– Zauwazylem.
– Co sie stalo z tym znajomym z bialaczka?
– Umarl.
Pobladla.
– Przykro mi. Ile mial lat?
– Trzydziesci cztery.
Znow lyknela kawy, obejmujac kubek dlonmi.
– A wiec figurujesz w panstwowym rejestrze dawcow szpiku? – spytala.
– Tak sadze. Oddalem krew i dostalem legitymacje dawcy.
Zamknela oczy.
– O co chodzi? – spytal.
– Anemia Fanconiego jest smiertelna. Jakis czas mozna z nia walczyc za pomoca hormonow i transfuzji krwi, ale jedynym ratunkiem jest przeszczep szpiku.
– Nie rozumiem. Chorujesz na to?
– Dorosli na to nie choruja.
Emily odstawila kawe i podniosla wzrok. Myron nie byl za dobry w czytaniu z oczu, lecz z jej oczu bol bil jasno jak neon.
– Tylko dzieci.
Jak na czyjs znak z glosnikow poplynela smutna melodia. Myron czekal na dalszy ciag. I szybko sie doczekal.
– Chory jest moj syn.
Przypomnial sobie wizyte w jej domu we Franklin Lakes, kiedy zniknal Greg, i chlopca, bawiacego sie z siostrzyczka na podworku. Bylo to ze dwa, trzy lata temu. Chlopiec mial wtedy dziesiec lat, a jego siostra z osiem. Greg i Emily toczyli wlasnie zazarta walke o przyznanie opieki nad dziecmi schwytanymi w bezpardonowa wymiane ciosow, z ktorej nikt nie wychodzi bez szwanku.
– Przykro mi – odparl.
– Musimy znalezc odpowiedni szpik.
– Myslalem, ze dawca szpiku staje sie z reguly ktos z rodzenstwa.
Rozejrzala sie szybko po kawiarni.
– W jednym przypadku na cztery – odparla i zamilkla.
– Ach tak.
– W panstwowym rejestrze znaleziono tylko trzech potencjalnych dawcow. Wyloniono ich na podstawie wstepnych badan antygenow krwinek bialych, zgodnosci A i B. Lecz dopiero pelne diagnostyczne badanie krwi i tkanek moze ustalic… – Znow urwala. – Wybacz te specjalistyczne szczegoly. Nie chcialam. Ale kiedy masz tak bardzo chore dziecko, zamykasz sie w szklanej kuli zargonu medycznego.
– Rozumiem.
– W kazdym razie pokonanie tej wstepnej bariery jest jak wygranie loteryjnego losu na drugie premiowe ciagnienie. Prawdopodobienstwo znalezienia odpowiedniego szpiku pozostaje jednak nikle. Bank krwi wzywa potencjalnych dawcow i przeprowadza badania, ale kiedy jest ich tylko trzech, szanse na to, zeby szpik ktoregos nadawal sie do przeszczepu, sa doprawdy niewielkie.
Myron skinal glowa, wciaz nie mogac pojac, czemu Emily mu to wszystko mowi.
– Mielismy szczescie. Szpik jednego z nich okazal sie zgodny ze szpikiem Jeremy’ego.
– Wspaniale.
– Niestety, jest pewien problem. – Emily usmiechnela sie krzywo. – Dawca zniknal.
– Jak to zniknal?
– Nie znam szczegolow. Rejestr dawcow jest utajniony. Nikt mi nie powie, co sie stalo. Trafilismy na dawce, a ten nagle sie wycofal. Od lekarza niczego sie nie dowiem. Jak mowilam, dane dawcow podlegaja ochronie.
– Moze ten ktos zmienil zdanie.
– No, to trzeba go zmusic, zeby zmienil je jeszcze raz, bo inaczej Jeremy umrze.
Wylozyla kawe na lawe.
– Jak myslisz, co sie stalo? Zaginal?
– Tak. Zaginal albo zaginela.
– Zaginal albo zaginela?
– Nie wiem nic o tej osobie. Nie znam jej wieku, plci, adresu. Ale z Jeremym na pewno nie bedzie lepiej, a szanse znalezienia na czas innego dawcy sa znikome. – Emily trzymala sie dzielnie, ale jej maska pozornego spokoju zaczela pekac. – Musimy znalezc tego czlowieka.
– I przyszlas z tym do mnie? Zebym go odszukal?
– Nikt nie mogl znalezc Grega, a ty i Win go znalezliscie. Kiedy zniknal, Clip zwrocil sie z tym do was. Dlaczego?
– To dluga historia.
– Nie taka dluga, Myron. Wyszkolono was do takich zadan. Jestescie dobrzy.
– Nie do takich spraw. Greg jest slawnym sportowcem. Mozna sie z tym zwrocic do mediow, wyznaczyc nagrody. Wynajac prywatnych detektywow.
– Juz to zrobilismy. Na jutro Greg zwolal konferencje prasowa.
– No i?
– To nic nie da. Powiedzielismy lekarce Jeremy’ego, ze choc to nielegalne, zaplacimy dawcy za szpik, ile zazada. Ale jest jeszcze cos. Boje sie, ze naglosnienie tej sprawy da wynik odwrotny do zamierzonego, na przyklad dawca ukryje sie jeszcze glebiej. Sama nie wiem.
– Co na to Greg?
– Malo ze soba rozmawiamy. A jezeli juz, to niezbyt milo.
– Czy wie o naszym spotkaniu?
Emily podniosla wzrok.
– Nienawidzi cie tak bardzo, jak ty jego. Moze nawet mocniej.
Myron uznal to za zaprzeczenie. Emily wpatrywala sie w jego twarz tak, jakby szukala w niej odpowiedzi.
– Nie moge ci pomoc, Emily – powiedzial.
Zareagowala na to jak na policzek.
– Wspolczuje ci – dodal – ale sam mam powazne problemy.
– Chcesz powiedziec, ze nie masz czasu?
– Nie o to chodzi. Detektyw prywatny ma wieksze szanse…
– Greg zdazyl wynajac czterech. Nie ustalili niczego, nawet nazwiska dawcy.
– Watpie, czy spisalbym sie lepiej.
– Chodzi o zycie mojego syna!
– Rozumiem to, Emily.
– Nie mozesz odlozyc na bok swojej niecheci do Grega i do mnie?
Nie byl tego pewien.
– Nie w tym rzecz – odparl. – Nie jestem detektywem, tylko agentem sportowym.
– Wczesniej ci to nie przeszkadzalo.
– I jak na tym wyszedlem? Ilekroc w cos sie wmieszam, konczy sie to katastrofa.
– Moj syn ma trzynascie lat!
– Przykro mi…
– Co mi po twoim wspolczuciu, do cholery! – Oczy Emily zmniejszyly sie, pociemnialy. Pochylila sie, zblizajac twarz do jego twarzy. – Policz sobie.
– Co? – spytal, zaskoczony.
– Jestes agentem. Znasz sie na rachunkach. Wiec policz.
Odsunal sie, jakby chcial zwiekszyc dystans.
– O czym ty mowisz?! – spytal.
– Jeremy ma urodziny osiemnastego lipca. Policz sobie.
– Co mam policzyc?