Jacka. Zaplaciwszy, Jack poprosil jeszcze o szklanke wody. Herman podal mu plastykowy kubeczek z woda. Jack zazyl pierwsza tabletke.
– Polecam sie na przyszlosc – powiedzial na pozegnanie Herman.
Jack zdecydowal sie odwiedzic Glorie Hernandez. Zatrzymal taksowke. Najpierw kierowca nie chcial sie zgodzic na kurs do Harlemu, ale zmienil zdanie, gdy Jack przeczytal mu zasady wypisane na karcie przyczepionej do oparcia kierowcy.
Usiadl wygodnie, a samochod ruszyl na pomoc, by nastepnie przeciac miasto St. Nicholas Avenue. Spogladajac przez okno, obserwowal, jak Harlem zmienia sie z dzielnicy murzynskiej w hiszpanska. W kazdym razie wszystkie napisy byly w jezyku hiszpanskim.
Gdy dotarli do celu, Jack zaplacil naleznosc i wysiadl. Ulica tetnila zyciem. Podniosl glowe i spojrzal na budynek, do ktorego zamierzal wejsc. Kiedys byl to piekny jednorodzinny dom stojacy w bogatej okolicy. Bez watpienia widywal lepsze dni niz dom, w ktorym mieszkal Jack.
Kiedy Jack wchodzil na brazowe kamienne schody, a potem do hallu domu, pare osob obserwowalo go z zainteresowaniem. Czarno-bialej posadzce brakowalo kilku plytek.
Nazwiska wypisane na skrzynce pocztowej polaczonej z domofonem wskazywaly, ze rodzina Hernandezow mieszka na drugim pietrze. Jack nacisnal przycisk dzwonka, chociaz mial swiadomosc, ze urzadzenie nie dziala. Nastepnie sprobowal otworzyc wewnetrzne drzwi. Podobnie jak w jego budynku, zamek magnetyczny w drzwiach zostal zepsuty dawno temu i nikt go nie naprawil.
Wszedl na drugie pietro i zapukal do drzwi mieszkania panstwa Hernandezow. Nikt nie odpowiedzial, zapukal wiec ponownie, tylko glosniej. W koncu uslyszal dzieciecy glos pytajacy, kto tam. Odpowiedzial, ze jest lekarzem i chce rozmawiac z Gloria Hernandez.
Po krotkiej, szeptanej wymianie zdan, ktora dobiegla zza drzwi, uchylono je na dlugosc lancucha. Jack ujrzal dwie twarze. Wyzej byla twarz kobiety w srednim wieku z rozwichrzonymi, tlenionymi wlosami. Oczy miala przekrwione i podsiniaczone. Miala na sobie pikowana podomke. Pokaslywala od czasu do czasu. Jej usta mialy lekko purpurowy odcien.
Nizej widzial twarz cherubinka – dziecka dziewiecio – moze dziesiecioletniego. Nie byl pewien, czy to chlopiec, czy dziewczynka. Wlosy dziecka, czarne jak wegiel, zaczesane do tylu, opadaly na ramiona.
– Czy pani Hernandez? – zapytal blondynke.
Dopiero gdy pokazal odznake lekarska i powiedzial, ze przychodzi prosto z Manhattan General od pani Kathy McBane, kobieta otworzyla drzwi i zaprosila go do srodka.
Mieszkanie bylo male i duszne. Ktos usilowal je ozywic jaskrawymi barwami i plakatami filmowymi w jezyku hiszpanskim. Gloria natychmiast wrocila na tapczan, na ktorym odpoczywala, zanim przyszedl. Naciagnela koc az po uszy, najwyrazniej miala dreszcze.
– Przykro mi, ze tak powaznie pani zachorowala.
– Okropnie – potwierdzila Gloria. Jackowi ulzylo, gdy uslyszal jezyk angielski. Bardzo kaleczyl hiszpanski.
– Nie zamierzam pani niepokoic, ale jak pani zapewne wie, ostatnio kilka osob z pani dzialu powaznie zachorowalo na rozne choroby zakazne.
Gloria otworzyla szeroko oczy.
– Przeciez to tylko grypa, czyz nie? – zapytala wystraszonym tonem.
– Z pewnoscia tak wlasnie jest. Katherine Mueller, Maria Lopez, Carmen Chavez i Imogene Philbertson cierpialy na zupelnie inne choroby niz pani, tego mozemy byc pewni.
– Dzieki Bogu – westchnela i przezegnala sie wskazujacym palcem prawej reki. – Niech ich dusze spoczywaja w pokoju.
– Niepokoi mnie to, ze na ortopedii lezal pacjent o nazwisku Carpenter. Ostatniej nocy zapadl na chorobe bardzo podobna do tej, na ktora pani cierpi. Czy to nazwisko mowi pani cos? Miala pani z nim jakis kontakt?
– Nie. Pracuje w zaopatrzeniu szpitala.
– Wiem. Podobnie jak pozostale wspomniane przeze mnie kobiety. W kazdym przypadku jeden z pacjentow chorowal na te sama chorobe, ktora zarazila sie ktoras z pani kolezanek. Musi wiec istniec jakies powiazanie i mam nadzieje, ze pani pomoze mi je odnalezc.
Gloria wygladala na zaklopotana. Zwrocila sie do dziecka po imieniu. Juan zaczal w odpowiedzi mowic bardzo szybko po hiszpansku. Jack domyslil sie, ze chlopak tlumaczy dla niej, widocznie nie wszystko zrozumiala.
Gloria wielokrotnie kiwala glowa na potwierdzenie i powtarzala 'si'. Ale kiedy Juan skonczyl, spojrzala na Jacka, pokrecila glowa i powiedziala, ze nie.
– Zadnych powiazan. Nie widujemy pacjentow.
– Nigdy pani nie wchodzila do pokoju pacjenta?
– Nie.
Umysl Jacka intensywnie pracowal. Zastanawial sie, o co jeszcze zapytac.
– Czy zeszlego wieczoru wydarzylo sie w pracy cos niezwyklego?
Gloria wzruszyla ramionami i znowu zaprzeczyla.
– Pamieta pani, co robila? Prosze opowiedziec, jak mijala zmiana.
Gloria zaczela mowic, ale wysilek, jaki w to wkladala, wywolal gwaltowny atak kaszlu. Jack zamierzal poklepac ja po plecach, ale uniosla reke, dajac znak, ze nie trzeba. Juan przyniosl jej szklanke wody, ktora lapczywie wypila.
Zaczela opowiadac, starajac sie niczego nie pominac. Jack sluchal jej uwaznie, zastanawiajac sie, w jaki sposob mogla zetknac sie z wirusem. Nie widzial takiej mozliwosci. Upierala sie przy twierdzeniu, ze do konca zmiany nie opuszczala magazynow. Doszedl do wniosku, ze zadnej waznej informacji juz od niej nie uzyska, i zapytal, czy bedzie mogl sie z nia skontaktowac, jesli jeszcze cos mu sie przypomni. Zgodzila sie. Jack zaczal ja namawiac, by zawiadomila doktor Zimmerman o swojej chorobie.
– A co ona moze zrobic? – zapytala Gloria.
– Moze zechce zaaplikowac pani jakies szczegolne lekarstwo. Pani i pozostalym czlonkom rodziny.
Wiedzial, ze rymantadyna nie tylko zapobiega zarazeniu sie grypa, ale jesli podana zostanie dostatecznie wczesnie, znacznie zlagodzi przebieg choroby i czas jej trwania. Problem polegal tylko na tym, ze lek nie byl tani, a AmeriCare nie lubila wydawac pieniedzy na opieke nad pacjentami, jesli nie byla do tego zmuszona.
Jack wyszedl z mieszkania pani Hernandez, zszedl na dol i skierowal sie w strone Broadwayu, gdzie zamierzal zlapac taksowke. Czul sie teraz nie tylko poruszony kolejna proba zamachu na jego zycie, ale takze zniechecony do wszystkiego. Wizyta u Glorii nie wniosla niczego nowego, jedynie narazila go na kontakt z choroba, ktora jego zdaniem mogla zabic Carpentera. Jedynym pocieszeniem bylo to, ze zazyl rymantadyne. Z drugiej strony, mial niestety swiadomosc, ze nawet ten lek nie daje stuprocentowej pewnosci, szczegolnie w wypadku nadzwyczajnie zlosliwego wirusa.
Kiedy znowu wszedl do budynku medycyny sadowej, bylo pozne popoludnie. Gdy przechodzil obok pokoju lekarskiego, zastanowilo go to, co zobaczyl po przeciwnej stronie korytarza, w malym pokoju przeznaczonym dla rodzin identyfikujacych zwloki. Siedzial tam David. Nie znal jego nazwiska, ale to byl ten sam David, ktory odwozil Jacka i Spita do domu po pamietnym wieczorze w Central Park.
David takze zauwazyl Jacka, ich spojrzenia spotkaly sie na ulamek sekundy. Jack wyczul zlosc i pogarde.
Powstrzymujac chec wejscia do pokoju, Jack natychmiast skierowal sie do kostnicy. Uderzajac glosno obcasami w cementowa posadzke, przeszedl obok lodowek, zastanawiajac sie, jakie odkrycie go czeka. W hallu stal jeden wozek ze swiezo przywiezionym cialem. Byl dokladnie oswietlony ostrym swiatlem padajacym z zawieszonej nad glowa ofiary lampy.
Przescieradlo przykrywalo cala postac z wyjatkiem twarzy. Przygotowano je w ten sposob do zdjecia, na ktorego podstawie rodzina mogla pozniej dokonac identyfikacji. Fotografia wydawala sie bardziej ludzkim sposobem niz prezentowanie pograzonej w smutku rodzinie czesto okaleczonego ciala.
Jack poczul w gardle ucisk, kiedy spogladal na spokojna twarz Slama. Oczy mial zamkniete i naprawde zdawalo sie, ze spi. Mlodszy po smierci niz za zycia, takie sprawial wrazenie. Wygladal na czternastolatka.
Jack, kompletnie zalamany, wsiadl do windy i pojechal do siebie. Z ulga zobaczyl, ze Cheta nie ma w pokoju. Trzasnal drzwiami, usiadl za biurkiem i zlapal sie za glowe. Czul, ze sie rozplacze, nie pojawila sie jednak ani jedna lza. Wiedzial, ze przyczynil sie osobiscie do jeszcze jednej smierci mlodego czlowieka.
Zanim zdolal pograzyc sie w bolesnym poczuciu winy, rozleglo sie pukanie do drzwi. W pierwszej chwili zignorowal je z nadzieja, ze ten ktos odejdzie. Jednak tajemniczy gosc ponowil pukanie. Zirytowany Jack zawolal w koncu, ze drzwi sa otwarte.