ofiara, porwana, zgwalcona i odurzona, ze to nie byla jej wina. Nie powinienem widziec jej w innym swietle po tym, czego sie dowiedzialem. Jednak ta trzezwa i racjonalna argumentacja do mnie nie przemawiala.

Nienawidzilem sie za to.

Dochodzila czwarta rano, kiedy furgonetka podjechala pod moj dom.

– Co o tym wszystkim sadzisz? – zapytalem. Squares podrapal sie po zarosnietym policzku.

– Na koncu Castman powiedzial, ze zostala naznaczona.

– Mial racje.

– Wiesz o tym z doswiadczenia?

– Prawde mowiac, tak.

– A wiec?

– A wiec podejrzewam, ze przeszlosc wrocila i ja dopadla.

– Zatem jestesmy na dobrym tropie.

– Zapewne – przytaknal Squares. Chwycilem klamke drzwi i powiedzialem:

– Cokolwiek zrobila… cokolwiek ty zrobiles… Moze nigdy cie nie opusci, ale tez wcale nie skazuje cie na wieczne potepienie.

Squares patrzyl przez przedma szybe. Czekalem. Wciaz patrzyl w milczeniu. Wysiadlem, a wtedy odjechal.

Przystanalem, zauwazywszy, ze ktos zostawil mi wiadomosc na automatycznej sekretarce. Sprawdzilem godzine na wyswietlaczu. Wiadomosc nagrano o 23:47. Bardzo pozno. Uznalem, ze to ktos z rodziny. Pomylilem sie.

Nacisnalem przycisk odtwarzania i mlody kobiecy glos powiedzial:

– Czesc, Will.

Nie rozpoznalem glosu.

– Tu Katy. Katy Miller. Zdretwialem.

– Szmat czasu, co? Sluchaj, przepraszam, ze dzwonie tak pozno. Pewnie juz spisz. Posluchaj, Will, moglbys zadzwonic do mnie, jak tylko odsluchasz wiadomosc? Niewazne, o ktorej godzinie. No coz, musze z toba porozmawiac.

Wymienila swoj numer. Stalem oniemialy. Katy Miller. Mlodsza siostra Julie. Kiedy widzialem ja ostatnio, miala chyba z szesc lat. Usmiechnalem sie, wspominajac, jak Katy (nie mogla wtedy miec wiecej niz cztery latka) ukryla sie za starym wojskowym kufrem ojca i wyskoczyla w najbardziej nieodpowiedniej chwili. Pamietalem, jak Julie i ja pospiesznie nakrylismy sie kocem, nie majac czasu na podciaganie majtek i starajac sie nie peknac ze smiechu.

Mala Katy Miller.

Teraz skonczyla juz siedemnascie lub osiemnascie lat. Dziwne. Wiedzialem, jaki wplyw smierc Julie wywarla na moja rodzine i moglem sie domyslic, jak przezyli to Millerowie. Nigdy jednak nie zastanawialem sie nad reakcja Katy. Znow wspomnialem te chwile, gdy razem z Julie, chichoczac, nakrylismy sie kocem. Przypomnialem sobie, ze to bylo w piwnicy. Oblapialismy sie na tej samej kanapie, przy ktorej znaleziono potem cialo Julie.

Dlaczego Katy dzwonila do mnie po tylu latach?

Ponownie odtworzylem wiadomosc, szukajac ukrytego znaczenia. Nie znalazlem. Powiedziala, zebym zadzwonil o kazdej porze. Dochodzila czwarta rano, a ja bylem zmeczony. Postanowilem zaczekac z telefonem do rana.

Wgramolilem sie do lozka i uswiadomilem sobie, kiedy ostatni raz widzialem Katy Miller. Moja rodzine poproszono o nieprzychodzenie na pogrzeb. Spelnilismy to zyczenie. Dwa dni pozniej poszedlem sam na cmentarz przy drodze numer dwadziescia dwa. Usiadlem przy grobie Julie. Nic nie mowilem ani nie plakalem. Nie ogarnal mnie gleboki spokoj, nie mialem wrazenia, ze zamknal sie jakis okres w moim zyciu. Rodzina Millerow podjechala bialym oldsmobilem, wiec odszedlem. Wczesniej jednak napotkalem spojrzenie malej Katy. Jej twarz przybrala zrezygnowany, nad wiek dorosly wyraz. Dostrzeglem w jej oczach smutek, przerazenie, a moze nawet litosc.

Opuscilem cmentarz. Od tego czasu nie widzialem jej ani z nia nie rozmawialem.

12

Belmont, Nebraska

Szeryf Bertha Farrow widywala gorsze rzeczy.

Wszystkie miejsca zbrodni sa paskudne. W kategorii wywolujacych mdlosci widokow polamanych kosci, rozlupanych czaszek i kaluz krwi malo co moze rownac sie z efektami naglego kontaktu metalu z cialem podczas pospolitego wypadku samochodowego. Zderzenie czolowe. Ciezarowka zjezdzajaca na przeciwlegly pas ruchu. Drzewo rozcinajace samochod od maski po tylne siedzenie. Szybko jadacy woz uderzajacy w barierke i wypadajacy z szosy.

One powoduja naprawde powazne obrazenia.

Mimo to widok martwej i niezakrwawionej kobiety z jakiegos powodu byl znacznie gorszy. Bertha Farrow patrzyla na jej twarz – wykrzywiona ze strachu, oszolomienia, moze rozpaczy – i domyslala sie, ze zmarla bardzo cierpiala przed smiercia. Zauwazyla polamane palce, znieksztalcona klatke piersiowa, since, i wiedziala, ze obrazenia te sa dzielem innej istoty ludzkiej. Nie byly skutkiem oblodzonej nawierzchni, zmieniania stacji radiowej przy szybkosci stu dwudziestu kilometrow na godzine, spieszacej z dostawa ciezarowki, alkoholu czy przekroczenia bezpiecznej predkosci.

Zostaly zadane rozmyslnie.

– Kto ja znalazl? – zapytala zastepce, George'a Volkera.

– Chlopcy Randolpha.

– Ktorzy?

– Jerry i Ron.

Bertha policzyla w myslach. Jerry mial jakies szesnascie, a Ron czternascie lat.

– Spacerowali z Gypsym – dodal zastepca. Gypsy byl niemieckim owczarkiem

Randolphow. – Pies ja wyweszyl.

– Gdzie sa teraz chlopcy?

– Dave odwiozl ich do domu. Byli wstrzasnieci. Spisalem ich zeznania. Oni nic nie wiedza. Bertha skinela glowa. Na szosie pojawilo sie szybko jadace kombi. Clyde Smart, okregowy lekarz sadowy, z piskiem opon zatrzymal samochod. Otworzyl drzwiczki i podbiegl do nich. Bertha zaslonila dlonia oczy.

– Nie ma pospiechu, Clyde. Ona ci nie ucieknie.

Clyde Smart przywykl do takich zartow. Zblizal sie do piecdziesiatki – byl mniej wiecej w wieku Berthy. Pracowali razem juz prawie dwadziescia lat. Nie odpowiedzial i przebiegl obok nich.

– Cos podobnego! – powiedzial. Przykucnal obok zwlok.

Delikatnie odgarnal wlosy z twarzy zmarlej. – O Boze powiedzial. – To po prostu… – urwal i potrzasnal glowa.

Bertha tez sie do niego przyzwyczaila, wiec reakcja Clyde'a wcale jej nie zaskoczyla. Wiekszosc lekarzy sadowych zachowywala spokoj i dystans. Clyde do nich nie nalezal. Wiele razy widziala, jak plakal nad zwlokami. Kazdego nieboszczyka traktowal z niezwyklym szacunkiem. Sekcje wykonywal tak, jakby mogl wskrzesic ofiary. Zawozil zle wiesci rodzinom i szczerze podzielal ich bol.

– Moglbys podac mi przyblizony czas zgonu? – zapytala.

– Doszlo do niego niedawno – odparl cicho Clyde. Zmarla znajduje sie we wczesnej fazie stezenia posmiertnego.

– Powiedzialbym, ze odeszla jakies szesc godzin temu. Zmierze temperature watroby i wtedy… – Zauwazyl dlon z nienaturalnie powyginanymi palcami. – O moj Boze – powtorzyl. Bertha spojrzala na swojego zastepce.

– Jakies dokumenty?

– Zadnych.

– Napad rabunkowy?

– Potraktowano ja brutalnie – odrzekl Clyde. Podniosl glowe. – Ktos chcial, zeby cierpiala.

Вы читаете Bez pozegnania
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×