Reszta slow utonela w szlochu. Kobieta zachwiala sie i doktor Sherman byl zmuszony ja podtrzymac.

Thomas rzucil sie na pomoc koledze i wsparl kobiete z drugiej strony. Wymienil spojrzenia z George'em, ktory wzniosl wymownie oczy. Thomas nie mial zbyt wielkiego respektu dla doktora Shermana, ale w tej sytuacji poczuwal sie do obowiazku okazania mu pomocy. Razem posadzili na krzesle zrozpaczona matke, ktora ukryla twarz w dloniach, a szloch wstrzasal jej pochylonymi ramionami.

– Jej syn zmarl w gabinecie rentgenowskim podczas cewnikowania serca – szepnal George. – Byl opozniony w rozwoju, mial takze inne problemy ze zdrowiem.

Zanim Thomas zdazyl cokolwiek odpowiedziec, do pokoju wszedl ksiadz i jeszcze jakis mezczyzna, najwidoczniej maz kobiety. Objeli ja serdecznie i to najwidoczniej dodalo jej sil. Wszyscy pospiesznie opuscili poczekalnie.

George wyprostowal sie. Sytuacja najwyrazniej go zbulwersowala. Thomas mial ochote powtorzyc pytanie kobiety, dlaczego chlopca zabrano z miejsca, w ktorym byl szczesliwy, ale zabraklo mu odwagi.

– Co za zycie – westchnal George.

Thomas przebiegl oczami twarze pozostalych osob. Wszyscy patrzyli na niego z zyczliwoscia i obawa. Byli to najblizsi krewni operowanych pacjentow i scena, ktorej byli swiadkami, dodatkowo ich zaniepokoila. Thomas spojrzal na corke Campbella. Siedziala tuz przy oknie blada i niespokojna, z lokciami wspartymi na kolanach i zlozonymi rekami. Widzial ja juz raz w swoim biurze i pamietal, ze miala na imie Laura. Byla przystojna kobieta okolo trzydziestki, miala kasztanowe wlosy spiete do tylu w dlugi konski ogon.

– Operacja przebiegla pomyslnie – powiedzial do niej lagodnie. W odpowiedzi zerwala sie na nogi i zarzucila mu ramiona na szyje. – Dziekuje panu – powiedziala wybuchajac lzami. – Bardzo panu dziekuje.

Thomas stal w miejscu sztywno, zaklopotany tym przejawem wdziecznosci. Jej zachowanie zaskoczylo go. Uprzytomnil sobie, ze obecni w pokoju ludzie ich obserwuja, probowal wiec uwolnic sie z uscisku, lecz bezskutecznie. Thomas przypomnial sobie, ze po jego pierwszej pomyslnej operacji serca rodzina Nazzaro okazywala mu swoja wdziecznosc w podobnie zywiolowy sposob. Wtedy Thomas szczerze uczestniczyl w ich radosci. Bylo to dla niego wyjatkowo mocne przezycie, ktore teraz wspominal z nostalgia. Obecnie jego reakcje byly bardziej skomplikowane. Czesto przeprowadzal od trzech do pieciu operacji dziennie. Najczesciej wiedzial bardzo niewiele o swoich pacjentach – tylko niezbedne dane fizjologiczne. Campbell byl tego dobrym przykladem.

– Tak bardzo chcialabym zrobic cos dla pana – szepnela Laura, zaciskajac mocniej ramiona na jego szyi. – Cokolwiek.

Thomas obrzucil spojrzeniem wypuklosc jej posladkow, uwydatniajaca sie pod jedwabna sukienka. Zaklopotany czul cieplo przycisnietych do niego ud i wiedzial, ze musi sie od niej uwolnic.

Stanowczo wyswobodzil sie z obejmujacych go ramion.

– Rano bedzie pani mogla rozmawiac ze swoim ojcem – powiedzial.

Skinela glowa, nagle zawstydzona swoim zachowaniem.

Thomas wyszedl z poczekalni z uczuciem dziwnego, niezrozumialego niepokoju. Zastanawial sie, czy jego zrodlem bylo zmeczenie, ktorego wczesniej, po przeprowadzonej noca operacji, przeciez nie odczuwal. Zdjal bialy kitel i probowal otrzasnac sie z przykrego nastroju.

Zanim sie przebral, Thomas odwiedzil swoich pacjentow – Victora Marlborough i Gwendolena Hasbrucka w sali pooperacyjnej. Stan obu poprawial sie, ale spogladajac w ich twarze nie mogl sie wyzbyc niepokoju: w tlumie nie poznalby tych ludzi, chociaz zaledwie kilka godzin temu trzymal ich serca w swojej dloni.

Zdenerwowany i zirytowany wrocil do pokoju chirurgow. Nie przepadal za kawa, ale nalal sobie pelna filizanke i wypil w jednym z obitych skora foteli. Podniosl lezacy na podlodze egzemplarz 'Boston Globe', bardziej z zamiarem odseparowania sie od obecnych w pokoju osob, niz lektury. Thomas nie cierpial przypadkowych rozmow z personelem swojego oddzialu. Ale tym razem mu sie nie udalo.

– Dziekuje za pomoc w poczekalni – uslyszal glos.

