Podszywajac sie pod Ala Singera, Wu wykorzystal zdjecie sciagniete z witryny YMCA. Jego Al Singer byl dobrze zbudowany, ale niezbyt przystojny. Ktos bardziej urodziwy moglby wzbudzic podejrzenia Freddy'ego. Wu chcial, zeby ofiara polknela haczyk. To byl klucz do sukcesu.
Sasiadami Freddy'ego Sykesa byly glownie mlode malzenstwa, ktore nie zwracaly na niego uwagi. Jego dom niczym nie wyroznial sie sposrod innych. Teraz Wu patrzyl, jak drzwi garazu Sykesa otwieraja sie, sterowane elektronicznie. Garaz byl polaczony z reszta domu. Mozna bylo wjechac i wyjechac, nie pokazujac sie sasiadom. Doskonale.
Wu odczekal dziesiec minut i zadzwonil do drzwi.
– Kto tam?
– Przesylka dla pana Sykesa.
– Co za przesylka?
Freddy Sykes nie otworzyl drzwi. Dziwne. Mezczyzni zwykle otwieraja. To rowniez jest jednym z powodow tego, ze sa latwiejszymi ofiarami niz kobiety. Nadmierna pewnosc siebie. Wu zauwazyl wizjer. Sykes niewatpliwie obserwowal dwudziestoszescioletniego, dobrze zbudowanego Koreanczyka w luznych spodniach. Moze zauwazyl kolczyki w uszach Wu i narzekal w duchu, ze dzisiejsza mlodziez tak kaleczy swoje ciala. A moze kreca go muskuly i kolczyki. Kto wie?
– Z Topfit Chocolate – powiedzial Wu.
– Od kogo?
Wu udal, ze ponownie czyta kartke.
– Od pana Singera.
Udalo sie. Wu uslyszal trzask odsuwanej zasuwy. Popatrzyl na boki. Nikogo. Freddy Sykes z usmiechem otworzyl drzwi. Wu nie wahal sie ani sekundy. Zlozyl palce i uderzyl nimi w szyje Sykesa, niczym ptak dziobem. Freddy runal na podloge. Jak na czlowieka o takiej tuszy, Wu poruszal sie niezwykle szybko. Wslizgnal sie do srodka i zamknal drzwi.
Freddy Sykes lezal na wznak, sciskajac rekami szyje. Probowal krzyknac, lecz z jego gardla wydobywaly sie tylko ciche piski. Wu pochylil sie i obrocil go na brzuch. Freddy probowal sie opierac. Wu wyciagnal mu koszule ze spodni. Freddy kopnal go. Wu wprawnie przesunal palcami po jego kregoslupie, az odnalazl wlasciwe miejsce miedzy czwartym a piatym kregiem. Freddy nadal wierzgal. Wu usztywnil wskazujacy palec i kciuk, PO czym wbil je jak bagnety w jego cialo, niemal przebijajac skore.
Freddy zesztywnial.
Wu nacisnal jeszcze mocniej, powodujac lekkie przemieszczenie kregow. Wbijajac palce jeszcze glebiej, chwycil i pociagnal. Cos w krzyzu Freddy'ego trzasnelo jak struna gitary.
Przestal wierzgac.
Przestal sie ruszac.
Jednak Freddy Sykes zyl. Dobrze. Wlasnie tego chcial Wu. Kiedys zabijal ofiary od razu, ale teraz juz sie nauczyl. Zywy Freddy mogl zadzwonic do swojego szefa i powiedziec, ze bierze urlop. Zywy mogl podac swoj PIN, gdyby Wu chcial podjac pieniadze z bankomatu. Zywy mogl rozmawiac przez telefon, gdyby ktos do niego zadzwonil.
I dopoki zyl, Wu nie musial przejmowac sie odorem rozkladu.
Wu wepchnal knebel w usta Freddy'ego i zostawil go nagiego w wannie. Silnie naciskajac kregoslup, doprowadzil do przemieszczenia dwoch kregow. Tego rodzaju przemieszczenie ma powazne konsekwencje, ale nie dochodzi do przerwania rdzenia kregowego. Wu sprawdzil rezultaty. Freddy nie mogl poruszac nogami. Wprawdzie miesnie barkow nadal mial sprawne, ale nie byl w stanie ruszac rekami i przedramionami. Najwazniejsze, ze wciaz mogl oddychac.
Freddy Sykes byl sparalizowany.
Trzymajac go w wannie, Wu latwiej mogl utrzymac porzadek. Oczy Freddy'ego byly otwarte troche za szeroko. Wu znal ten objaw: juz nie strach, a jeszcze nie agonia, straszliwa pustka pomiedzy zyciem a smiercia.
