nazwisko nauczycielki mojej corki. Wlasnie, nauczycielki. Och, i numer jej klasy. Tak, przy stoisku z szynka, tuz przy produktach Oscara Meyera. A potem uciekl. Jednak pozniej widzialam go z pudelkiem sniadaniowym mojej corki. Na zewnatrz. Co robil?
Chyba po prostu szedl. No nie, to wlasciwie nie bylo pudelko sniadaniowe Emmy. Tylko takie samo. Z Batmanem. Nie, wcale mi nie grozil. Slucham? Tak, to ja was zawiadomilam, ze moj maz zostal wczoraj porwany. No tak, a potem moj maz zadzwonil i powiedzial, ze potrzebuje przestrzeni. Taak, to ja, ta rozhisteryzowana idiotka…”.
Jakie ma inne wyjscie? Policja i tak juz uwaza ja za stuknieta.
Czy potrafi przekonac ich, ze sie myla? Moze. Tylko co policja moze zrobic? Czy przydziela kogos, zeby przez caly czas pilnowal jej dzieci? Watpliwe, zeby zdolala ich przekonac, ze to konieczne.
Potem przypomniala sobie Scotta Duncana.
Pracuje w biurze prokuratora. To tak jakby byl z FBI, no nie? Na pewno ma kontakty. I mozliwosci. A przede wszystkim jej uwierzy.
Duncan dal jej numer swojej komorki. Siegnela do kieszeni.
Nie znalazla. Czyzby zostawila ja w samochodzie? Pewnie tak.
Niewazne. Powiedzial jej, ze wraca do pracy. Pamietala, ze biuro prokuratora okregowego znajduje sie w Newark. A moze w Trenton? Trenton to za daleko. Lepiej najpierw sprobowac w Newark. Do tej pory powinien juz tam dojechac.
Przystanela i odwrocila sie twarza do szkoly. Jej dzieci staly sie wiezniami. Dziwna mysl, ale tak bylo. Spedzaly tu cale dnie, daleko od niej, w tym bastionie z cegly. Na mysl o tym Grace poczula dziwne przygnebienie.
Otworzyla samochod, znalazla na siedzeniu komorke i zadzwonila na informacje. Zapytala o numer biura prokuratora okregowego w Newark. Wydala jeszcze trzydziesci piec centow, zeby telefonistka polaczyla ja z podanym numerem.
– Biuro prokuratora stanu New Jersey.
– Ze Scottem Duncanem prosze.
– Chwileczke.
Po dwoch sygnalach odezwala sie jakas kobieta.
– Goldberg – powiedziala.
– Szukam Scotta Duncana.
– W jakiej sprawie?
– Slucham?
– W zwiazku z jaka sprawa?
– Zadna. Po prostu musze porozmawiac z panem Duncanem.
– Moge zapytac, o co chodzi?
– To sprawa osobista.
– Przykro mi, ale nie moge pani pomoc. Scott Duncan juz tu nie pracuje. Ja prowadze wiekszosc jego spraw. Gdybym mogla pani w czyms pomoc…
Grace odsunela aparat od ucha. Spojrzala nan, jakby z bardzo daleka. Nacisnela klawisz, przerywajac polaczenie. Wsiadla do samochodu i ponownie zapatrzyla sie na ceglany budynek, w ktorym znajdowaly sie jej dzieci. Obserwowala go bardzo dlugo, zastanawiajac sie, czy jest ktos, komu moglaby naprawde zaufac, zanim zdecyduje, co robic.
Znowu chwycila telefon. Wybrala numer.
– Tak?
– Mowi Grace Lawson.
Trzy sekundy pozniej Carl Vespa zapytal:
– Wszystko w porzadku?
– Zmienilam zdanie – powiedziala Grace. – Potrzebuje twojej pomocy.
31
– On nazywa sie Eric Wu.
Perlmutter znow byl w szpitalu. Usilowal uzyskac nakaz zmuszajacy Indire Khariwalle do wyjawienia tozsamosci klienta, ale prokurator okregowy napotkal w tej sprawie niespodziewanie silny opor. Tymczasem chlopcy z laboratorium robili swoje. Odciski palcow wyslano do NCIC i teraz, jesli wierzyc Daleyowi, znali juz tozsamosc intruza.
– Byl notowany? – zapytal Perlmutter.
– Trzy miesiace temu wypuscili go z Walden.
– Za co siedzial?
– Za napad z bronia w reku – rzekl Daley. – Wu poszedl na ugode w sprawie Scope'a. Zadzwonilem i wypytalem o niego. To bardzo niebezpieczny gosc.
– Jak niebezpieczny?
– Jak grzechotnik. Jesli dziesiec procent poglosek o nim to prawda, od dzis zaczynam spac z maczuga Barneya Flinstona pod poduszka.
– Slucham.
– Dorastal w Korei Polnocnej. Osierocony jako dziecko.
Przez pewien czas pracowal w panstwowych wiezieniach dla dysydentow. Ma talent do uciskania wezlow nerwowych ludzkiego ciala czy czegos takiego, nie wiem. Tak wlasnie zalatwil tego Sykesa, za pomoca jakiegos paskudnego kung-fu, prawie lamiac mu kregoslup. Slyszalem, ze porwal zone jakiegos faceta i pracowal nad nia przez dwie godziny. Potem zadzwonil do meza i kazal mu sluchac. Zona zaczela wrzeszczec. Potem powiedziala mu, temu mezowi, ze go nienawidzi. Zaczela go przeklinac. To bylo ostatnie, co uslyszal.
– Wu zabil te kobiete?
Daley jeszcze nigdy nie mial tak ponurej miny.
– W tym rzecz. W cale nie.
Temperatura w pokoju jakby spadla o dziesiec stopni.
– Nie rozumiem.
– Wu ja wypuscil. Od tej pory nie odezwala sie slowem.
Tylko siedzi i sie kolysze. Kiedy maz probuje do niej podejsc, zaczyna wrzeszczec.
– Jezu. – Perlmuttera przeszedl dreszcz. – Masz zapasowa maczuge?
– Taak, mam dwie, ale potrzebne mi obie.
– I czego ten gosc chcial od Freddy'ego Sykesa?
– Nie wiadomo.
Na korytarzu pojawila sie Charlaine Swain. Nie opuscila szpitala od czasu strzelaniny. W koncu namowili ja, zeby porozmawiala z Freddym Sykesem. To byla dziwna scena.
Sykes caly czas plakal. Charlaine usilowala wydobyc z niego jakies informacje. Udalo jej sie to tylko czesciowo. Freddy najwidoczniej nic nie wiedzial. Nie mial pojecia, kim byl napastnik ani dlaczego ktos chcialby go skrzywdzic. Byl skromnym ksiegowym i mieszkal sam. Watpliwe, zeby komus sie narazil.
– To wszystko sie ze soba wiaze – orzekl Perlmutter.
– Ma pan jakas teorie?
– Mam jej zarys. Bardzo ogolny.
– Chetnie wyslucham.
– Zacznijmy od kart przejazdowych EZ.
– W porzadku.
– Wiemy, ze Jack Lawson i Rocky Conwell mineli ten punkt kontrolny prawie jednoczesnie – mowil Perlmutter.
– Racja.
– Sadze, ze teraz wiemy dlaczego. Conwell pracowal jako prywatny detektyw.