Wyszedl i znowu skierowal sie do biura. Sytuacja stawala sie coraz bardziej klopotliwa. Informacje, jakie uzyskal, sklanialy go do wysnucia wniosku, ze maja do czynienia z dwoma, moze trzema niezaleznymi ogniskami choroby. To bylo niemozliwe. Innym rozwiazaniem bylo przyjecie, iz okres inkubacji bardzo sie skrocil, trwal mniej niz dwadziescia cztery godziny. To moglo oznaczac, ze w wypadku Susanne Hard mieli do czynienia z infekcja szpitalna, ktora podejrzewano u Nodelmana, i zapewne podobnie bylo w przypadku Katherine Mueller. To rozwiazanie sugerowalo potezna, wszechogarniajaca infekcje, co takze wydawalo sie malo prawdopodobne. Przeciez ile zakazonych szczurow moglo znalezc sie w systemie wentylacyjnym, a wszystkie musialyby w tym samym czasie roznosic zarazki.
Jack wyrwal z rak ociagajacego sie Vinniego 'Daily News' otwarte na stronie z informacjami sportowymi i zwlokl nieszczesnika na parter do sali autopsyjnej.
– Jak mozesz zaczynac dzien tak wczesnie? – mruczal nieszczesliwy Vinnie. – Nikogo jeszcze nie ma. Czy ty nie masz wlasnego zycia?
Jack uderzyl go w piers teczka Katheriny Mueller.
– Nie znasz tego powiedzenia 'Kto rano wstaje, temu Pan Bog daje'?
– Rzygac mi sie chce – odparl Vinnie i wzial teczke z rak Jacka. – Od tego zaczynamy?
– Tak, mozemy przeciez rownie dobrze posuwac sie od znanego do nieznanego. U niej testy wykryly antyciala dzumy, wiec wskakuj w swoj ksiezycowy skafander.
Pietnascie minut pozniej Jack zaczynal autopsje. Sporo czasu poswiecil na ogledziny zewnetrzne, szukajac najdrobniejszych sladow ukaszen owadow. To nie bylo latwe zadanie, gdyz Katherine Mueller byla czterdziestoczteroletnia kobieta z nadwaga i niezliczonymi pieprzykami, piegami i mniejszymi przebarwieniami skory. Nie znalazl niczego, co moglby z pewnoscia nazwac miejscem po ukaszeniu, chociaz kilka uszkodzen wygladalo podejrzanie. Na wszelki wypadek sfotografowal je.
– Tym razem ani sladu gangreny – wtracil Vinnie.
– Ani wylewow – dodal Jack.
Zanim zaczal badanie organow wewnetrznych, w sali zjawilo sie sporo osob i mniej wiecej polowa stolow zostala zajeta. Dalo sie uslyszec kilka komentarzy o Jacku jako lokalnym ekspercie od dzumy, ale zignorowal je. Zbyt byl pochloniety praca.
Jak sie okazalo, pluca zmarlej byly w stanie identycznym jak u Nodelmana. Platowe zapalenie pluc z objawami rozwijajacej sie martwicy tkanek. Naczynia limfatyczne w obrebie szyi byly rowniez zaatakowane, podobnie jak wezly w okolicach oskrzeli.
– Wyglada rownie zle albo i gorzej jak u Nodelmana -stwierdzil Jack. – To niepokojace.
– Nie musisz mowic – odpowiedzial Vinnie. – Te przypadki zarazy sklaniaja mnie do szukania pracy w ogrodnictwie.
Jack wlasnie konczyl badanie organow wewnetrznych, gdy do sali wszedl Calvin. Nie mozna bylo pomylic jego olbrzymiej sylwetki. Towarzyszyla mu jakas osoba, rozmiarami dorownywala mu tylko w polowie. Calvin podszedl prosto do stolu Jacka.
– Cos szczegolnego? – zapytal, spogladajac do miski z organami.
– Jesli chodzi o organy wewnetrzne, mamy powtorke z wczoraj – odparl Jack.
– Dobrze – powiedzial Calvin. Wyprostowal sie i przedstawil Jacka gosciowi. Byl to Clint Abelard, miejski epidemiolog.
Jack zdolal rozpoznac charakterystyczna linie dolnej szczeki Abelarda, ale z powodu zalamania swiatla na plastykowej masce nie dostrzegl swidrujacych oczu epidemiologa. Ciekawilo go, czy bedzie tak samo klotliwy jak poprzedniego dnia.
– Jak mnie poinformowal doktor Bingham, panowie juz sie znaja – zauwazyl Calvin.
– Rzeczywiscie – odparl Jack.
Abelard milczal.
– Doktor Abelard probuje zlokalizowac ognisko choroby -wyjasnil Calvin.
– Godne pochwaly – skwitowal Jack.
– Doktor Abelard przyszedl do nas, by dowiedziec sie, czy mozemy mu dostarczyc jakichs szczegolnych informacji. Moze pan doszedl do jakichs pozytywnych wnioskow i moglby sie nimi podzielic?
– Z przyjemnoscia – przyznal Jack.
Rozpoczal od zewnetrznych ogledzin, zwracajac uwage na slady ewentualnych ukaszen. Nastepnie pokazal cala mase patologicznych zmian w organach wewnetrznych. Szczegolna uwage zwrocil na pluca, naczynia limfatyczne, watrobe i sledzione. Przez caly wyklad Clint Abelard stal milczaco.
– Tak sie przedstawia sprawa – zakonczyl Jack i wlozyl watrobe z powrotem do miski. – Jak pan widzi, to powazny przypadek, podobnie jak Nodelman, i nic dziwnego, ze w tym stanie oboje zmarli bardzo szybko.
– A co z Susanne Hard? – zapytal Clint.
– Teraz sie nia zajme – odpowiedzial Jack.
– Nie ma pan nic przeciwko temu, abym sie przygladal? -zapytal Clint.
Jack wzruszyl ramionami.
– Decyzja nalezy do doktora Washingtona.
– Nie widze problemu – zgodzil sie Calvin.
– Jesli mozna zapytac – Jack zwrocil sie do Clinta Abelarda: – Ma pan juz jakas teorie dotyczaca pochodzenia choroby?
– Nie – odburknal Clint. – Jeszcze nie.
– Moze jakies domysly – drazyl Jack. Zdawalo sie, ze Clint nie mial lepszego humoru niz poprzedniego dnia.
– Poszukujemy zrodel zakazenia w populacji miejskich gryzoni – ujawnil laskawie.
– Swietny pomysl – przytaknal Jack. – A dokladnie, jak to robicie?
Clint zamilkl, jakby bal sie zdradzic jakis sekret.
– Pomaga nam Centrum Kontroli Chorob – powiedzial w koncu. – Przyslali kogos z sekcji zajmujacej sie dzuma. Wlasnie przeszukuje teren i analizuje wyniki.
– Trafil na cos?
– Kilka zlapanych ostatniej nocy szczurow bylo chorych, jednak zaden z nich nie mial dzumy.
– A co ze szpitalem? – naciskal Jack, nie zwracajac uwagi na wyrazna niechec rozmowcy. – Kobieta, ktorej autopsje wlasnie skonczylem, pracowala w dziale zaopatrzenia. Wydaje sie wielce prawdopodobne, ze tak jak u Nodelmana byla to choroba szpitalna. Sadzi pan, ze zarazila sie od Nodelmana czy z jakiegos innego zrodla w szpitalu?
– Nie wiemy – przyznal Clint.
– Przyjmijmy, ze zarazila sie od Nodelmana. Ma pan jakis pomysl na droge przekazania choroby?
– Sprawdzalismy dokladnie szpitalny system wentylacji i klimatyzacji. Wszystkie filtry byly na swoim miejscu, zmieniane scisle wedlug instrukcji.
– A co z sytuacja w laboratorium?
– Co pan ma na mysli?
– Nie wiedzial pan, ze szef dzialu technicznego w laboratorium mikrobiologicznym sugerowal dzume w rozmowie z dyrektorem laboratorium, ale ten uznal to za nonsens i kazal zapomniec o podobnych pomyslach.
– Nie wiedzialem – mruknal Clint.
– Gdyby szef dzialu technicznego poszedl wlasnym tropem, diagnoza zostalaby postawiona wczesniej i przedsiewzieto by odpowiednie dzialania – powiedzial Jack. – Kto wie, moze uratowano by ludzkie zycie. Rzecz w tym, ze laboratorium ma ograniczony budzet, bo AmeriCare chce zaoszczedzic kilka dolcow, i zlikwidowali stanowisko kierownika laboratorium mikrobiologicznego.
– Nie wiedzialem o tym wszystkim – przyznal Clint. – Niemniej jednak przypadek dzumy i tak by sie ujawnil.
– Ma pan racje. Tak czy siak, trzeba okreslic zrodlo choroby. Niestety nie wie pan ani troche wiecej niz wczoraj. – Jack zasmial sie ukryty za maska. Odczuwal nieco perwersyjna przyjemnosc, stawiajac epidemiologa w trudnej sytuacji.
– Nie posunalem sie zbyt daleko – mruknal pod nosem Clint.
– Czy wystapily jakies objawy choroby wsrod personelu szpitalnego? – zapytal Jack.
– Mamy kilka pielegniarek z wysoka goraczka poddanych kwarantannie. Nie ma zadnych dowodow, ze to