– Prosze za mna – warknal Doberman, ktory mial prawo dawac glos.

Panujaca tu cisza – w domu stojacym w sercu Manhattanu! – peszyla. Slychac bylo jedynie echo krokow na chlodnym marmurze. Przypominalo to spacer po starym muzeum w srodku nocy, atmosfere z klasycznej ksiazki dla dzieci Z pomieszanych zapiskow pani Bazylowej E. Frankweiler. Ochroniarze uformowali prezydencka eskorte dla ubogich – gadula z kolega trzy kroki przed, dwaj inni trzy kroki za Myronem. Myron dla zabawy to zwalnial, to przyspieszal kroku, patrzac, jak robia to samo, niczym w kiepsko odtanczonym kadrylu country and western. W pewnej chwili byl bliski wykonania „ksiezycowego chodu” Michaela Jacksona, ale ci mlodziankowie juz i tak brali go za pedofila.

Szerokie mahoniowe schody zalatywaly z lekka cytryna. Sciane zdobily wielkie gobeliny, takie z mieczami, konmi i ucztami, na ktorych wcina sie prosieta. Na pietrze czekali dwaj nastepni w granatowych marynarkach. Obowiazek obszukania wypelnili tak dokladnie, jakby pierwszy raz zetkneli sie z czlowiekiem. Myron okrecil sie jak baletnica. Na tej parze tez nie zrobil wrazenia.

– Szkoda, ze nie widzieliscie, jak preze muskuly – powiedzial.

Otworzyly sie dwuskrzydlowe drzwi i wszedl do salonu nieco wiekszego od hali sportowej. Dwaj ochroniarze, ktorzy podazyli za nim, zajeli miejsca w katach. W fotelu po prawej siedzial wielki mezczyzna. W kazdym razie wygladal na wielkiego. A moze fotel byl maly. Mezczyzna mial po czterdziestce, plaski nos, lapy jak szynki, paluchy jak kielbasy, a jego tworzaca prawie idealny trapez glowe i szyje wienczyl wojskowy jezyk. Byly bokser albo komandos piechoty morskiej, najpewniej jedno i drugie. Kwadratowy gosc, granitowy.

Granitowy zmierzyl Myrona twardym, choc lekko rozbawionym wzrokiem, jakby patrzyl na kotka, ktory dobiera mu sie do nogawki spodni. Nie wstal, strzelal tylko stawami palcow, jeden po drugim.

Myron spojrzal na Granitowego. Granitowy strzelil stawem.

– Czuje ciarki – rzekl Myron.

Nikt go nie poprosil, zeby usiadl. Wiecej, nikt sie nie odezwal. Stal i czekal, lustrowany przez trzy pary oczu.

– Starczy. Jestem zastraszony – powiedzial. – Jaki jest nastepny punkt programu?

Granitowy skinal glowa parze w marynarkach. Wyszli. Niemal w tej samej chwili w drugim koncu salonu otwarly sie drzwi i weszly dwie kobiety. Byly bardzo daleko, ale Myron domyslil sie, ze pierwsza z nich to Susan Lex. Uczesana w gladziutki, podlakierowany kok, usta miala zesznurowane, jakby przed chwila polknela zywego zuka. Jej towarzyszka – osiemnasto-, najwyzej dziewietnastolatka – ani chybi corka, byla wierna kopia matki, z identycznymi zesznurowanymi ustami, ale o cwierc wieku mniej zuzyta, nie wspominajac o lepszej fryzurze.

Myron ruszyl przez salon z reka wyciagnieta do powitania, ale Susan Lex powstrzymala go gestem dloni. Granitowy wysunal sie z fotela, pochylony tak, ze niemal zagrodzil mu droge, i lekko pokrecil glowa, o co nie tak latwo, gdy sie nie ma szyi. Myron zatrzymal sie.

– Nie lubie byc zastraszana – zawolala z drugiego konca salonu Susan Lex.

– Przepraszam. Ale musialem sie z pania zobaczyc.

– I to uprawnia pana do grozb i szantazu?

Nie mial na to gotowej odpowiedzi.

– Musze porozmawiac z pania o pani bracie Dennisie.

– Powiedzial pan to przez telefon.

– Gdzie go znajde?

Susan Lex spojrzala na Granitowego. Zmarszczyl brwi i znow strzelil stawami.

– Ma pan tupet, panie Bolitar – powiedziala. – Dzwoni pan do mojego biura. Grozi mi. Zmusza mnie, zebym pana przyjela i zmienila plan dnia. A potem przychodzi tu i stawia zadania?

– Przepraszam za obcesowosc, ale to sprawa zycia i smierci.