Nie bylo potrzeby go wiazac.
Wu usiadl w ciemnym pokoju i czekal, az zapadnie noc. Zamknal oczy i pozwolil myslom dryfowac swobodnie. W Ran-gunie byly wiezienia, w ktorych studiowali zlamania kregoslupa u powieszonych. Dowiedzieli sie, gdzie umieszczac wezel petli, jak rozlozyc ciezar i jakie to spowoduje skutki. W Korei Polnocnej, w obozie dla wiezniow politycznych, ktory byl dla Wu domem przez piec lat, posuneli te badania jeszcze dalej. Wrogow panstwa zabijano na rozmaite wymyslne sposoby.
Wu robil to golymi rekami. Hartowal je, uderzajac nimi w kamienie. Poznal anatomie ludzkiego ciala w stopniu mogacym wzbudzic zazdrosc wiekszosci studentow medycyny. Cwiczyl na ludziach, doskonalac technike.
Wlasciwe miejsce miedzy czwartym a piatym kregiem. Oto klucz do sukcesu. Nieco wyzej i dochodzi do calkowitego paralizu. A takie uszkodzenie powoduje szybka smierc. Niewazne rece i nogi – przestaja pracowac organy wewnetrzne. Nieco nizej i ofiara traci wladze tylko w nogach. Nadal moze poruszac rekami. Jesli nacisnie sie za mocno, mozna zlamac kregoslup. Najwazniejsza jest precyzja. Wyczucie. Wprawa.
Wu wlaczyl komputer Freddy'ego. Chcial utrzymac kontakt z pozostalymi samotnymi ze swojej listy, poniewaz nigdy nie wiadomo, kiedy bedzie potrzebowal nowej meliny. Kiedy skonczyl, pozwolil sobie na krotki sen. Po trzech godzinach zbudzil sie i sprawdzil, jak tam Freddy. Ten mial szkliste spojrzenie i patrzyl przed siebie niewidzacymi oczami, mrugajac od czasu do czasu.
Kiedy kontakt zadzwonil na komorke Wu, byla prawie dziesiata wieczor.
– Jestes na miejscu? – zapytal kontakt.
– Tak.
– Mamy pewien klopot. Wu czekal.
– Musimy troche przyspieszyc. Czy bedzie z tym problem?
– Nie.
– Trzeba go przetransportowac teraz.
– Masz odpowiednie miejsce?
Wu sluchal, zapamietujac lokalizacje.
– Masz jakies pytania?
– Nie – odparl Wu.
– Eric? Wu czekal.
– Dzieki, stary.
Wu rozlaczyl sie. Znalazl kluczyki i odjechal honda Freddy'ego.
3
Grace nie mogla jeszcze zadzwonic na policje. Nie mogla tez zasnac. Komputer wciaz byl wlaczony. Tapeta na ekranie ukazywala rodzinne zdjecie, zrobione w zeszlym roku w Disneylandzie. We czworke pozowali z Goofym w Epcot Center. Jack mial na glowie wielkie mysie uszy. Usmiechal sie od ucha do ucha. W jej usmiechu bylo sporo rezerwy. Czula sie glupio, co jeszcze bardziej rozbawilo Jacka. Dotknela myszy – innej, myszki komputerowej – i jej rodzina znikla.
Grace kliknela i pojawilo sie to dziwne zdjecie piatki nastolatkow. Obraz otworzyl sie w programie Photoshop. Grace przez kilka minut tylko patrzyla na te mlode twarze. Sama nie wiedziala, czego szuka. Moze jakiegos sladu? Nie znalazla niczego. Kolejno wyciela kazda twarz i powiekszyla je do kwadratow o okolo dziesieciocentymetrowych bokach. Przy wiekszym powiekszeniu i tak nieostre zdjecia bylyby zupelnie rozmazane. W pojemniku drukarki atramentowej byl dobry papier, wiec nacisnela przycisk wydruku. Potem wziela nozyczki i zabrala sie do pracy.
Wkrotce otrzymala piec osobnych odbitek, po jednej z kazda z widocznych na zdjeciu osob. Przyjrzala im sie ponownie, tym razem szczegolnie duzo uwagi poswiecajac mlodej blondynce stojacej obok Jacka. Dziewczyna byla sliczna, miala zdrowa cere mieszkanki przedmiescia i dlugie platynowe wlosy.
Patrzyla na Jacka i to bynajmniej me obojetnym wzrokiem. Grace poczula uklucie czegos jakby… zazdrosci?