dzuma, ale tak podejrzewamy. Wszystkie mialy kontakt z Nodelmanem.
– Kiedy zajmie sie pan ta Hard? – wtracil sie Calvin.
– Mniej wiecej za dwadziescia minut. Jak tylko Vinnie wszystko przygotuje.
– Przejde sie i sprawdze, jak wygladaja inne przypadki -oznajmil Calvin. – Chce pan isc ze mna czy woli zostac z doktorem Stapletonem? – zapytal Clinta.
– Chetnie pojde z panem, jesli nie ma pan nic przeciwko temu – oswiadczyl Abelard.
– A tak na marginesie, Jack – powiedzial przed odejsciem Calvin. – Na zewnatrz klebi sie tlum dziennikarzy jak stado spragnionych krwi bestii. Nie zycze sobie, zeby udzielal pan jakichs nie autoryzowanych przez nas wywiadow. Wszelkie informacje z naszego instytutu wychodza od doktora Donnatello lub jego asystenta.
– Nawet nie marzylem o rozmowie z prasa – zapewnil szefa Jack.
Calvin odszedl do nastepnego stolu. Clint deptal mu po pietach.
– Nie odnioslem wrazenia, ze ten facet chcial z toba pogadac – zauwazyl Vinnie, kiedy Calvin i Clint odeszli dosc daleko. – Za co akurat nie moge go winic.
– Ta mala myszka jest niezwykle ponura, odkad ja pierwszy raz spotkalem. Nie wiem, z jakiego powodu, ale zdaje sie, ze to jakis dziwny przyjemniaczek.
– Przyganial kociol garnkowi – odpowiedzial Vinnie.
Rozdzial 11
Czwartek, godzina 9.30, 21 marca 1996 roku
– Panie Lagenthorpe, slyszy mnie pan?! – wolal do swojego pacjenta doktor Doyle.
Donald Lagenthorpe byl trzydziestoosmioletnim czarnoskorym Amerykaninem, inzynierem nafciarzem, cierpiacym na astme. Tego ranka, tuz po godzinie trzeciej, obudzil sie z narastajacymi trudnosciami w oddychaniu. Przepisane przez lekarza srodki, ktorych uzywal w domu, nie pomagaly, wiec zjawil sie w izbie przyjec Manhattan General okolo czwartej. Zwykle zabiegi medyczne stosowane w podobnych sytuacjach nie pomogly, wiec za kwadrans piata wezwano doktora Doyle'a.
Donald mrugnal oczami i otworzyl je. Nie spal, jedynie probowal odpoczac. Uczucie niemoznosci zlapania oddechu stawalo sie prawdziwa tortura, przezywal najgorsze chwile w zyciu.
– Jak sie pan czuje? – zapytal lekarz. – Wiem, przez co pan przeszedl. Musi pan byc teraz bardzo wyczerpany. – Doktor Doyle nalezal do tych rzadko spotykanych lekarzy, ktorzy byli w stanie wspolczuc wszystkim pacjentom z glebokim zrozumieniem, tak jakby cierpial na te sama chorobe co pacjent.
Donald skinal glowa, dajac do zrozumienia, ze czuje sie lepiej. Oddychal dzieki masce tlenowej, ale przez to rozmowa stala sie niemozliwa.
– Pozostawie pana w szpitalu przez kilka dni – oznajmil doktor. – Niezwykle trudno bylo zatrzymac atak.
Donald znowu skinal. Nikt nie musial mu tego mowic.
– Zaaplikuje panu dozylnie nieco silniejsza dawke sterydow – dodal Doyle.
Donald zsunal maske z twarzy.
– Czy nie moglbym ich dostawac w domu? – Wdzieczny za pomoc, jaka otrzymal w szpitalu w trudnej chwili, wolal jednak wrocic do domu, kiedy juz jego oddech sie unormowal. W domu mogl przynajmniej troche popracowac. Jak zwykle w takim wypadku, atak astmy nadchodzil w najmniej odpowiednim momencie. Donalda oczekiwano w Teksasie, gdzie rozpoczynaly sie kolejne prace wiertnicze.
– Rozumiem, ze nie chce pan spedzac czasu w szpitalu. Ja na pana miejscu tez bym wolal wrocic do domu. Ale prosze mi wierzyc, w tych okolicznosciach to najlepsze rozwiazanie. Rzecz nie tylko w tym, ze chce podac panu sterydy, ale chcialbym takze, aby pooddychal pan odpowiednio nawilzonym, czystym powietrzem. Chcialbym takze dokladnie zbadac panskie gorne drogi oddechowe. Jak juz zauwazylem, ciagle jeszcze nie wrocilismy do stanu normalnego.
– Jak dlugo to potrwa?
– Jestem przekonany, ze tylko kilka dni.
– Musze wracac do Teksasu – wyjasnil Donald.
– Och – zdziwil sie doktor Doyle. – Kiedy pan tam byl ostatnio?
– W zeszlym tygodniu.
– Hmmm. – Doyle zastanowil sie przez chwile. – Czy w czasie pobytu w Teksasie zetknal sie pan z czyms nienormalnym? Cos pana zastanowilo?
– Jedynie teksasko-meksykanska kuchnia – odparl Donald, probujac sie usmiechnac.
– Nie ma pan zadnych nowych zwierzat, prawda? – Jednym z problemow w leczeniu astmy bylo okreslenie czynnikow wywolujacych ataki. Astma miewa czesto podloze alergiczne, a wielu ludzi jest uczulonych na zwierzeta.
– Moja dziewczyna ma nowego kota. Kilka razy drapalem sie troche po wizytach u niej.
– A ostatni raz kiedy pan odwiedzal znajoma?
– Zeszlego wieczora – przyznal Donald. – Ale tuz po jedenastej wrocilem do domu i czulem sie doskonale. Zasnalem bez problemow.
– Bedziemy musieli to sprawdzic, a tymczasem chce, aby zostal pan u nas. Co pan na to?
– To pan jest lekarzem – odparl Donald.
– Dziekuje. – Doyle z zadowoleniem przyjal decyzje pacjenta.
Rozdzial 12
Czwartek, godzina 9.45, 21 marca 1996 roku
– A niech to! – Jack mruknal pod nosem, kiedy zobaczyl na stole przygotowana do autopsji Susanne Hard. Tuz za nim wiercil sie Abelard, przestepujac z nogi na noge.
– Clint, dlaczego nie staniesz po drugiej stronie stolu? -zapytal Jack. – Zobaczysz wszystko znacznie dokladniej.
Abelard posluchal propozycji i trzymajac rece z tylu, spokojnym krokiem przeszedl na wskazane miejsce.
– A teraz sie nie ruszaj – powiedzial Jack raczej do siebie. Nie podobalo mu sie, ze ma Clinta na karku, ale nic nie mogl na to poradzic.
– To smutne, gdy widzi sie taka mloda kobiete – nagle odezwal sie Clint.
Jack podniosl wzrok. Nie spodziewal sie podobnej uwagi z ust doktora Abelarda. Wydawala sie zbyt ludzka jak na niego. Jack postrzegal go jako beznamietnego, ponurego biurokrate.
– Ile ma lat? – zapytal Clint.
– Dwadziescia osiem – odpowiedzial stojacy u wezglowia Vinnie.
– Z wygladu kregoslupa mozna wnioskowac, ze nie miala latwego zycia – zauwazyl Clint.
– Przeszla co najmniej kilka operacji plecow – wyjasnil Jack. – To podwojne nieszczescie – mowil dalej Abelard. – Zmarla tuz po urodzeniu dziecka. Teraz dziecko nie ma matki.
– To bylo jej drugie dziecko – wyjasnil Vinnie.
– I nie mozna przeciez zapomniec o mezu. Na pewno bardzo rozpacza po stracie zony.
Po grzbiecie Jacka przeszly ciarki. Musial walczyc ze soba, zeby nie siegnac przez stol i nie uderzyc Clinta z calej sily.
Nagle odszedl od stolu i skierowal sie do umywalni. Slyszal, jak Vinnie wola za nim, ale zignorowal to. Zamiast wrocic, oparl sie o krawedz umywalki i staral sie uspokoic. Wiedzial, ze zloszczenie sie na Clinta jest nieracjonalne. Takie gadanie zawsze denerwowalo Jacka, szczegolnie ze najczesciej mowili ci, ktorzy nie mieli zielonego pojecia o zyciu.
– Jakis problem? – zapytal Vinnie, wsuwajac glowe za drzwi.
– Zaraz wracani.