuja sie jak hominidy, to powinny to byc te.
Melanie przytaknela.
– Skora mi cierpnie na mysl, ze mam zobaczyc moja malpe. Ale nie bedziemy mieli tam za duzo czasu. A biorac pod uwage, ze wyspa ma dwanascie mil kwadratowych, niezwykle trudno bedzie znalezc okreslona istote.
– Mylisz sie. Mam przyrzad, ktorego uzywaja do odlawiania zwierzat. – Wstal od komputera i podszedl do biurka. Kiedy wrocil, trzymal w reku przyrzad do lokalizacji malp otrzymany od Bertrama. Pokazal aparat Melanie i objasnil jego dzialanie. Byla pod wrazeniem.
– Gdzie ona sie podziewa? – spytala, spogladajac na zegarek. – Chcialam dostac sie na wyspe w porze lunchu.
– Czy Siegfried rozmawial z toba dzis rano?