– Ty cholerny skurwysynu! – odkrzyknela siostra.
– Czemu sama tego nie zrobisz? – odszczeknal sie Richard.
Juz chciala odpowiedziec, ale zamiast tego weszla do domu, podeszla do kuchennego stolu, chwycila bron i zblizyla sie do Jacka. Trzymajac rewolwer oburacz, wycelowala w twarz. Jack patrzyl prosto w jej oczy.
Koniec lufy zaczal drzec. Nagle Teresa zaklela i rzucila rewolwer z powrotem na stol.
– O, zelazna dama nie jest tak twarda, jak myslala -zakpil Richard.
– Zamknij sie! – krzyknela.
Usiadla na kanapie. Brat usiadl po przeciwnej stronie. Poirytowani spojrzeli na siebie.
– To sie zamienia w kiepski zart – stwierdzila.
– Oboje jestesmy zbyt zdenerwowani – dodal Richard.
– To chyba pierwsze madre slowa, jakie ci sie dzis udalo powiedziec. Jestem wyczerpana. Ktora godzina?
– Po polnocy.
– Nic dziwnego. Boli mnie glowa.
– Ja tez sie zle czuje.
– Przespijmy sie. Zalatwimy to rano. Teraz nawet nie potrafie patrzec prosto przed siebie.
Jack obudzil sie o czwartej trzydziesci nad ranem. Drzal. Ogien w kominku zgasl i temperatura szybko spadala. Chodnik dawal nieco ciepla i Jackowi udalo sie nim owinac.
W pokoju panowal mrok. Teresa i Richard poszli do osobnych sypialni, nie zostawiajac zadnego swiatla. Jedynie przez okno nad zlewozmywakiem wpadalo do kuchni nieco swiatla. Jack rozpoznawal ksztalty mebli.
Nie wiedzial, co pogarsza jego samopoczucie – strach czy grypa. Przynajmniej nie dokuczal mu teraz kaszel. Rymantadyna byc moze jednak uchronila go od pogrypowego zapalenia pluc.
Przez kilka minut pozwolil sobie na luksus nadziei, ze nie wszystko stracone. Klopot w tym, ze ta nadzieja byla minimalna. Jedyna osoba, ktora wiedziala, ze probki dzumy z National Biologicals odpowiedzialy pozytywnie na testy porownawcze, byl Ted Lynch, lecz on nie wiedzial, co to oznaczalo. Agnes by wiedziala, nie bylo jednak powodu, zeby Ted rozmawial o tym z Agnes.
Jezeli nie nalezalo spodziewac sie pomocy, pozostalo mu sprobowac ucieczki. Odretwialymi palcami zbadal rure, do ktorej byl przykuty. Szukal jakiegos uszkodzenia, nieszczelnosci. Niczego takiego nie znalazl. Przekladal kajdanki na rozne pozycje i zapierajac sie nogami, probowal ciagnac. Zrezygnowal, gdy bransoletki poprzecinaly mu skore na nadgarstkach. Rura ani drgnela.
Jezeli ma uciec, bedzie musial to zrobic, kiedy pozwola mu rano pojsc do toalety. Nie mial pojecia, jak to zrobic. Cala nadzieje pokladal w tym, ze nie beda zbyt czujni.
Przeszedl go dreszcz, gdy zastanowil sie, co moze przyniesc ranek. Dobry nocny wypoczynek moze wzmocnic postanowienie Teresy. Fakt, ze ani ona, ani Richard nie potrafili go zeszlego wieczoru zastrzelic z zimna krwia, byl slaba pociecha. Oboje byli tak egoistyczni, ze nie powinien bez konca na tym polegac.
Uzywajac nog, jeszcze raz udalo mu sie wslizgnac pod chodnik. Usadowil sie najwygodniej, jak mogl. Gdyby miala sie pojawic jakas okazja do ucieczki, chcial byc fizycznie zdolny wykorzystac ja jak najlepiej.
Rozdzial 34
Czwartek, godzina 8.15, 28 marca 1996 roku
Gory Catskill, Nowy Jork
Dla Jacka godziny mijaly wolno. Nie zdolal zasnac. Nie znalazl tez dosc wygodnej pozycji. Kiedy w koncu do kuchni wszedl Richard, z rozczochranymi po nocy wlosami, omal sie nie ucieszyl.
– Musze do toalety – poprosil.
– Musisz poczekac, az wstanie Teresa – odparl gospodarz i zajal sie rozpalaniem ognia.
Drzwi pokoju Teresy otworzyly sie kilka minut pozniej. Ubrana w stary szlafrok, nie wygladala lepiej niz brat. Zwykla burza lokow na jej glowie zamienila sie w miotle. Nie miala makijazu i wygladala o wiele gorzej niz zwykle.
– Ciagle boli mnie glowa i slabo spalam – narzekala.
– Ja tez. To ten stres, no i nie zjedlismy porzadnej kolacji.
– A ja nie jestem glodna. Nie potrafie tego pojac.
– Musze isc do toalety. Czekam cale godziny – odezwal sie Jack.
Teresa zwrocila sie do Richarda.
– Wez bron. Otworze kajdanki.
Podeszla do Jacka, schylila sie i siegnela pod zlewozmywak.
– Przykro mi, ze sie nie wyspalas. Powinnas polozyc sie obok mnie, w kuchni. Byloby cudownie.
– Nie chce slyszec ani slowa wiecej – warknela. – Nie mam nastroju.
Kajdanki szczeknely i jedna z bransolet otworzyla sie. Potarl zbolale nadgarstki i sprobowal stanac na zdretwialych nogach. Stracil rownowage. Zeby nie upasc, wsparl sie na kuchennym stole. Teresa szybko zatrzasnela kajdanki na uwolnionej chwilowo rece. Jack nie byl w stanie przeciwstawic sie, nawet gdyby zamierzal.
– Okay, maszeruj – powiedzial Richard, popedzajac Jacka rewolwerem.
– Chwileczke. – Pokoj ciagle plywal mu przed oczyma.
– Nie kombinuj! – upomniala go Teresa. Odsunela sie od niego.
Kiedy tylko mogl, ruszyl na ciagle chwiejnych nogach do lazienki. Po pierwsze musial zalatwic sprawy podstawowe. Po drugie zazyc rymantadyne, popic spora porcja wody. Dopiero teraz zaryzykowal spojrzenie w lustro. To, co zobaczyl, zaskoczylo go. Nie byl pewny, czy rozpoznalby siebie na ulicy. Wygladal jak wloczega. Oczy mial przekrwione i podpuchniete. Na lewym policzku zobaczyl zastygla krew, ktora poplamila rowniez koszule. Plynela zapewne z rany powstalej po uderzeniu. Takze usta mu spuchly. To po pierwszym ciosie Richarda, pomyslal. Obrazu dopelnial nie golony zarost.
– Szybciej tam! – zawolala Teresa.
Odkrecil kran i zaczal myc twarz. Palcem umyl zeby. Zaczerpnal wody i przygladzil zmierzwione wlosy.
– Czas najwyzszy – powiedziala, gdy ukazal sie w drzwiach.
Jack stlumil ochote na zlosliwa odpowiedz. Wiedzial, ze stapa po linie, nie chcial nadmiernie draznic tych ludzi. Mial nadzieje, ze nie przykuja go z powrotem do rury. Niestety tak wlasnie sie stalo.
– Powinnismy cos zjesc – stwierdzil Richard.
– Kupilam w nocy platki.
– Swietnie.
Usiedli przy stole, zaledwie metr od Jacka. Teresa jadla malo. Znowu wspomniala, ze nie jest glodna. Jackowi nic nie zaproponowali.
– Myslalas, co zrobimy? – zapytal Richard.
– A moze zwrocic sie do tych, ktorzy mieli go zabic w miescie? Co to za jedni?
– To gang z sasiedztwa.
– Jak sie z nimi umawiales?
– Zwykle dzwonilem, ale bylem tez w ich siedzibie. Umawialem sie z facetem o przezwisku Twin.
– No to go, do cholery, sprowadzmy tu.
– Moglby przyjechac. Jezeli forsa bedzie odpowiednia.
– Zadzwon do niego. Ile mu obiecales za robote w miescie?
– Piecset.
– Jesli bedziesz musial, zaproponuj tysiac. Ale powiedz, ze to pilna sprawa i ze musi przyjechac jeszcze dzisiaj.
Richard odsunal z halasem krzeslo, wstal i poszedl do pokoju po telefon. Wrocil z nim do kuchni. Chcial, aby Teresa slyszala rozmowe, na wypadek gdyby cena byla bardziej wygorowana. Nie wiedzial przeciez, jak Twin przyjmie propozycje przyjazdu na farme do Catskills.