Zobaczcie, jak na nas pokazuje. Zdaje sie, ze kojarzy nas z wylapywaniem bonobo.
– To nie zapowiada sie dobrze – szepnela Melanie.
Kolejne zwierze pochylilo sie i jakby na probe dotknelo slabo owlosionego przedramienia Kevina, a potem lokalizatora, ktory trzymal w dloni. Kevina zdziwilo, ze nie probowalo mu go zabrac.
Osobnik stojacy naprzeciwko Melanie schwycil w kciuk i palec wskazujacy jej bluzke, tak jakby sprawdzal fakture materialu. Nastepnie palcem srodkowym dotknal laptopa, za pomoca ktorego Melanie namierzala zwierzeta.
– Jestesmy dla nich czyms tajemniczym – powiedzial Kevin z wyczuwalnym wahaniem w glosie – i wyraznie budzacym szacunek. Chyba nie zamierzaja wyrzadzic nam krzywdy. Moze biora nas za bogow.
– Jak moglibysmy potwierdzic te domysly? – spytala Melanie.
– Sprobuje cos im dac – oswiadczyl Kevin. Zastanowil sie, co ma przy sobie, i w koncu jego wybor padl na zegarek reczny. Poruszajac sie bardzo powoli, wlozyl lokalizator pod reke, a z nadgarstka zsunal zegarek. Trzymajac go za bransoletke, wyciagnal reke w strone stojacego naprzeciwko bonobo.
Zwierze przechylilo glowe, popatrzylo na zegarek i zabralo go. Natychmiast gdy prezent znalazl sie w reku bonobo, numer jeden zawolal: 'Ot!' Zwierze z zegarkiem bez zwloki oddalo zdobycz. Bonobo przyjrzal sie zegarkowi i wsunal go sobie na przedramie.
– O Boze! – Kevin wydal z siebie stlumiony okrzyk. – Moj duplikat nosi na rece moj zegarek. To jakis koszmar.
Bonobo numer jeden podziwial przez moment zegarek. Nagle uniosl dlon, zlaczyl kciuk z palcem wskazujacym, robiac kolko, i krzyknal: 'Randa!'
Jedna z malp natychmiast ruszyla biegiem i zniknela na chwile w lesie. Kiedy wrocila, miala ze soba kawal liny.
– Sznur? – zapytal Kevin z drzeniem w glosie. – Coz teraz?
– Skad wziely line? – zastanowila sie Melanie.
– Pewnie ukradly razem z narzedziami.
– Co zamierzaja zrobic? – Candace byla wyraznie zdenerwowana.
Bonobo podszedl prosto do Kevina i owinal sznur wokol jego pasa. Kevin patrzyl z mieszanina strachu i podziwu, jak zwierze zawiazywalo gruby wezel i nastepnie zaciskalo go ciasno wokol bioder Kevina.
– Nie broncie sie – polecil kolezankom. – Mysle, ze wszystko bedzie w porzadku tak dlugo, jak dlugo ich nie zdenerwujemy ani nie zranimy.
– Ale ja nie chce, zeby mnie wiazaly – zaprotestowala Candace.
– Dopoki jestesmy cali, wszystko jest w porzadku. – Melanie starala sie uspokoic przyjaciolke.
Bonobo obwiazal Candace i Melanie w podobny sposob. Gdy skonczyl, odstapil na krok, ciagle trzymajac dlugi koniec liny.
– Najwyrazniej pragna nas zatrzymac na jakis czas – Kevin staral sie rozjasnic nieco sytuacje.
– Nie wsciekaj sie, jesli nie bede sie smiala – odparla Melanie.
– Przynajmniej nie denerwuje ich nasza rozmowa – zauwazyl.
– To dziwne, ale zdaje sie nawet wzbudzac ich ciekawosc – powiedziala.
Rzeczywiscie, ilekroc ktos z nich sie odzywal, najblizsza malpa przechylala glowe, nadsluchujac z zainteresowaniem.
Bonobo numer jeden rozwarl i zlaczyl palce i zakreslil luk reka, odsuwajac ja od piersi. Wykonujac ten gest, zawolal: 'Arak'.
W tej samej chwili zwierzeta ruszyly, takze i bonobo trzymajace line. Kevin, Melanie i Candace rowniez zostali zmuszeni do marszu.
– To byl ten sam gest, ktory widzialam u bonobo w sali operacyjnej – stwierdzila Candace.
– W takim razie musi to oznaczac 'idz' albo 'ruszaj' lub 'odejdz' – uznal Kevin. – To niewiarygodne. One mowia!
Wyszli spod kepy drzew, przeszli przez lake, wkroczyli na sciezke i ruszyli prosto. W czasie drogi bonobo pozostawaly milczace, ale czujne.
– Zdaje sie, ze to nie Siegfried utrzymuje te szlaki, ale bonobo – zauwazyla Melanie.