Ilekroc wypowiadal slowa „sprawa zycia i smieci”, oczekiwal, ze za chwila uslyszy melodramatyczny podklad dzwiekowy.

– To pana nie tlumaczy – odparla Susan Lex.

– Pani brat zarejestrowal sie w panstwowym centrum dawcow szpiku kostnego – powiedzial. – Jego szpik jest potrzebny choremu dziecku. – Po nocnej rozmowie z „pozegnaj sie z tym chlopcem” postanowil zataic plec Jeremy’ego. – Bez przeszczepu to dziecko umrze.

Susan Lex uniosla brew. Bogaci sa w tym dobrzy – unosza brwi, zachowujac ten sam wyraz twarzy. Myron ciekaw byl, czy uczyli ich tego na koloniach letnich dla bogaczy. Susan Lex znow spojrzala na Granitowego. Granitowy probowal sie usmiechnac.

– Jest pan w bledzie, panie Bolitar – odparla.

Myron czekal na dalszy ciag, daremnie.

– Jak to, w bledzie? – spytal.

– Jezeli pan nie klamie, to sie pan pomylil. Nic wiecej nie powiem.

– Z calym szacunkiem, to mi nie wystarczy.

– Musi.

– Gdzie jest pani brat, pani Lex?

– Wizyta skonczona, panie Bolitar.

– I tak moge pojsc do prasy.

Granitowy skrzyzowal nogi i znow zaczal trzaskac stawami.

– A potrafi pan zrobic tak? – spytal Myron i klepiac sie reka w glowe, druga zaczal masowac brzuch.

Granitowemu nie poszlo to w smak.

– Nie chce sprawiac klopotow – zapewnil Myron. – Szanuje wasze prawo do prywatnosci. Ale musze znalezc tego dawce.

– Moj brat nim nie jest – odparla Susan Lex.

– Gdzie przebywa?

– Nie jest dawca, ktorego pan szuka. Reszta to nie panska sprawa.

– Mowi pani cos nazwisko Taylor? Davis Taylor?

Susan Lex rozsznurowala usta, jakby wpelzl przez nie nastepny zuk, odwrocila sie i odeszla. Corka za nia. I znow jak na czyjs znak drzwi za plecami Myrona otworzyly sie i stanela w nich para w granatowych marynarkach. Groznie na niego lypiac, przestapili prog. Granitowy wreszcie wstal, co zabralo mu chwile. Rzeczywiscie byl wielki. Ogromny. Ochroniarze podeszli do Myrona.

– Zwrocmy sie do jury – rzekl Myron. – Ile punktow pan przyznaje, Charlesie Nelsonie Reilly?

Granitowy stanal przed nim. Bary mial kwadratowe, wzrok spokojny.

– Nieprzedstawienie sie – ciagnal Myron, nasladujac najlepiej jak umial, czyli nieszczegolnie, seplenienie Charlesa Nelsona Reilly’ego – bylo bardzo macho. A maska milczenia, w parze z rozbawionym spojrzeniem, odegrana prima. Fachowo. Ale, i tu jestem w kropce, ze strzelaniem stawami, no coz, mocno przesadzil, nie sadzisz, Gene? Ocena ogolna: osiem. Uwagi: wiecej subtelnosci.

– Skonczyl pan? – spytal Granitowy.

– Tak.

– Myron Bolitar. Urodzony w Livingston w New Jersey. Matka Ellen, ojciec Al…

– Lubia, zeby ich nazywac El-Al – wtracil Myron. – Jak izraelskie linie lotnicze.

– Uniwersytecki mistrz kraju w koszykowce. Studia na Uniwersytecie Duke’a. W naborze do NBA wybrany jako osmy z listy do Boston Celtics. Rozwalone kolano w przedsezonowym meczu zakonczylo panska kariere. Jest pan wlascicielem agencji sportowej RepSport MB. Po studiach spotykal sie pan z pisarka, Jessica Culver, ale niedawno sie rozstaliscie. Mowic dalej?

– Pominal pan, ze jestem swietnym tancerzem. Moge zademonstrowac.

Granitowy usmiechnal sie z wyzszoscia.

– Wystawic panu ocene? – spytal.

– Bardzo prosze.

– Za duzo pan zartuje. Chce pan sobie dodac pewnosci, ale za bardzo sie pan stara. A co do subtelnosci, panska opowiesc o umierajacym dziecku, ktore wymaga przeszczepu szpiku kostnego, byla wzruszajaca. Braklo tylko kwartetu smyczkowego.

– Nie wierzy mi pan?

– Nie.

– To po co tu przyszedlem?

Вы читаете Najczarniejszy strach
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату