Zapadla chwila ciszy. Bertha dostrzegla lzy naplywajace do oczu Clyde'a.
– Co jeszcze? – zapytala.
Pospiesznie opuscil glowe i znow spojrzal na cialo.
– Nie byla bezdomna – stwierdzil. – Dobrze ubrana i odzywiona. – Zajrzal do ust. – Miala dosc dobra opieke dentystyczna.
– Jakies slady gwaltu?
– Jest ubrana – odrzekl Clyde. – Moj Boze, co oni jej zrobili? Tu jest bardzo niewiele krwi, z cala pewnoscia za malo jak na miejsce zbrodni. Domyslam sie, ze ktos ja przywiozl i zostawil. Bede wiedzial wiecej, kiedy poloze ja na stole.
– No dobrze – powiedziala Bertha. – Sprawdzmy wykazy osob zaginionych i jej odciski palcow.
Clyde skinal glowa, a szeryf Bertha Farrow ruszyla do radiowozu.
13
Nie musialem telefonowac do Katy.
Dzwonek poderwal mnie jak zgniecie rozzarzonym zelazem. Spalem tak mocno, gleboko i bez zadnych snow, ze nie bylo mowy o powolnym budzeniu sie. W jednej chwili unosilem sie w czarnej pustce, a w nastepnej siedzialem na lozku i serce walilo mi jak mlotem. Sprawdzilem godzine na wyswietlaczu zegara: 6:58.
Nachylilem sie nad aparatem. Numer telefonujacej osoby byl zastrzezony. Bezuzyteczny gadzet. Kazdy, kogo chcialbys unikac lub kto woli pozostac anonimowy, zastrzega swoj numer.
Tym razem nie mialo to znaczenia. Wiedzialem, kto dzwoni. Wlasny glos wydal mi sie nieco zbyt rzeski, gdy rzucilem wesolo:
– Halo?
– Will Klein?
– Tak?
– Tu Katy Miller. – Po namysle dodala: – Siostra Julie.
– Czesc, Katy.
– Wczoraj wieczorem zostawilam ci wiadomosc.
– Wrocilem dopiero o czwartej rano.
– W takim razie chyba cie zbudzilam.
– Nie przejmuj sie.
Glos miala smutny. Przypomnialem sobie, kiedy sie urodzila. Policzylem.
– Zdaje sie, ze zdalas juz do maturalnej klasy?
– Na jesieni zaczynam studia.
– Gdzie?
– Na Bowdoin. To mala uczelnia.
– W Maine – powiedzialem. – Znam ja. To wspaniala szkola. Gratuluje.
– Dzieki.
Usiadlem wygodniej, usilujac wymyslic jakis temat rozmowy. Poprzestalem na klasycznym:
– Minelo wiele czasu.
– Will?
– Tak?
– Chcialabym sie z toba zobaczyc.
– Jasne, byloby wspaniale.
– Moze dzisiaj?
– Gdzie teraz jestes? – zapytalem.
– W Livingston – odparla i dodala: – Widzialam cie pod naszym domem.
– Przepraszam.
– Moge przyjechac do miasta, jesli chcesz.
– Nie trzeba. Zamierzalem odwiedzic ojca. Moze spotkamy sie wczesniej?
– Taak, w porzadku – zgodzila sie – ale nie tutaj.
– Pamietasz boiska do koszykowki obok liceum?
– Jasne. Umowmy sie tam o dziesiatej.
– Dobrze.
– Katy – powiedzialem, przekladajac sluchawke do drugiego ucha – musze przyznac, ze twoj telefon troche mnie zaskoczyl.
– Wiem.
– W jakiej sprawie chcesz sie ze mna zobaczyc?
– A jak sadzisz?
Nie odpowiedzialem od razu, ale nie mialo to zadnego znaczenia. I tak sie rozlaczyla.
14
Will opuscil swoje mieszkanie. Duch go obserwowal.
Nie poszedl za nim. Wiedzial, dokad Will sie udaje. Patrzac na niego, zaciskal i rozluznial palce, zaciskal i rozluznial. Napinal miesnie. Dygotal.
Wspominal Julie Miller. Pamietal jej nagie cialo w piwnicy i dotyk jej skory, z poczatku, przez chwile, cieplej, a potem powoli zmieniajacej sie, az przypominala wilgotny marmur. Pamietal sinopurpurowy kolor jej twarzy, przekrwione i wytrzeszczone oczy, grymas przerazenia, popekane naczynka krwionosne, smuzke sliny zakrzeplej na policzku, niczym blizna po cieciu nozem. A takze szyje, nienaturalnie wygieta po smierci, i cienki drut, ktory przecial jej skore i przelyk, prawie odcinajac glowe.
Tyle krwi.
To byla jego ulubiona metoda egzekucji. Odwiedzil Indie, zeby poznac metody Thugow, tak zwanych cichych zabojcow, ktorzy sztuke duszenia doprowadzili do perfekcji. Z biegiem lat Duch nauczyl sie po mistrzowsku poslugiwac bronia palna i biala, lecz jesli tylko mogl, zabijal przez smiale duszenie.
Odetchnal.
Will znikl za rogiem. Brat.
Duch pomyslal o tych wszystkich filmach kung – fu, w ktorych jeden brat zostaje zamordowany, a drugi postanawia pomscic jego smierc. O tym, co by sie stalo, gdyby zabil Willa Kleina.
Nie, to nie takie proste. To znacznie wykraczalo poza zemste.
Mimo to zastanawial sie nad Willem. W koncu on byl kluczem calej sprawy. Czy zmienil sie przez te lata? Duch mial taka nadzieje. Wkrotce sie okaze.
Tak, najwyzszy czas spotkac sie z Willem i pogadac o dawnych czasach. Duch przeszedl przez ulice, idac w kierunku bramy.
Piec minut pozniej byl juz w mieszkaniu Willa.
Pojechalem autobusem do skrzyzowania Livingston Avenue i Northfield, najbardziej ruchliwego miejsca rozleglego przedmiescia. Dawna szkole podstawowa zmieniono w tanie centrum handlowe z mnostwem sklepikow, do ktorych nikt nie zaglada. Wysiadlem z autobusu razem z kilkoma miejscowymi robotnikami, wracajacymi z miasta. Ta przedziwna prawidlowosc podmiejskiego ruchu. Pasazerowie mieszkajacy w takich rejonach jak Livingston rano jada do miasta; ci, ktorzy sprzataja im domy i pilnuja ich dzieci, podazaja w przeciwnym kierunku. Stan rownowagi zostaje zachowany.
Poszedlem Livingston Avenue w kierunku liceum, ktore znajdowalo sie tuz obok biblioteki publicznej, sadu oraz komisariatu policji. Widzicie w tym jakas prawidlowosc? Wszystkie te cztery gmachy byly zbudowane z cegly i wygladaly tak, jakby wyszly spod reki tego samego architekta; jakby powstaly przez paczkowanie.
Wychowalem sie tutaj. Z tej biblioteki pozyczalem klasyke C S. Lewisa i Madeleine L'Engle. Majac osiemnascie