– Po prostu nie lubie latac samolotem – powiedzial.

Laurie zrozumiala.

– Ruszylismy – odezwal sie uszczesliwiony Warren. – Afryko, nadchodzimy!

ROZDZIAL 19

8 marca 1997 roku

godzina 2.00

Cogo, Gwinea Rownikowa

– Spisz? – szepnela Candace.

– Zartujesz? – odszepnela Melanie. – Jak mam spac na skale przykrytej kilkoma galeziami?

– Tez nie moge zasnac. Szczegolnie z tym chrapaniem dookola. Co z Kevinem?

– Nie spie – odparl.

Znajdowali sie w malej grocie prowadzacej do glownej jaskini, zaraz za wejsciem. Ciemnosc byla prawie calkowita. Nieco bladego, odbitego od skal swiatla ksiezyca wpadalo przez otwor.

Trojka przyjaciol zostala tu umieszczona zaraz po przybyciu do jaskini. Grota miala nieco ponad trzy metry szerokosci. Sufit stromo opadal. W najwyzszym miejscu strop znajdowal sie na wysokosci glowy Kevina. Nie bylo tylnej sciany. Grota przechodzila w waski tunel. Wczesniej, wieczorem, Kevin oswietlil tunel latarka, majac nadzieje ze znajdzie inne wyjscie, ale przejscie konczylo sie nagle po okolo dziesieciu metrach.

Bonobo traktowaly ich dobrze nawet po chlodnym przyjeciu przez samice. Wlasciwie zwierzeta byla jakby oczarowane ludzmi i zamierzaly utrzymywac ich przy zyciu i w dobrej kondycji. Dostarczyly im metnej wody w tykwach i roznego rodzaju pozywienia. Niestety byly to larwy, robaki i insekty, a wszystko z dodatkiem pewnego gatunku turzycy znad Lago Hippo.

Poznym popoludniem bonobo rozniecily ogien w wejsciu do jaskini. Kevin byl bardzo zainteresowany, jaka metoda dokonuja tego wyczynu, ale znajdowal sie zbyt daleko, aby poznac tajemnice. Grupa malp otoczyla miejsce ciasnym kolem i pol godziny pozniej ukazal sie dym.

– No i mamy odpowiedz dotyczaca dymu – powiedzial Kevin.

Zwierzeta nabily upolowane malpy na zerdzie i zaczely opiekac nad ogniem. Nastepnie rozerwaly zdobycz na czesci i z wielkim aplauzem rozdzielono miedzy siebie. Wydajac te wszystkie pohukiwania i wrzaski, daly oczywisty dowod, ze mieso malp musi byc dla nich nie lada przysmakiem.

Bonobo numer jeden oderwal pelna garscia kilka kesow, polozyl na duzym lisciu i przyniosl ludziom. Tylko Kevin gotow byl sprobowac. Stwierdzil, ze to najtwardsza rzecz, jaka przyszlo mu kiedykolwiek zuc. Gdy zapytaly o smak, odparl, ze bardzo przypomina mu mieso slonia, ktorego mial okazje kiedys skosztowac. W zeszlym roku Siegfried upolowal lesnego slonia na jednej ze swoich wypraw mysliwskich i po odcieciu ciosow czesc miesa zostala wycieta i ugotowana w centralnej kuchni.

Bonobo nie probowaly uwiezic ludzi i nie zakazaly im rozwiazac sznura, ktorym byli zwiazani. Jednoczesnie zwierzeta daly do zrozumienia, ze ludzie maja zostac w swojej malej grocie. Przez caly czas przynajmniej dwa z wiekszych samcow bonobo przebywaly w poblizu. Za kazdym razem, gdy Kevin lub ktoras z kobiet probowali sie wychylic, straznicy krzyczeli i wyli. Bardziej przerazajace bylo dzikie obnazanie ostrych klow. W ten sposob utrzymywali swoich wiezniow w miejscu.

– Musimy cos zrobic – powiedziala Melanie. – Nie mozemy tu zostac na zawsze. I jest chyba oczywiste, ze powinnismy to zrobic teraz, kiedy spia.

Wszystkie bonobo w jaskini, wlaczajac w to owych straznikow, blyskawicznie posnely na prymitywnych poslaniach z galezi i lisci. Wiekszosc chrapala.

– Uwazam, ze powinnismy za wszelka cene unikac rozgniewania ich – odparl Kevin. – Mamy szczescie, ze jak dotad traktuja nas tak dobrze.

– Poczestunku robactwem nie zwyklam nazywac dobrym traktowaniem – zaprotestowala Melanie. – Powaznie, musimy cos zrobic. Poza tym moga zmienic swoj stosunek do nas. Nie sposob przewidziec ich zachowania.

– Wole poczekac – uparl sie Kevin. – Teraz jestesmy nowoscia, ale w koncu straca zainteresowanie nami. Ponadto w miescie na pewno zauwaza nasza nieobecnosc. Siegfried lub Bertram nie beda potrzebowali duzo czasu, zeby sie domyslic, dokad poplynelismy, i zjawia sie po nas.

– Nie jestem przekonana. Siegfried moze uznac nasze znikniecie za szczesliwy obrot sprawy.

– Siegfried moze i tak, ale nie Bertram. W sumie jest porzadnym czlowiekiem.

– Co o tym sadzisz, Candace? – spytala Melanie. – Nie wiem, co myslec. Sytuacja wykroczyla tak daleko poza to, czego sie spodziewalam, ze nie mam pojecia, jak zareagowac. Cala zdretwialam.

– Co zrobimy, gdy pojawimy sie z powrotem w miescie? – spytal Kevin. – Przeciez nie bedziemy mogli ot tak o wszystkim opowiedziec.

– Jezeli wrocimy – dodala Melanie.

– Nie mow tak – odezwala sie Candace.

– Musimy stanac twarza w twarz z faktami – upomniala ja Melanie. – Dlatego uwazam, ze musimy zrobic cos teraz, gdy spia.

– Nie mamy pojecia, jak mocno spia – perswadowal Kevin. – Wyjscie stad moze przypominac przejscie przez pole minowe.

– Jedno jest pewne – wtracila Candace. – Nie zamierzam uczestniczyc w ani jednym zabiegu wiecej. Zle sie czulam, gdy myslalam, ze to sa malpy. No a teraz, kiedy mamy do czynienia z praczlowiekiem, nie potrafie tego zniesc. Tyle o sobie juz wiem.

– To przesadzona sprawa – odparl Kevin. – Nie umiem sobie wyobrazic, aby jakakolwiek czujaca istota ludzka mogla myslec inaczej. Lecz to nie jest kwestia do dyskusji w tej chwili. Problem w tym, ze ta nowa rasa istnieje, a co sie z nimi stanie, jesli nie wykorzysta sie ich do transplantacji?

– Czy one moga sie rozmnazac? – zastanowila sie Candace.

– Wiekszosc z pewnoscia – odparla Melanie. – Nie ingerowano w ich zdolnosc do reprodukcji.

– O rety! – jeknela Candace. – To zaczyna byc horror.

– Moze powinnismy je sterylizowac. Mielibysmy teraz tylko jedno pokolenie na sumieniu.

– Zaluje, ze nie pomyslalem o tym wszystkim, zanim przystapilem do realizacji projektu. Jednak kiedy odkrylem mozliwosc wymiany fragmentow chromosomu, bylem tak zafascynowany, ze kompletnie zapomnialem o rozwazeniu innych okolicznosci.

Nagle niebo rozblyslo jasnym, krotkim swiatlem, po ktorym rozlegl sie glosny grzmot. Jaskinia rozswietlila sie na moment. Wstrzas zdawal sie poruszyc cala gora. Gwaltowne wyladowanie byla naturalna zapowiedzia, ze kolejna nawalnica zamierza zalac wyspe potokiem deszczu.

– Oto argument przemawiajacy za moim stanowiskiem – powiedziala Melanie, gdy ucichl odglos grzmotu.

– Co masz na mysli? – spytal Kevin.

– Ten grzmot byl dostatecznie glosny, zeby obudzic umarlego – odparla. – A ani jedna z malp nawet nie mrugnela.

– To prawda – przytaknela Candace.

– Mysle, ze przynajmniej jedno z nas powinno sprobowac wydostac sie stad – stwierdzila Melanie. – W ten sposob upewnimy sie, ze Bertram zostanie zaalarmowany, co sie tu dzieje, i bedzie mogl zorganizowac ekipe ratunkowa.

– Chyba sie zgadzam – powiedziala Candace.

– Oczywiscie, ze sie zgadzasz – stwierdzila Melanie.

Przez kilka chwil panowalo milczenie. W koncu Kevin przerwal cisze.

– Poczekaj sekunde. Chyba nie sugerujecie, ze to ja mam isc?

– Nie dostalabym sie do lodzi, nie mowiac juz o wioslowaniu – wyznala Melanie.

– Dostac, to bym sie moze i dostala, ale wioslowanie w ciemnosci odpada – dodala Candace.

– I obie uwazacie, ze ja dam rade?

Вы читаете Chromosom 6
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату