– Trzy lata temu. Chcielismy kupic apartament w West Orange i moze zimowy domek w Scottsdale, w poblizu kuzynki Esther i Harolda. Jednak zrezygnowalismy z tych planow, kiedy dowiedzielismy sie, ze twoja matka jest chora. – Spojrzal na mnie. – Chce ci sie pic?

– Wlasciwie nie.

– Moze dietetyczna cole? Wiem, ze kiedys ja lubiles.

Ojciec minal mnie i wszedl na schody. Spojrzalem na stare kartony, na ktorych znajdowaly sie napisy zrobione przez moja matke markerem. Na polce po drugiej stronie lezaly dwie rakiety tenisowe Kena. Jedna z nich byla pierwsza, jaka trzymal w rekach. Mial wtedy zaledwie trzy lata. Mama ja zachowala. Odwrocilem sie i poszedlem za ojcem. Gdy dotarlismy do kuchni, otworzyl lodowke.

– Opowiesz mi, co wczoraj zaszlo? – zaczal.

– Nie wiem, o co ci chodzi.

– O ciebie i twoja siostre. – Ojciec wyjal dwulitrowa butelke dietetycznej coli. – O co wam poszlo?

– O nic – odparlem.

Pokiwal glowa, otwierajac szafke. Wyjal dwie szklanki, otworzyl zamrazalnik i napelnil je lodem.

– Twoja matka zwykla podsluchiwac ciebie i Melisse rzekl.

. – Wiem. Usmiechnal sie.

– Nie byla zbyt dyskretna. Mowilem jej, zeby przestala, ale kazala mi siedziec cicho, bo uznala, ze to nalezy do matczynych obowiazkow.

– A dlaczego nie Kena?

– Moze nie chciala nic wiedziec. – Napelnil szklanki. Ostatnio interesujesz sie bratem.

– To chyba naturalna ciekawosc.

– Tak, oczywiscie. Po pogrzebie spytales mnie, czy mysle, ze on jeszcze zyje. Dzien pozniej poklociliscie sie o niego z Melissa. Dlatego pytam jeszcze raz: co sie dzieje?

Wciaz mialem te fotografie w kieszeni. Nie pytajcie mnie dlaczego. Rano za pomoca skanera wykonalem kolorowe kopie. Mimo to nie potrafilem rozstac sie ze zdjeciem.

Kiedy rozlegl sie dzwonek do drzwi, obaj drgnelismy, zaskoczeni. Spojrzelismy po sobie. Ojciec wzruszyl ramionami, a ja powiedzialem, ze otworze. Pospiesznie upilem lyk coli, odstawilem szklanke i podszedlem do frontowych drzwi. Kiedy je otworzylem i zobaczylem, kto w nich stoi, zaniemowilem.

Pani Miller. Matka Julie.

Trzymala polmisek owiniety folia aluminiowa. Pochylila glowe, jakby skladala ofiare na oltarzu. W pewnym momencie uniosla glowe i nasze spojrzenia spotkaly sie tak jak dwa dni wczesniej, kiedy stalem na chodniku przed jej domem. Z jej oczu wyzieral bol.

– Pomyslalam sobie… – zaczela. – Chce tylko…

– Prosze wejsc – powiedzialem. Probowala sie usmiechnac.

– Dziekuje.

Ojciec wyszedl z kuchni i zawolal:

– Kto tam?

Cofnalem sie. Pani Miller stanela w drzwiach, wciaz trzymajac w rekach polmisek, jakby dla obrony. Ojciec szeroko otworzyl oczy i ujrzalem w nich niebezpieczny blysk. Zapytal ochryplym, groznym szeptem:

– Co ty tu robisz, do diabla?

– Tato…

Nie zwrocil na mnie uwagi.

– Zadalem ci pytanie, Lucille. Czego tu chcesz? Pani Miller spuscila glowe.

– Tato – powtorzylem z naciskiem.

Na nic. Jego oczy byly jak dwie szparki.

– Nie chce cie tu widziec – warknal.

– Tato, przyszla, zeby…

– Wynos sie!

– Tato!

Pani Miller zgarbila sie. Wetknela mi polmisek w rece.

– Lepiej juz pojde, Will.

– Nie – powiedzialem. – Prosze zostac.

– Nie powinnam byla przychodzic.

– Cholerna racja! – krzyknal moj ojciec.

Poslalem mu gniewne spojrzenie, ale on nie odrywal oczu od goscia. Wciaz ze spuszczona glowa, pani Miller baknela:

– Wyrazy wspolczucia.

Jednak ojciec jeszcze nie skonczyl.

– Ona nie zyje, Lucille. Teraz nic jej po tym.

Pani Miller uciekla. Stalem, wciaz trzymajac w rekach polmisek. Z niedowierzaniem patrzylem na ojca.

– Wyrzuc to swinstwo – powiedzial.

Nie mialem pojecia, co robic. Chcialem pobiec za nia i przeprosic, ale byla juz w polowie drogi do domu i szla zbyt szybko. Ojciec wrocil do kuchni. Poszedlem za nim i z trzaskiem postawilem polmisek na stole.

– Co to mialo znaczyc, do licha? – zapytalem. Podniosl szklanke.

– Nie chce jej tu widziec.

– Przyszla zlozyc kondolencje.

– Przyszla uwolnic sie od poczucia winy.

– O czym ty mowisz?

– Twoja matka nie zyje. Teraz juz nic nie moze dla niej zrobic.

– Mowisz bez sensu.

– Twoja matka zadzwonila do Lucille niedlugo po morderstwie. Chciala zlozyc wyrazy wspolczucia. Lucille odeslala ja do diabla. Obwiniala nas o to, ze wychowalismy morderce.

– Powiedziala, ze to nasza wina. My wychowalismy morderce.

– Tato, to bylo jedenascie lat temu.

– Czy masz pojecie, jak twoja matka to przezyla?

– Julie dopiero co zostala zamordowana. Pani Miller bardzo to przezywala.

– I dlatego czekala do tej pory, zeby przeprosic za swoje slowa? Kiedy jest juz za pozno? – Energicznie pokrecil glowa. – Nie chce tego sluchac, a twoja matka juz nie moze tego uslyszec.

W tym momencie otworzyly sie frontowe drzwi. Ciotka Selma i wuj Murray weszli, smutno sie usmiechajac. Selma zajela sie kuchnia, a Murray zabral sie za obluzowana plytke, ktora wypatrzyl wczoraj.

Ojciec i ja zakonczylismy rozmowe.

17

Agent specjalny Claudia Fisher wyprezyla sie jak struna i zapukala do drzwi.

– Wejsc – uslyszala.

Nacisnela klamke i weszla do gabinetu wicedyrektora Josepha Pistillo. Szef – za plecami nazywany przez podwladnych Wickiem – kierowal nowojorska filia FBI. Nie liczac dyrektora w Waszyngtonie, byl jednym z najstarszych ranga agentow FBI, majacych najwieksza wladze. Pistillo podniosl glowe i spojrzal na agentke. Nie spodobalo mu sie to, co zobaczyl.

– O co chodzi?

– Znaleziono zwloki Sheili Rogers – zameldowala Fisher. Pistillo zaklal.

– Gdzie?

– Na poboczu drogi w Nebrasce. Nie miala przy sobie zadnych dokumentow. Przepuscili jej odciski palcow przez NCIC i trafili.

– Niech to szlag.

Pistillo zul odrobine odgryzionego naskorka. Claudia Fisher czekala.

Вы читаете Bez pozegnania
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×