strony swietnie umial racjonalizowac swoje przypadki. Najprawdopodobniej sam byl sobie winien, jesli brak rozwiazlosci mozna nazwac wina. Od zawsze, juz w liceum, podobaly mu sie tylko „porzadne” panny. Nie interesowaly go „przygody”. W kazdej poznanej dziewczynie szukal potencjalnej partnerki na cale zycie, bratniej duszy, dozgonnej milosci, tak jakby sie spodziewal, ze kazdy zwiazek dwojga ludzi bedzie jak z piosenki Carpenterow.
Jego zwiazek z Emily okazal sie jednak pelna odkryc seksualna wyprawa w nieznane. Uczyli sie od siebie nawzajem nie bez przeszkod, lecz upojnie. Jeszcze teraz, choc szczerze jej nie znosil, czul tamto rozkoszne napiecie, wciaz pamietal, jak spiewaly mu koniuszki nerwow i niosla go fala podniecenia, gdy byli ze soba w lozku. Albo na tylnym siedzeniu samochodu. W kinie, w bibliotece, raz nawet na wykladzie o
Jednak na pewno cos ich laczylo. Byli ze soba trzy lata. Kochal ja i to ona, jako pierwsza dziewczyna w jego zyciu, zlamala mu serce.
– Czy w poblizu jest jakas kawiarnia? – spytala.
– Starbucks.
– Poprowadze.
– Nie chce z toba jechac, Emily.
Usmiechnela sie.
– Czyzbym stracila urok? – spytala.
– Przestal na mnie dzialac dawno temu – odparl, co bylo polklamstwem.
Poruszyla biodrami. Przypomnial sobie uwage Esperanzy na jej temat. Nie tylko glos czy slowa, ale kazdy ruch Emily byl dwuznaczny.
– To wazna sprawa.
– Nie dla mnie.
– Nie masz pojecia…
– Niewazne, Emily. Dla mnie nie istniejesz. Tak jak twoj maz…
– Byly maz. Rozwiedlismy sie, pamietasz? A poza tym nie mialam pojecia, co ci zrobil.
– Niech ci bedzie. Zrobil to z powodu ciebie.
– Upraszczasz sprawe. Dobrze wiesz.
Miala racje. Skinal glowa.
– Ja wiedzialem, czemu to robie – odparl. – Chcialem, glupi kretyn, udowodnic Gregowi, ze jestem lepszy. Ale czym kierowalas sie ty?!
Emily potrzasnela glowa. Rozkolysane wlosy opadlyby jej dawniej na twarz. Nowa fryzura byla krotsza, wymodelowana, lecz i tak mial przed oczami jej kedzierzawa szope.
– A czy to wazne?
– Chyba nie, ale zawsze bylem ciekaw.
– Za duzo wtedy wypilismy.
– Tak po prostu?
– Tak.
Myron skrzywil sie.
– Kiepska wymowka.
– Moze chodzilo o seks.
– Wylacznie o stosunek?
– Moze.
– W przeddzien slubu z innym?
Emily podniosla wzrok.
– Bylam glupia, wystarczy?
– Nie mow.
– I pewnie wystraszona.
– Z powodu slubu?
– Z powodu tego, ze wychodze za niewlasciwego faceta.
– Wstydu nie masz!
Myron pokrecil glowa.
Emily chciala cos dodac, ale zamilkla, jakby raptem uszlo z niej powietrze. Chcial, zeby sobie poszla, lecz spotkanie dawnej milosci zawsze wyzwala w czlowieku nostalgie. Rozposciera sie przed nim droga, ktora nie poszedl, wielki znak zapytania, perspektywa calkiem innego zycia, gdyby wszystko ulozylo sie nieco inaczej. Emily nic juz go nie obchodzila, lecz jej slowa wciaz bolesnie dotykaly jego przeszlosci, starych ran.
– Minelo czternascie lat – powiedziala cicho. – Czas skonczyc z ogladaniem sie za siebie.
Ile go kosztowalo „czysto fizyczne” zblizenie z nia tamtej nocy? Byc moze wszystko. Na pewno przekreslilo jego zyciowe marzenia.
– Masz racje – rzekl i odwrocil sie. – Zostaw mnie.
– Potrzebuje twojej pomocy.
Pokrecil glowa.
– Rzeczywiscie, czas skonczyc z ogladaniem sie za siebie.
– Napij sie ze mna kawy. Z dawna przyjaciolka.
Mial chec odmowic, ale przeszlosc okazala sie silniejsza. Skinal glowa, bojac sie odezwac. W milczeniu dojechali do kawiarni Starbucks i u barmana, niespelnionego aktora, bardziej aroganckiego niz sprzedawca w miejscowym sklepie z plytami, zamowili dwie wyszukane kawy. W kolomyjce siegania po odtluszczone mleko i slodzik doprawili je przy malym stoisku czym sie dalo i usiedli na metalowych krzeslach z za niskimi oparciami. Z glosnikow wylewalo sie reggae z kompaktu Jamaican Me Crazy.
Emily skrzyzowala nogi i lyknela kawy.
– Slyszales moze o anemii Fanconiego? – spytala.
Interesujacy poczatek rozmowy.
– Nie.
– To wrodzona anemia, ktora z czasem uszkadza szpik. Oslabia chromosomy.
Myron czekal na dalszy ciag.
– Wiesz cos o przeszczepach szpiku kostnego?
Pytania byly dziwne, ale postanowil odpowiadac szczerze.
– Co nieco. Znajomy chorowal na bialaczke i potrzebowal przeszczepu. W synagodze ogloszono apel do dawcow szpiku. Pojechalismy wszyscy na badania.
– „Wszyscy”, czyli…
– Mama, tata, cala moja rodzina. Win chyba tez.
Przechylila glowe.
– Co u niego?
– Nie zmienil sie.
– Wielka szkoda. Na uniwerku podsluchiwal, jak sie kochamy.
– Tylko kiedy spuszczalismy rolete i nie mogl nas podgladac.
Emily zasmiala sie.
– Nigdy mnie nie lubil.
– Bylas jego ulubienica.
– Naprawde?
– Co niewiele znaczy.
– Nie znosi kobiet.
– Nie ma nic przeciwko sypianiu z nimi. Ale jesli chodzi o stale zwiazki…
– Dziwak.
Jeszcze jaki.
Lyknela kawy.
– Klucze – wyznala.