Zlozyl gazete i spojrzal w kwadratowa twarz George'a Shermana. Mial gesty zarost i o tej popoludniowej porze moglo sie wydawac, ze zapomnial sie rano ogolic. Byl krepym, atletycznie zbudowanym mezczyzna, o trzy do pieciu centymetrow nizszym od Thomasa, ale dzieki bujnej kreconej czuprynie wygladal na rownego mu wzrostem. Poniewaz zdazyl sie juz przebrac, byl w niebieskiej rozpietej koszuli, ktora nigdy nie zaznala zelazka; na szyi mial krawat, a wytarta na lokciach sztruksowa marynarka wisiala luzno na plecach.

George Sherman mimo swoich czterdziestu lat nigdy dotad nie byl zonaty. Pozostali chirurdzy stanu wolnego byli albo rozwiedzeni, albo zyli w separacji. George cieszyl sie szczegolnym powodzeniem wsrod mlodych pielegniarek; lubily go prowokowac, ofiarowujac mu roznego rodzaju pomoc w prowadzeniu domu. George traktowal te oferty z poczuciem humoru, chetnie je wykorzystujac, co Thomasa doprowadzalo do irytacji.

– Biedna kobieta byla bardzo wstrzasnieta smiercia syna – stwierdzil Thomas. Powstrzymal sie od komentarza na temat celowosci przyjmowania do szpitala tego rodzaju pacjentow. Znowu rozlozyl gazete.

– W tym przypadku nastapily niespodziewane komplikacje – oswiadczyl nie speszony George. – Rozumiem, ze ta ladna gaska w poczekalni jest corka twojego pacjenta.

Thomas znowu zlozyl gazete.

– Nie zauwazylem, zeby byla szczegolnie atrakcyjna – stwierdzil krotko.

– Wobec tego moze udostepnisz mi jej nazwisko i numer telefonu? – chichoczac zaproponowal George, a gdy Thomas nie zareagowal, taktownie zmienil temat. – Czy slyszales, ze jeden z pacjentow Ballantine'a zmarl w nocy?

– Tak – odpowiedzial Thomas.

– Podobno facet byl homoseksualista – ciagnal George.

– Tego nie wiedzialem – odparl Thomas nie wykazujac zadnego zainteresowania. – Nie wiedzialem takze, ze homoseksualizm ma cokolwiek wspolnego z zabiegiem chirurgicznym.

– Powinien miec.

– Dlaczego tak sadzisz?

– Zobaczysz dlaczego – odpowiedzial George, unoszac wysoko brwi. – Jutro, w Grand Rounds.

– Nie moge czekac – oswiadczyl Thomas.

– Do zobaczenia po poludniu na konferencji, kolego – zakonczyl rozmowe George, klepiac przyjacielsko Thomasa w ramie.

Thomas odprowadzil go niechetnym wzrokiem. Nie lubil byc poklepywany – uwazal, ze cierpi na tym jego autorytet. Tymczasem George przylaczyl sie do grupy stazystow i pielegniarek siedzacych przy oknie. Smiech i podniesione glosy dochodzily stamtad do uszu Thomasa bez przerwy. Jak nigdy przedtem, czul w tej chwili, ze nie cierpi George'a Shermana. Byl przekonany, ze George'owi byly potrzebne chocby pozory sukcesow, zeby ukryc za nimi miernote zawodowa. To wszystko bylo Thomasowi tak dobrze znane. Jednym z pozornie tylko nieswiadomych grzechow obciazajacych duze akademickie centra medyczne byl fakt, ze wszystkie nominacje w tych osrodkach mialy charakter bardziej polityczny niz merytoryczny. Tak bylo wlasnie z nominacja George'a. Byl czlowiekiem dowcipnym, rozmownym, latwo nawiazywal kontakty. Najwazniejsze jednak, ze potrafil prosperowac na gruncie biurokratycznego systemu zarzadzania medycyna. Bardzo szybko zorientowal sie, ze dla odniesienia sukcesu wazniejsza jest znajomosc Machiavellego niz Halsteada.

Thomas wiedzial doskonale, ze problem tkwi w antagonizmie miedzy lekarzami posiadajacymi szeroka prywatna praktyke i pieniadze a ludzmi typu George'a Shermana, zatrudnianymi przez uczelnie medyczne na etatach i utrzymujacymi sie przede wszystkim z pensji wyplacanych im przez uczelnie. Ci pierwsi posiadaja znacznie wyzsze dochody i korzystaja z wiekszej swobody osobistej – nie musza podporzadkowywac sie zadnym zwierzchnikom, drudzy natomiast maja znakomite tytuly naukowe, ale mniej pieniedzy i swobody.

Szpital znalazl sie posrodku tego antagonizmu. Z jednej strony ceniono bardzo wysokie kwalifikacje zawodowe lekarzy uprawiajacych prywatna praktyke i zarabiajacych duze pieniadze, z drugiej zas chetnie korzystano z przywilejow, jakie zapewnial placowce wysoki status w waznym ogniwie uniwersyteckiego systemu ksztalcenia kadr medycznych.

– Zamknelismy klatke Campbella – z zamyslenia wyrwal Thomasa Larry. – Obecnie stazysci zszywaja skore. Wszystko bez zmian i w normie.

Odlozywszy na bok gazete, Thomas podniosl sie z miejsca i poszedl za Larrym do przebieralni. Przechodzac obok George'a uslyszal, ze mowi on o powolaniu nowego komitetu do spraw nauczania. W ten sposob mozna bez konca! Thomas nie ugial sie pod naciskiem George'a, ktory byl kierownikiem zespolu dydaktycznego, ani Ballantine'a jako szefa oddzialu, usilujacych namowic go do porzucenia praktyki zawodowej i przyjecia profesury,

Вы читаете Zabawa w Boga
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату