wycofywac, lecz nic wiecej na pewno go nie zaskoczy.

BJ przeszedl za ustawione w rzedzie kasy i zaczal spogladac w kolejne przejscia miedzy regalami, wypatrujac Jacka lub Slama. Wiedzial, ze gdy znajdzie jednego, szybko zjawi sie drugi. Zerknal w przejscie siodme. Na koncu stal Jack, a Slam jakies trzy, cztery metry od niego.

BJ cofnal sie do przejscia szostego i szybko nim idac, wlozyl reke pod kurtke i zlapal za pistolet. Kciukiem sprawnie odbezpieczyl bron. Gdy doszedl do skrzyzowania przejsc, mniej wiecej w polowie sklepu, zwolnil, zrobil kilka krokow bokiem i zatrzymal sie. Ostroznie wychylil sie zza stoiska z papierowymi recznikami i spojrzal w strone konca siodmego szeregu.

Serce zaczelo mu bic szybciej. Jack ciagle stal w tym samym miejscu, a Slam przesunal sie blizej niego. Wygladalo idealnie.

Serce omal mu nie wyskoczylo z piersi, kiedy nagle poczul lekkie stukanie w plecy. Odwrocil sie. Dlon ciagle spoczywala na rekojesci broni ukrytej pod kurtka.

– Moge w czyms pomoc? – zapytal lysawy mezczyzna.

Pytanie zostalo zadane w najmniej odpowiednim momencie. BJ wsciekl sie. Spojrzal na tlusta twarz mezczyzny i juz zamierzal go walnac w ten jego swinski ryj, gdy nagle uspokoil sie. Postanowil zignorowac intruza. Nie mogl przegapic takiej okazji. Przeciez obie ofiary staly dokladnie przed nim.

BJ gwaltownie odwrocil sie plecami do sprzedawcy i wyjal ukryty dotychczas pistolet. Ruszyl przed siebie. Wiedzial, ze wystarczy jeden krok i bedzie mial cale przejscie jak na dloni.

Ekspedienta kompletnie zaskoczyl nagly ruch chlopaka, a ze nie dostrzegl broni, zawolal: 'Hej!' Gdyby dostrzegl, pewnie by milczal.

Jack stal jak na rozzarzonych weglach. Byl podenerwowany. Nie podobal mu sie ten sklep, szczegolnie po krotkim zwarciu z farmaceuta. Dobiegajaca z tla kiepska muzyka i unoszacy sie w powietrzu zapach tanich kosmetykow dopelnialy uczucia dyskomfortu. Pragnal jak najszybciej opuscic to miejsce. Byl spiety. Natychmiast spojrzal w strone, skad dobieglo wolanie sprzedawcy. Uczynil to dokladnie w tej samej chwili, w ktorej jakis Murzyn z pistoletem w dloni wychodzil na srodek przejscia. Jack zareagowal odruchowo. Rzucil sie w strone stoiska z prezerwatywami. Regal zawalil sie i z loskotem runal na podloge. Jack znalazl sie w sasiednim przejsciu na szczycie stosu roznych przedmiotow.

Kiedy Jack wpadl na regal, Slam upadl na podloge, wyciagajac rownoczesnie swoja bron. Ruch byl tak szybki i dokladny, jakby wykonal go specjalista z zielonych beretow.

Pierwszy strzelil BJ. Gdy tylko wyjal bron, natychmiast rozlegly sie strzaly. Kule bzykaly po calym sklepie, kaleczac winylowa podloge, dziurawiac cienki sufit. Jednak wieksza czesc serii trafila w miejsce, gdzie jeszcze przed sekunda stali Jack i Slam, i utkwila w pojemniczkach z witaminami, ustawionych na polkach za dzialem z lekami.

Slam rowniez strzelil. Kule strzaskaly jedno z okien wystawowych wychodzacych na ulice.

BJ zdal sobie sprawe, ze nie trafil, i natychmiast cofnal sie o krok. Teraz, znowu ukryty za papierowymi recznikami, stal i zastanawial sie, co robic dalej.

Wszyscy obecni w sklepie, wlaczajac w to lysiejacego sprzedawce, zaczeli wrzeszczec z przerazenia. Ruszyli biegiem do wyjsc, ratujac zycie w obliczu niespodziewanego zagrozenia.

Jack wstal. Uslyszal serie Slama, a potem jeszcze jedna. Strzelal BJ. Jack chcial jedynie wyjsc z tego sklepu.

Pochylajac glowe, przesuwal sie w strone dzialu farmaceutycznego. Zauwazyl tam drzwi z napisem 'Tylko dla personelu'. Przeszedlszy przez nie, znalazl sie na zapleczu. Kilka otwartych puszek z napojami i na wpol zjedzone dania swiadczyly, ze pracownicy sklepu niedawno zaczeli lunch.

