Potrzasnal glowa. Nie byl gotow, zeby o tym mowic.

– Sa jakies wiadomosci? – spytal.

– Nie tyle, ile bysmy chcieli.

– Win jest na gorze?

– Chyba juz pojechal do domu. – Esperanza wziela plaszcz. – Ja tez sie zbieram.

– Dobranoc.

– Gdyby zadzwonil Lamar…

– To cie zawiadomie.

Wlozyla plaszcz, strzasajac z kolnierza lsniaca fale czarnych wlosow. Myron wszedl do gabinetu i odbyl kilka rozmow, glownie poszukujac nowych klientow. Nie poszlo mu za dobrze.

Kilka miesiecy temu smierc przyjaciolki tak go zdolowala, ze – by uzyc skomplikowanego zargonu psychiatrycznego – odbilo mu. Nie drastycznie, nie zalamal sie nerwowo ani nie trafil na leczenie do zakladu. Po prostu uciekl na odludna karaibska wyspe z Terese Collins, piekna dziennikarka telewizyjna, ktorej nie znal. Nie powiedzial nikomu – Winowi, Esperanzie, mamie, tacie – dokad jedzie ani kiedy wroci.

Jak to ujal Win, odbilo mu, ale w dobrym stylu.

Zanim zmuszono go do powrotu, klienci jego firmy rozpierzchli sie w mroku nocy jak pomoce kuchenne podczas nalotu policji imigracyjnej. Niedawno on i Esperanza znow zaczeli dzialac, probujac wyrwac z letargu i ozywic zdychajaca agencje RepSport MB. Nie bylo to latwe zadanie. Przeciwnikami Myrona, mocno utykajacego chrzescijanina, bylo w tym biznesie tuzin wyglodnialych lwow.

Biuro RepSport MB miescilo sie w swietnym punkcie, na rogu Park Avenue i Czterdziestej Szostej Ulicy, w budynku firmy Lock-Horne, nalezacym do rodziny Wina, z ktorym Myron dzielil kiedys pokoj w akademiku, a obecnie mieszkanie. Stojacy w samym centrum wysokosciowiec zapewnial nieledwie oszalamiajacy widok na panorame Manhattanu. Myron pasl nia chwile wzrok, po czym spojrzal w dol na spieszace garnitury. Widok zaganianych ludzkich mrowek zawsze go przygnebial, a w glowie rozbrzmiewal refren piosenki Franka Zappy I to wszystko?

Obrocil sie do Sciany Klientow, tej ze zdjeciami sportowcow reprezentowanych przez RepSport MB, usianej nimi tak rzadko jak lysina wlosami po nieudanym przeszczepie. Pragnal, zeby znow mu zalezalo, ale – choc nie bylo to w porzadku wobec Esperanzy – nie wkladal w to serca. Chcial wrocic do biznesu, pokochac MB, znow poczuc glod sukcesu, lecz mimo ze bardzo sie staral wzniecic w sobie dawny ogien, ten nie chcial sie rozpalic.

Mniej wiecej godzine potem zadzwonila Emily.

– Doktor Singh jutro nie przyjmuje – oznajmila. – Ale mozesz ja zlapac podczas porannego obchodu.

– Gdzie?

– W Szpitalu Dzieciecym. Jest czescia Osrodka Medycznego Columbia Presbyterian na Sto Szescdziesiatej Siodmej Zachodniej. Dziewiate pietro, po stronie poludniowej.

– O ktorej?

– Obchod zaczyna sie o osmej.

– Dobrze.

– Wszystko w porzadku, Myron? – spytala Emily po chwili.

– Chce zobaczyc Jeremy’ego.

Zamilkla na kilka sekund.

– Jak juz powiedzialam, nie moge ci tego zabronic. Ale przespij sie z tym, dobrze?

– Chce go tylko zobaczyc – rzekl. – Nic nie powiem. Przynajmniej na razie.

– Mozemy o tym porozmawiac jutro?

– Oczywiscie.

Znow sie zawahala.

– Masz dostep do sieci, Myron?

– Tak.

– Mamy prywatny AI.

– Co?

– Adres internetowy. Robie zdjecia aparatem cyfrowym i umieszczam je na stronie. Dla moich rodzicow. W zeszlym roku przeniesli sie do Miami. Zagladaja na nia co tydzien. Zeby obejrzec zdjecia wnukow. Jezeli chcesz zobaczyc, jak wyglada Jeremy…

– Jaki to adres?

Wklepal adres do komputera. Przed polaczeniem sie z nim odlozyl sluchawke. Obrazy wylanialy sie powoli. Zabebnil palcami w biurko. Na gorze pojawil sie napis: CZESC, BABCIU I DZIADZIU. Pomyslal o rodzicach, ale odgonil te mysl.

Byly cztery zdjecia Jeremy’ego i Sary. Przelknal sline. Przesunal strzalke na fotografie chlopca i kliknal mysza, powiekszajac jego twarz. Staral sie oddychac rowno. Dluzszy czas wpatrywal sie w niego, nie rejestrujac zadnych szczegolow. W koncu zdjecie sie rozmazalo, na twarz Jeremy’ego nalozylo sie jego wlasne odbicie i obrazy sie polaczyly, tworzac optyczne echo nie wiadomo czego.

5

Zza drzwi dobiegly go okrzyki ekstazy.

Win – czyli Windsor Home Lockwood III – pozwalal mu chwilowo mieszkac w swoim apartamencie w Dakocie, na rogu Siedemdziesiatej Drugiej Zachodniej i Central Park West. Bogata przeszlosc tego charakterystycznego, szacownego nowojorskiego budynku calkowicie przycmila przed dwudziestoma laty smierc Johna Lennona. Wchodzac do Dakoty, musiales przejsc po miejscu, w ktorym Lennon wykrwawil sie na smierc. Przypominalo to deptanie po cudzym grobie, lecz Myron w koncu sie z tym oswoil.

Z zewnatrz piekna, mroczna Dakota przypomina nawiedzony dom na sterydach. Wiekszosc apartamentow, wlacznie z mieszkaniem Wina, ma metraz wiekszy niz niejedno ksiestwo europejskie. W zeszlym roku, po spedzeniu calego zycia z mama i tata w podmiejskim domu, Myron wyprowadzil sie ze swojej piwnicy i zamieszkal z ukochana Jessica na jej poddaszu w SoHo. Byl to ogromny postep, pierwszy znak, ze po blisko dziesieciu latach znajomosci Jessica jest gotowa do – uff! – powaznego zwiazku. Tak wiec kochankowie zlaczyli dlonie i skoczyli na gleboka wode wspolnego zycia. Lecz jak to czesto bywa z takimi skokami, skonczylo sie na glosnym plusku.

Z mieszkania dobiegly nowe okrzyki ekstazy.

Myron przytknal ucho do drzwi. Okrzyki, owszem, ale i melodia. Uznal, ze nie jest to spektakl na zywo. Przekrecil klucz i pchnal drzwi. Okrzyki dobiegaly z pokoju telewizyjnego. Win nigdy w nim, hm, nie filmowal. Myron westchnal i przekroczyl portal.

Win, z blond lokami przedzielonymi z precyzja, z jaka starsze panie dziela miedzy siebie rachunek za lunch, i cera koloru bialej porcelany, z leciutkimi golfowymi rumiencami na policzkach, ubrany w swoj tradycyjny stroj bialego burzuja: spodnie khaki, koszula w kolorze tak klujacym w oczy, ze dalo sie na nia patrzec tylko przez dziurke srednicy szpilki, i mokasyny wlozone na bose stopy, siedzial w nieosiagalnej dla zwyklego mezczyzny pozycji lotosu, z nogami zaplecionymi w precel. Jego palce wskazujace i kciuki tworzyly kolka, a dlonie spoczywaly na kolanach. Japiszonski zen. Zderzenie starej Europy ze starozytnym Wschodem. Przyjemny zapach grubej forsy zmieszany z ciezkim zapachem azjatyckiego kadzidla.

Win wciagnal powietrze, liczac do dwudziestu, zatrzymal je w srodku, a potem, liczac do dwudziestu, wypuscil je. Medytowal przy tym, a jakze, ale na swoj sposob. Nie wsluchiwal sie, na przyklad, w kojace odglosy przyrody ani dzwoneczki. Wolal to robic przy sciezkach dzwiekowych pornosow z lat siedemdziesiatych, ktore brzmialy tak, jakby marny nasladowca Jimmy’ego Hendriksa wydobywal jekliwe la-la z elektrycznego kazoo. Wystarczylo chwile ich posluchac, by natychmiast zapragnac zastrzyku z antybiotykow.

Na dodatek nie zamykal oczu. Nie wyobrazal sobie jelenia pijacego wode z szemrzacego strumyka, lagodnego wodospadu w oprawie z zielonego listowia, nic z tych rzeczy. Oczy wlepial w ekran telewizora, a konkretnie w nakrecone przez siebie tasmy wideo ze zbieranina pan miotanych namietnosciami.

Myron wszedl do pokoju. Win powstrzymal go gestem, rozwijajac jedno „o” w plaska dlon, a potem uniosl palec wskazujacy na znak, ze potrzebuje jeszcze chwili. Myron odwazyl sie zerknac na ekran, ujrzal wijace sie

Вы читаете Najczarniejszy strach
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату