ignorowac przerazajacych w swej wymowie faktow.

– Dopadniemy go – powtorzyl Squares.

W tym momencie nic mnie to nie obchodzilo. Zaparkowalismy nieprawidlowo przed budynkiem. Squares wyskoczyl z samochodu.

– Nic mi nie bedzie – powiedzialem.

– I tak wejde z toba na gore – rzekl. – Chce ci cos pokazac. Tepo skinalem glowa.

Kiedy znalezlismy sie w srodku, Squares siegnal do kieszeni i wyjal pistolet. Z bronia w reku sprawdzil cale mieszkanie. Nikogo. Wreczyl mi pistolet.

– Zamknij drzwi. Jesli ten stukniety dupek wroci, rozwal go.

– Nie potrzebuje broni – upieralem sie.

– Mimo to rozwal go.

Nie odrywalem oczu od pistoletu.

– Chcesz, zebym zostal? – zapytal.

– Wole byc sam.

– Taak, w porzadku, gdybys mnie potrzebowal, mam komorke. Dwadziescia cztery, siedem.

– Dobra. Dzieki.

Wyszedl, nie mowiac nic wiecej. Polozylem bron na stole. Stalem i rozgladalem sie po naszym mieszkaniu. Nie pozostalo w nim juz nic z Sheili. Jej zapach sie ulotnil. Powietrze wydawalo sie rozrzedzone, nijakie. Mialem ochote zamknac wszystkie okna i drzwi, zabic je gwozdziami, probujac zachowac choc odrobine Sheili. Ktos zamordowal kobiete, ktora kochalem.

Po raz drugi?

Morderstwa Julie nie odczulem jednak w taki sposob. Taak, wciaz usilowalem nie przyjmowac do wiadomosci tego, co sie wydarzylo, lecz glos wewnetrzny podpowiadal, ze juz nic nie bedzie takie jak przed tym. Wiedzialem o tym. Wiedzialem tez, ze tym razem sie z tego nie otrzasne. Sa ciosy, po ktorych mozna wstac – ten do nich nie nalezal. Targaly mna rozmaite uczucia, sposrod ktorych dominujaca byla rozpacz.

Juz nigdy nie bede z Sheila. Ktos zamordowal kobiete, ktora kochalem.

Pomyslalem o piekle, przez ktore przeszla Sheila. Rozmyslalem o tym, jak dzielnie walczyla, i o tym, ze ktos – zapewne z jej przeszlosci – zaczail sie i ukradl jej to wszystko.

Powoli zaczal budzic sie we mnie gniew.

Podszedlem do biurka, pochylilem sie i siegnalem do dolnej szuflady. Wyjalem aksamitne pudeleczko, nabralem tchu i je otworzylem.

Pierscionek z trzykaratowym brylantem, kolor G, klasa VI, okragly szlif. Zwykly, platynowy, z dwoma prostokacikami pod oczkiem. Kupilem go dwa tygodnie temu, w dzielnicy jubilerow, w sklepie przy Czterdziestej Siodmej. Pokazalem go tylko mojej matce i zamierzalem oswiadczyc sie w jej obecnosci. Jednak mama juz nie czula sie dostatecznie dobrze. Mimo to pocieszala mnie mysl, ze mama wiedziala, ze znalazlem sobie kogos, kogo nie tylko zaaprobowala, ale i polubila. Po smierci matki czekalem tylko na odpowiednia chwile, zeby wreczyc go Sheili.

Kochalismy sie z Sheila. Oswiadczylbym sie jej w jakis zabawny, niezreczny, pseudooryginalny sposob, a jej zamglilyby sie oczy, po czym powiedzialaby „tak” i zarzucila mi rece na szyje. Potem pobralibysmy sie i zaczeli wspolne zycie. Byloby wspaniale.

Ktos pozbawil nas tego wszystkiego.

Zaglebilem sie w fotelu i podciagnalem kolana pod brode. Zaczalem kolysac sie i szlochac, rozdzierajaco, rozpaczliwie.

Nie wiem, jak dlugo to trwalo. Po jakims czasie zdolalem sie opanowac. Postanowilem zwalczyc zal, ktory paralizuje, w przeciwienstwie do gniewu. Gniew czail sie i czekal. Dopuscilem go do siebie.

22

Katy Miller przystanela w progu, slyszac podniesiony glos ojca.

– Po co tam poszlas?! – krzyczal.

Matka i ojciec znajdowali sie w saloniku. Pokoj ten, jak wiekszosc pozostalych pomieszczen, mial w sobie cos z anonimowosci hotelowego wnetrza. Meble byly funkcjonalne, blyszczace, solidne i wygladaly odpychajaco. Obrazy na scianach ukazywaly statki pod zaglami lub martwe natury. Nie bylo tu zadnych figurek, pamiatek z wakacji, kolekcji drobiazgow czy zdjec rodzinnych.

– Poszlam zlozyc kondolencje – wyjasnila matka.

– Dlaczego, do diabla?

– Uznalam, ze tak trzeba.

– Trzeba? Jej syn zamordowal nasza corke.

– Jej syn – powtorzyla Lucille Miller – ale nie ona.

– Nie wciskaj mi tego gowna. Ona go wychowala.

– To nie czyni jej odpowiedzialna.

– Przedtem mialas inne zdanie. Matka nie dala sie zakrzyczec.

– Od dawna tak uwazalam – powiedziala – tylko nie mowilam tego glosno. Warren Miller zaczal krazyc po pokoju.

– A ten palant cie wyrzucil?

– Cierpi. Nie wiedzial, co mowi.

– Nie chce, zebys tam chodzila – podkreslil, bezsilnie wygrazajac palcem. – Slyszysz mnie? Z tego, co wiadomo, pomagala ukrywac sie temu parszywemu sukinsynowi.

– I co z tego?! – zawolala.

Katy o malo nie wrzasnela. Pan Miller gwaltownie odwrocil glowe.

– Co?

– Byla jego matka. Czy my postapilibysmy inaczej?

– O czym mowisz?

– A gdyby to Julie zabila Kena i musiala sie ukrywac? Co bysmy zrobili?

– Gadasz bzdury.

– Nie, Warrenie, wcale nie. Chce wiedziec, jak bysmy sie zachowali, gdybysmy znalezli sie na ich miejscu? Wydalibysmy Julie? Czy tez usilowalibysmy jej pomoc?

Pan Miller odwrocil sie i zobaczyl stojaca w drzwiach Katy. Ich spojrzenia spotkaly sie i po raz kolejny ojciec nie zdolal wytrzymac wzroku corki. Warren Miller bez slowa pognal na gore. Wszedl do „pracowni komputerowej” i zamknal za soba drzwi. Byl to dawny pokoj Julie. Przez dziewiec lat, od dnia smierci Julie, pozostawal nienaruszony. Potem nagle ojciec spakowal wszystko, co tam sie znajdowalo, i schowal. Pomalowal sciany na bialo i kupil nowy stolik komputerowy w Ikei. Sypialnia stala sie pracownia komputerowa. Katy uznala, ze oto pogodzil sie z losem i zamknal pewien okres swego zycia. Okazalo sie, ze jest wprost przeciwnie. To zachowanie przypominalo konwulsyjne ruchy umierajacego, ktory udowadnia, ze moze wstac z lozka, chociaz w ten sposob tylko przyspiesza swoj koniec. Katy nigdy tam nie wchodzila. Teraz, kiedy zniknely widoczne slady istnienia Julie, jej duch wydawal sie jeszcze wyrazniej obecny i bardziej dominujacy.

Lucille Miller ruszyla w kierunku kuchni. Katy bez slowa podazyla za matka, ktora wziela sie do zmywania. Katy po raz nie wiadomo ktory zalowala, ze nie potrafi powiedziec czegos, co zlagodziloby jej bol. Rodzice nigdy nie rozmawiali z nia o Julie. W ciagu minionych lat moze ze szesc razy podsluchala ich rozmowy o morderstwie. Zawsze konczyly sie tak samo: milczeniem i lzami.

– Mamo?

– Wszystko w porzadku, kochanie.

Lucille zaczela jeszcze energiczniej szorowac garnki. Katy zauwazyla, ze matce znowu przybylo siwych wlosow. Troche bardziej sie przygarbila i byla bledsza.

– Zrobilabys to? – zapytala Katy. Matka nie odpowiedziala.

– Pomoglabys Julie uciec?

Lucille Miller zaladowala oplukane naczynia do zmywarki. Nalala detergentu i wlaczyla przycisk. Katy czekala

Вы читаете Bez pozegnania
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×