Zauwazyl nastepne drzwi. Najpierw trafil do lazienki i dalej do magazynu. Uslyszal nastepna serie strzalow i krzyki dobiegajace ze sklepu.

W panice nacisnal klamke trzecich drzwi. Na szczescie dla siebie tym razem znalazl sie na zewnatrz wsrod pojemnikow na smieci. W pewnej odleglosci dostrzegl uciekajacych ludzi. Wsrod nich ujrzal biala kurtke farmaceuty. Ruszyl w te sama strone.

Rozdzial 29

Wtorek, godzina 13.30, 26 marca 1996 roku

Detektyw porucznik Lou Soldano wjechal swoim nie oznaczonym chevroletem caprice na parking na zapleczu zakladu medycyny sadowej i zatrzymal sie. Zaparkowal tuz za sluzbowym wozem Binghama, wylaczyl silnik i wyjal kluczyki. Oddal je straznikowi, na wypadek gdyby samochod musial byc przestawiony. Lou czesto bywal w tutejszej kostnicy, chociaz ostatnia wizyte zlozyl az miesiac temu.

Wszedl do windy i nacisnal przycisk czwartego pietra. Wiadomosc otrzymal znacznie wczesniej, lecz dopiero kilka minut temu, przejezdzajac przez Queensboro Bridge, zdolal zadzwonic. W Queens nadzorowal sledztwo w sprawie zabojstwa pewnego prominentnego bankiera.

Laurie zaczela juz opowiadac o pewnym patologu sadowym, kiedy Lou przerwal jej i powiedzial, ze bedac w sasiedztwie, moze wpasc do biura. Od razu sie zgodzila, mowiac, ze w takim razie bedzie czekala na niego w swoim pokoju.

Lou wysiadl z windy i ruszyl przed siebie korytarzem. Z kazdym krokiem wracaly wspomnienia. Byl taki czas, kiedy zdawalo mu sie, ze on i Laurie beda miec wspolna przyszlosc. Ale okazalo sie, ze ich zwiazek nie ma przyszlosci. Zbyt wiele roznic wynikajacych z pochodzenia i wychowania, pomyslal Lou.

– Czesc, Laur! – zawolal Lou, widzac Laurie pracujaca przy biurku. Za kazdym razem, gdy ja widzial, robila na nim lepsze wrazenie. Jej kasztanowe wlosy opadaly na ramiona tak jak w reklamowkach. 'Laur' – tym skrotem nazwal ja syn Lou w czasie ich pierwszego spotkania. I tak juz zostalo.

Laurie wstala i serdecznie usciskala Lou.

– Swietnie wygladasz – powiedziala.

Wzruszyl niesmialo ramionami.

– Czuje sie niezle – przyznal.

– A dzieci?

– Dzieci? Corka ma szesnascie lat, a zachowuje sie, jakby miala trzydziesci. Oszalala na punkcie swojego chlopaka, co z kolei mnie przyprawia o szalenstwo.

Laurie tymczasem zdjela z drugiego krzesla jakies czasopisma i poprosila goscia, by spoczal.

– Dobrze cie znowu widziec, Laurie.

– Ciebie rowniez. Powinnismy sie czesciej spotykac.

– Tak, no wiec co to za wielki problem, o ktorym chcialas pogadac? – Chcial uniknac potencjalnie bolesnego tematu.

– Przede wszystkim nie wiem, jak jest wielki. – Wstala i zamknela drzwi. – Jeden z naszych nowych lekarzy chcialby z toba porozmawiac, ale nieoficjalnie. Wspomnialam mu kiedys, ze jestesmy przyjaciolmi. Niestety, w tej chwili nie ma go w biurze. Sprawdzilam to, kiedy zadzwoniles, ze jedziesz. Prawde powiedziawszy, nikt nie wie, gdzie jest.

– Domyslasz sie, o co chodzi?

– Nie do konca. Jednak boje sie o niego.

– Ooo?

– Prosil mnie dzis rano o wykonanie dwoch autopsji. Jedna to dwudziestodziewiecioletnia biala kobieta, ktora pracowala jako laborantka w szpitalu Manhattan General. Zeszlej nocy zostala zastrzelona w swoim mieszkaniu. Drugi byl dwudziestopiecioletni czarny mezczyzna, ktory zostal zastrzelony w Central Park. Zanim jednak zajelam sie tymi przypadkami, poprosil o sprawdzenie, czy obie ofiary mozna polaczyc ze soba. Wiesz, wlosy, wlokna, krew…

– I?

– Na ubraniu mezczyzny znalazlam slady krwi, ktora wedlug wstepnych badan pasuje do kobiety. Ale jestem dopiero na etapie badan serologicznych. Dopiero sprawdzenie i porownanie DNA da pewnosc. Jednak juz teraz

Вы читаете Zaraza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату