pomarszczone twarze, spieczone sloncem ciezkich czasow. Czlowiek przychodzi tutaj po harowie w znienawidzonej pracy, poniewaz nie chcial wracac do domu w przyczepie kempingowej lub jakiegos jej odpowiednika, do mieszkania z zepsutym telewizorem, wrzeszczacymi bachorami i zaniedbana zona, ktora kiedys piescila go na tylnym siedzeniu samochodu, a teraz spogladala na niego z nieskrywana odraza. Przychodzil tutaj z uczuciem najblizszym nadziei, ze wystarczy jedna wygrana, aby odmienic zycie. Jednak ta nadzieja nie trwala dlugo. Morty nie byl pewien, czy w ogole istniala. W glebi serca gracze wiedzieli, ze wygrana nigdy sie im nie trafi. Zycie zawsze bedzie kopac ich w tylek. Ich przeznaczeniem bylo wieczne rozczarowanie i slinienie sie z twarza przycisnieta do szyby.

Zmienili sie rozdajacy. Morty usiadl wygodniej. Spojrzal na swoja wygrana i znow ogarnal go znajomy smutek: tesknota za Leah. Czasem rano obracal sie do niej w lozku, a kiedy przypominal sobie, ze jej juz nie ma, pograzal sie w zalu. Nie byl w stanie podniesc sie z poscieli. Rozejrzal sie po ponurych twarzach ludzi w kasynie. Gdyby byl mlodszy, Morty nazwalby ich przegranymi. Oni jednak byli w stanie wytlumaczyc swoja obecnosc. Rownie dobrze mogliby urodzic sie, majac na tylkach pietno w ksztalcie litery „P” – jak przegrani. Rodzice Morty'ego, emigranci z zydowskiej gminy w Polsce, poswiecili sie dla syna. Uciekli do Ameryki, gdzie zmagali sie z nedza, oddzieleni oceanem od wszystkiego, co bliskie i znajome, zaciekle walczac po to, zeby ich synowi zylo sie lepiej. Harowali do przedwczesnej smierci i zaledwie zdolali dozyc chwili, gdy Morty skonczyl studia medyczne. Przekonani, ze ich po – swiecenie nie bylo daremne, ze wytyczyli dobra trajektorie dla przyszlych potomkow, odeszli w pokoju.

Morty otrzymal szostke i siodemke. Dobral i dostal dziesiatke. Przegral. Nastepne rozdanie rowniez. Do diabla. Potrzebowal pieniedzy. Locani, typowy bezwzgledny bookmacher, chcial odzyskac swoje pieniadze. Morty, przegrany nad przegranymi, jesli dobrze sie nad tym zastanowic, uzyskal prolongate dlugu, oferujac informacje. Sprzedal Locaniemu historie o zamaskowanym mezczyznie i poranionej kobiecie. Z poczatku Locani przyjal te opowiesc obojetnie, ale potem wiesc rozeszla sie i ktos zapragnal poznac szczegoly.

Morty powiedzial im prawie wszystko.

Nie wspomnial tylko o tym, kogo zobaczyl na tylnym siedzeniu samochodu. Nie mial pojecia, o co chodzilo, ale pewnych rzeczy nawet on by nie zrobil, chociaz upadl tak nisko. Dostal dwa asy. Rozdzielil je. Obok usiadl jakis mezczyzna. Morty raczej wyczul go, niz spostrzegl. Poczul jego obecnosc w kosciach, jakby tamten byl nadciagajacym frontem pogodo – wym. Nie obrocil glowy, obawiajac sie – choc zabrzmi to irracjonalnie – nawet spojrzec. Rozdajacy dolozyl do obu rak. Krol i walet. Morty trafil blackjacka na obu rekach. Mezczyzna nachylil sie do niego 1 szepnal:

– Skoncz, poki jestes wygrany.

Morty powoli odwrocil sie i zobaczyl mezczyzne o wyblaklych szarych oczach oraz skorze tak bialej, prawie przezroczystej, ze wydawalo sie, iz mozna przez nia dostrzec kazda zylke. Mezczyzna usmiechal sie.

– Moze juz czas – ciagnal dzwiecznym szeptem – zgarnac forse i wyjsc?

– Kim pan jest? Czego pan chce?

– Musimy porozmawiac – odparl tamten.

– O czym?

– O pewnym pacjencie, ktory ostatnio odwiedzil panski szacowny gabinet.

Morty przelknal sline. Po co otwieral gebe przed Locanim? Mogl odwlec platnosc w jakis inny sposob.

– Powiedzialem im wszystko, co wiem. Blady mezczyzna przekrzywil glowe.

– Naprawde, Morty?

– Tak.

Wyblakle oczy spogladaly hardo. Przez chwile obaj nic nie mowili i sie nie ruszali. Morty poczul, ze zaczyna sie czerwienic. Usilowal zachowac spokoj, lecz mimo woli wil sie pod przenikliwym spojrzeniem nieznajomego.

– Mysle, ze cos zatailes. Morty nie odpowiedzial.

– Kto jeszcze byl tamtej nocy w samochodzie?

– O czym pan mowi?

– Byl tam jeszcze ktos, prawda, Morty?

– Hej, niech pan zostawi mnie w spokoju, dobrze? Mam dobra passe. Wstajac z krzesla, Duch pokrecil glowa.

– Nie, Morty – powiedzial,, lekko dotykajac jego ramienia – moim zdaniem szczescie wkrotce cie opusci.

24

Ceremonia zalobna odbyla sie w auli Covenant House.

Squares i Wanda siedzieli po mojej prawej rece, a ojciec po lewej. Tato obejmowal mnie ramieniem i czasem klepal po plecach. To bylo mile. Sala byla pelna. Dzieciaki sciskaly mnie, plakaly i mowily, jak bardzo bedzie im brakowac Sheili. Uroczystosc trwala prawie dwie godziny. Terrell, czternastolatek sprzedajacy sie za dziesiec dolarow od numeru, zagral na trabce utwor, ktory skomponowal na jej czesc. Byl to najsmutniejszy i najladniejszy kawalek, jaki slyszalem w zyciu. Laura, siedemnastolatka zdiagnozowana jako biseksualna, opowie – dziala, ze tylko z Sheila mogla sie porozumiec, kiedy dowiedziala sie, ze jest w ciazy. Sammy opowiedzial zabawna historie o tym, jak Sheila usilowala nauczyc go tanczyc w rytm tej „glupiej babskiej muzyki”. Szesnastoletni Jim powiedzial zalobnikom, ze mial juz dosc wszystkiego i byl gotowy popelnic samobojstwo, ale kiedy Sheila usmiechnela sie do niego, zrozumial, ze na tym swiecie sa jeszcze dobre rzeczy. Ona naklonila go, by przezyl jeszcze dzien, a potem nastepny.

Staralem sie zapomniec o bolu i uwaznie sluchac, poniewaz te dzieci na to zaslugiwaly. To schronisko wiele znaczy dla mnie, dla nas. A kiedy ogarniaja nas watpliwosci, czy naprawde pomagamy tym dzieciom, czy odnosimy sukcesy, przypominamy sobie, ze chodzi wylacznie o nie. Rzadko bywaja mile. Przewaznie sa nieprzyjemne i trudno je kochac. Wiekszosc wiedzie okropne zycie, konczy w kostnicy, w wiezieniu lub na ulicy. To jednak nie oznacza, ze mozna zrezygnowac. Wprost przeciwnie. To sprawia, ze tym mocniej musimy je kochac. Bezwarunkowo. Bez zastrzezen. Sheila wiedziala o tym. Dla niej mialo to znaczenie.

Matka Sheili – zakladalem, ze to jest wlasnie pani Rogers – dotarla prawie dwadziescia minut po rozpoczeciu ceremonii. Byla wysoka kobieta o wysuszonej, pomarszczonej twarzy. Popatrzyla na mnie pytajaco, a ja skinalem glowa. Podczas uroczystosci co jakis czas odwracalem glowe i zerkalem na nia. Siedziala zupelnie nieruchomo, z naboznym podziwem sluchajac wspomnien o swojej corce.

W pewnej chwili, patrzac na zebranych, z zaskoczeniem dostrzeglem znajoma postac z twarza prawie calkiem zaslonieta chusta.

Tanya.

Oszpecona kobieta, ktora opiekowala sie tym smieciem Louisem Castmanem. Nie mialem watpliwosci – te same wlosy, wzrost i budowa ciala, charakterystyczny blysk oczu. Nie zastanawialem sie nad tym wczesniej, ale byc moze znala Sheile z czasow, gdy obie pracowaly na ulicy.

Squares zabral glos jako ostatni. Byl elokwentny, zabawny i przywrocil Sheile do zycia w sposob, na jaki ja nigdy bym sie nie zdobyl. Powiedzial dzieciakom, ze Sheila byla „jedna z was”, uciekinierka, ktora walczyla z wlasnymi demonami. Wspomnial pierwsze dni jej pracy, to, jak rozkwitla. Wyznal, ze przede wszystkim bedzie pamietal to, jak sie we mnie zakochala. Czulem pustke w srodku, jakby pozostala ze mnie tylko zewnetrzna skorupa. I znow uderzyla mnie mysl, ze ten bol juz mnie nie opusci, ze moge odwlekac, uciekac, poszukiwac jakiejs glebokiej prawdy, lecz w ostatecznym rezultacie nic sie nie zmieni. Smutek zawsze bedzie ze mna, towarzyszac mi zamiast Sheili.

Kiedy skonczyla sie uroczystosc, nikt nie mial pojecia, co robic. Wszyscy siedzielismy jeszcze przez chwile i nikt sie nie ruszal, dopoki Terrell nie zaczal grac na trabce. Wtedy zebrani wstali. Plakali i znow mnie sciskali. Nie wiem, jak dlugo przyjmowalem kondolencje. Bylem im wdzieczny, ale jeszcze bardziej brakowalo mi Sheili. Bol byl zbyt swiezy.

Rozgladalem sie za Tanya, ale zniknela.

Ktos oznajmil, ze w bufecie czeka poczestunek. Zalobnicy powoli ruszyli w tym kierunku. Zauwazylem matke Sheili stojaca w kacie i sciskajaca w dloniach torebke. Pani Rogers wygladala tak, jakby opuscily ja wszystkie sily. Przecisnalem sie do niej.

– Pan jest Will? – zapytala.

Вы читаете Bez pozegnania
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×