– Fakt faktem, z poczatku nie mielismy pewnosci, czy to Downing.
– Jak w przypadku Soupy’ego Salesa – wtracil Zganiacz.
– Tak jest. Tyle ze to naprawde byl Greg.
– Ale tamten tylko wygladal jak Soupy. Swietny aktor z tego Soupy’ego.
– I jaki pseudonim!
– Wszechstronny talent – przyznal Zganiacz.
– Czy kiedys juz tu zagladal? – spytal Myron.
Gosc podobny do Soupy’ego?
Ty mlocie pneumatyczny! – Joe zamachnal sie scierka na Zganiacza. – Na kij mu ta wiadomosc? Pyta o Grega Downinga.
– A skad mam wiedziec, w morde jeza? Czy ja jestem Jasnowidz z telewizji?
– Panowie! – wtracil Myron.
Joe podniosl reke.
– Skaz mnie Bog, Myron, pardon. Normalnie w Szwajcarskiej Chacie takie rzeczy sie nie zdarzaja. Tu nikt sie z nikim nie kloci, no nie, Zganiacz?
Zganiacz rozlozyl rece.
– A kto sie tu z kim kloci?
– Moje slowa. Ale do rzeczy, Greg nie jest naszym stalym klientem. Byl tu pierwszy raz.
– Tak jak Kuzyn Brucie – dorzucil Zganiacz. – Tez zaszedl jeden raz.
– Owszem. Ale mu sie spodobalo.
– Zamowil druga szklanke. To o czyms swiadczy, nie?
– No chyba. Dwie szklanki. Mogl wypic jedna i pojsc. Z tym ze to byly dietetyczne cole.
– A co z Carla?
– Z kim?
– Z kobieta, z ktora przyszedl Greg.
– A o co pan pyta?
– Byla tutaj wczesniej?
– Widzialem ja pierwszy raz. A ty, Zganiacz?
– Nie. – Zganiacz pokrecil glowa. – Zapamietalbym ja.
– Dlaczego? – spytal Myron.
– Ze wzgledu na duze bufory – odparl bez wahania Joe. Jego kolega zlozyl dlonie w miseczki i przytknal je do piersi.
– Miala czym oddychac – powiedzial.
– Ale ladna to ona nie byla.
– Wcale – potwierdzil Zganiacz. – Stara jak na mlodego faceta.
– W jakim wieku? – spytal Myron.
– Starsza od Grega Downinga, na pewno. Pod piecdziesiatke. No nie?
Zganiacz potwierdzil skinieniem glowy.
– Ale gary pierwsza klasa.
– Giganty.
– Olbrzymy.
– Wiem, wiem – wtracil Myron. – Cos jeszcze? Zaskoczyl ich tym pytaniem.
– Kolor oczu? – zagadnal.
Joe zamrugal, spojrzal na Zganiacza.
– Miala oczy?
– Cholera wie.
– A kolor wlosow?
– Szatynka – odparl Joe. – Z tych jasniejszych.
– Bruneta – odparl Zganiacz.
– Moze i bruneta – przystal Joe.
– Chociaz jakby jasniejsza.
– Ale mowie panu, Myron. Taka mleczarnia! Takie dziala!
– Dziala Nawarony! – potwierdzil Zganiacz.
– Greg i ona wyszli razem?
Joe spojrzal na Zganiacza. Ten wzruszyl ramionami.
– Chyba tak – odparl Joe.
– O ktorej?
Joe pokrecil glowa.
– A pan pamieta, panie Zaganiacz? – zagadnal Myron. Daszek baseballowki skoczyl w jego strone jak pociagniety za sznurek.
– Tylko nie Zaganiacz, cholera! Bez „a” po „z”! Zganiacz! Zga – niacz! Bez „a”! Czyja wygladam, kurna, jak kindybal?!
Joe znow sieknal scierka.
– Nie obrazaj mi slawy, kolku.
– Slawy? Kurdebalans, Joe, to zwykly rezerwowy! Kudy mu do Soupy’ego! To nikt, pionek. – Zganiacz obrocil sie do Myrona. – Bez obrazy, Myron – powiedzial bez sladu wrogosci.
– Ja sie nie obrazam.
– Ma pan zdjecie? – spytal Joe. – Machnalby pan autograf znajomkom ze Szwajcarskiej Chaty i powiesilibysmy je na scianie. Zalozylibysmy sciane ze zdjeciami slawnych klientow, co?
– Przykro mi, ale nie mam ani jednego.
– A moze pan nam przyslac? Znaczy sie, z autografem. Albo przyniesc nastepnym razem.
– No… to nastepnym razem.
Dalszymi pytaniami Myron wyciagnal z nich tylko tyle, ze poznal date urodzin Soupy’ego Salesa. Wyszedl, ruszyl ulica minal chinska restauracje z martwymi kaczkami na wystawie. Martwe kaczki? W sam raz na zaostrzenie apetytu. Moze Burger King powinien wywieszac w witrynach zarzniete krowy. Dzieciaki walilyby drzwiami i oknami.
Sprobowal zebrac to, czego sie dowiedzial. Carla dzwoni do Grega i umawia sie z nim w Szwajcarskiej Chacie. Dlaczego? Dlaczego akurat tam? Nie chca, zeby ich ktos zobaczyl? Czemu? A poza tym, kim ona jest? Jak to wszystko sie ma do znikniecia Grega? No, a krew w suterenie? Greg wrocil do domu z Carla czy sam? Czy to ona z nim mieszkala? A jezeli tak, to dlaczego spotkali sie tutaj?
Tak bardzo sie zamyslil, ze doslownie w ostatniej chwili uniknal zderzenia z czlowiekiem, ktory mu stanal na drodze. Zreszta nazwanie tego egzemplarza czlowiekiem bylo przesada. Bardziej przypominal mur z cegly niz istote ludzka. Pod rozpieta krotka kwiecista bluza nosil eksponujaca muskularny tors koszulke w prazki. W rowku pomiedzy bochnami miesni wisial zloty rog. Gangster. Myron probowal ominac go z lewej. Ale Ceglowa zastapil mu droge. Myron cofnal sie i ponowil probe. Ceglowa zrobil to samo.
– To pan zna cza – cze? – spytal Myron.
Ceglowa zareagowal tak, jak sie mozna bylo spodziewac po ceglanym murze. Zreszta dowcip Myrona tez nie nalezal do przednich. Bydlak byl naprawde wielki. Jak budka telefoniczna. Myron uslyszal kroki. Od tylu zaszedl go drugi, tez duzy, lecz przynajmniej z gatunku homo sapiens, ubrany w modne teraz w miescie drelichowe panterkowe spodnie maskujace.
– Gdzie jest Greg? – spytal Panterka.
– Slucham? – Myron udal, ze sie wzdryga. – Och, nie zauwazylem pana.
– Co?
– W tych sztanach. Alez pan sie wtopil w tlo. Panterce nie spodobala sie jego odpowiedz.
– Gdzie jest Greg?
– Greg?
Nie ma to jak szybka riposta.
– Greg. Gdzie jest?
– Kto?