Sciezka skrecala na poludnie i wkrotce mknela w dzungli. Nawet w lesie droga byla oczyszczona i dobrze ubita.
– Dokad one nas prowadza? – Candace denerwowala sie coraz bardziej.
– Zgaduje, ze do jaskin – domyslil sie Kevin.
– To smieszne. Prowadza nas jak psy na smyczy. Jesli wywolujemy na nich tak wielkie wrazenie, moze powinnismy zaoponowac – powiedziala Melanie.
– Nie sadze. Moim zdaniem powinnismy robic wszystko, zeby nie wyprowadzac ich z rownowagi.
– Candace, co sadzisz? – zapytala Melanie.
– Jestem zbyt przerazona, zeby myslec. Chce sie tylko dostac z powrotem do lodki.
Zwierze trzymajace sznur odwrocilo sie i szarpnelo za niego. Pociagniecie niemal zwalilo z nog cala trojke. Bonobo pomachal dlonia w dol i zawolal 'Hana'.
– Rany boskie, ale on jest silny – z respektem powiedziala Melanie, odzyskujac rownowage.
– Jak sadzicie, czego chcial? – spytala Candace.
– Gdybym musial zgadywac, powiedzialbym, ze chce, abysmy byli cicho – odpowiedzial Kevin.
Nagle cala grupa zatrzymala sie. Bonobo porozumialy sie kilkoma gestami. Kilka z nich wskazywalo w gore na drzewa po prawej stronie. Mala grupka bonobo wsliznela sie w zarosla. Pozostale utworzyly szerokie kolo. Trzy z nich wspiely sie pionowo miedzy konary drzew z latwoscia, ktora stawiala pod znakiem zapytania przyciaganie ziemskie.
– Co sie dzieje? – pytala Candace.
– Cos waznego. Wygladaja na bardzo spiete – zauwazyl Kevin.
Minelo kilkanascie minut. Zadna z malp na ziemi nie poruszyla sie ani nie wydala najlzejszego szmeru. Nagle z prawej doszlo do horrendalnego zamieszania, ktoremu towarzyszyly przerazliwe, wysokie piski i wrzaski. Zobaczyli, jak korony drzew ozyly niespodzianie przemykajacymi malpkami colobus. Kierunek ucieczki prowadzil je dokladnie w strone trzech bonobo ukrytych w listowiu.
W ostatniej chwili przerazone malpki probowaly zmienic kierunek, ale w pospiechu niektore nie zdolaly zlapac galezi i pospadaly na ziemie. Zanim zdolaly odzyskac orientacje, czekajace na ziemi bonobo dopadly ich i zabily piesciakami.
Candace skrzywila sie w przerazeniu i odwrocila oczy od strasznego widoku.
– Powiedzialabym, ze byl to znakomity przyklad skoordynowanego dzialania – szepnela Melanie. – Takie polowanie wymaga wspolpracy na wyzszym poziomie. – Pomimo okolicznosci nie potrafila powstrzymac sie od wyrazenia podziwu.
– Nie dokuczaj mi – szepnal Kevin. – Obawiam sie, ze sad zamknal obrady i werdykt jest niekorzystny. Jestesmy na wyspie dopiero godzine, ale otrzymalismy juz odpowiedz na pytanie, ktore nas tu sprowadzilo. Poza polowaniem grupowym zobaczylismy wyprostowana postawe, przeciwstawny kciuk, narzedzia wykonane z rozmyslem, a nawet uslyszelismy cos w rodzaju mowy. Potrafia wydawac dzwieki tak jak kazde z nas.
– To nadzwyczajne – nadal szeptem mowila Melanie. – Te zwierzeta przez kilka lat pobytu na wyspie pokonaly cztery, moze piec milionow lat ewolucji.
– Och, zamknijcie sie! – krzyknela Candace stlumionym glosem. – Zostalismy wiezniami tych bestii, a wy prowadzicie naukowe dyskusje.
– To wiecej niz naukowa dyskusja – zauwazyl Kevin. – Dowiedzielismy sie o popelnieniu strasznego bledu, za ktory ja jestem odpowiedzialny. Rzeczywistosc okazala sie gorsza niz przypuszczalem, kiedy widzialem dym nad wyspa. Te zwierzeta sa juz hominidami.
– Czesc winy musze wziac na siebie – przyznala Melanie.
– Nie zgadzam sie – zaoponowal Kevin. – To ja stworzylem chimere, dodajac ludzkie chromosomy. To nie byla twoja robota.
– Co one teraz robia? – spytala Candace.
Kevin i Melanie obejrzeli sie i zobaczyli bonobo numer jeden zblizajacego sie do nich z cialem martwej malpki. Ciagle jeszcze mial na reku zegarek, ktory tylko podkreslal dziwna relacje miedzy czlowiekiem a malpa.
Bonobo podszedl z malpa prosto do Candace i podsunal ja dziewczynie na wyciagnietych rekach, wolajac: