– Byla takim wesolym dzieckiem – powiedziala wolno, zapatrzona w dal, przebierajac w palcach paciorki rozanca. – Z jej twarzy nie schodzil usmiech. Taki cudowny, szczesliwy. Opromienial wszystko, kazdy pokoj, do ktorego wchodzila. Ty i Edward… coz, miewaliscie humory. Ale Kathy? Usmiechala sie do wszystkiego i wszystkich. Pamietasz?
– Tak. Pamietam.
– Twoj ojciec zartowal, ze jest urodzona entuzjastka. – Carol zasmiala sie na to wspomnienie. – Nic nie moglo jej zniechecic. – Smiech uwiazl jej w gardle. – Oprocz mnie.
– Kathy cie kochala, mamo.
Carol westchnela gleboko, a piers zafalowala jej, jakby westchnienie kosztowalo ja wiele wysilku.
– Bylam surowa wobec was, corek. Chyba za surowa. Staroswiecka.
Jessica nie odpowiedziala.
– Po prostu nie chcialam, zebys ty i siostra…
– Zebysmy co?
Carol opuscila glowe, potrzasnela nia. Jej palce szybciej zaczely przebierac paciorki rozanca.
– Mialas racje, Jessico – odezwala sie dopiero po dluzszej chwili. – Kathy sie zmienila.
– Kiedy?
– W klasie maturalnej.
– Co sie stalo?
Do oczu Carol naplynely lzy. Probowala sklecic slowa, bezradnie gestykulujac rekami.
– Jej usmiech… – ramiona jej drgnely -…pewnego dnia zniknal.
– Dlaczego?
Carol Culver otarla oczy. Drzala jej dolna warga. Jessica byla sercem z matka, ale z jakiegos powodu na wiecej mogla sie zdobyc. Siedziala i patrzyla na jej cierpienie dziwnie obojetnie, jak na wyciskacz lez w kablowce, nadawany poznym wieczorem.
– Nie chce cie ranic – zapewnila. – Chce tylko odnalezc siostre.
– Wiem, kochanie.
– Zmiana w zachowaniu Kathy ma na pewno zwiazek z jej zniknieciem.
– Moj Boze!
Matka sie zgarbila.
– Wiem, ze to boli – powiedziala Jessica. – Jezeli udaj nam sie odnalezc Kathy, jezeli odkryjemy, kto zabil tate…
Carol poderwala glowe.
– Twojego ojca zabil jakis bandzior.
– Nie wierze. Mysle, ze te sprawy sa powiazane. Znikniecie Kathy, zamordowanie taty i cala reszta.
– Ale… jak?
– Jeszcze nie wiem, Dowiem sie z pomoca Myrona.
Zabrzeczal dzwonek.
– To wuj Paul – domyslila sie Carol i ruszyla do drzwi?
– Mamo?
Carol zatrzymala sie, ale nie odwrocila glowy.
– Co tu sie dzieje? Czego boisz mi sie powiedziec?
Dzwonek znow sie odezwal.
– Musze otworzyc – odparla Carol Culver i szybko zeszla j po schodach.
– Wiec Frank Ache chce cie zabic – rzekl Win.
Myron skinal glowa.
– Na to wyglada.
– Szkoda.
– Gdybyz tylko mnie znal. Wiedzial, jaki jestem naprawde.
Siedzieli w pierwszym rzedzie na stadionie Tytanow. Z dobroci serca Otto zgodzil sie, zeby Christian trenowal. Z dobroci serca i dlatego, ze doswiadczony rozgrywajacy Neil Decker spisywal sie tragicznie.
Poranny trening skladal sie z mnostwa szybkich sprintow i cwiczenia zagrywek. Za to popoludniowy przyniosl niespodzianke. Gracze, rzecz niemal nieslychana o tej porze roku, wyszli w pelnym rynsztunku.
– Frank Ache to niemily typ – rzekl Win.
– Lubi katowac zwierzeta.
– Slucham?
– Moj znajomy znal go jako podrostka. Ulubiona rozrywka Franka Ache’a bylo polowanie na koty i psy i rozwalanie im lbow palka do bejsbola.
– To na pewno robilo wrazenie na dziewczetach. Myron skinal glowa.
– Wnosze, ze zechcesz skorzystac z moich niezrownanych uslug.
– Tak, przez kilka dni.
– Pysznie. Czy slusznie tez wnosze, ze masz jakis plan?
– Pracuje nad nim. Zapamietale.
Na boisko wbiegl Christian. Poruszal sie bez wysilku, jak wielcy sportowcy. Dolaczyl do grupy naradzajacych sie futbolistow, odszedl od nich i zblizyl sie do linii wznowienia gry.
– Pelny kontakt! – krzyknal trener. Myron spojrzal na Wina.
– Nie podoba mi sie to – powiedzial.
– Co?
– Pelny kontakt pierwszego dnia.
Christian wywolal numery graczy, po kilku zagrzewajacych okrzykach dostal pilke i cofnal sie, zeby ja podac.
– Cholera! – zaklal Myron.
Christian za pozno dostrzegl, ze szarzuje na niego Tommy Lawrence, obronca Tytanow, przez nikogo nie blokowany wybrany w zeszlym sezonie do druzyny gwiazd. Tommy wbil sie kaskiem w mostek Christiana i obalil go na ziemie. Taki atak nie uszkadza ciala, ale jest piekielnie bolesny. Dwaj inni obroncy zwalili sie na nich.
Christian wstal, krzywiac sie z bolu i trzymajac sie za klatke piersiowa. Nikt mu nie pomogl.
Myron zerwal sie z fotela.
– Usiadz – powstrzymal go Win, krecac glowa.
Po schodach zszedl na dol ze swoja swita Otto Burke.
Myron spojrzal na niego groznie, na co Otto usmiechnal sie promiennie i kilka razy cmoknal.
– Sprzedalem wielu znanych repow, zeby go miec w zespole – powiedzial. – Widac na niektorych nie zrobi wrazenia.
– Usiadz, Myron – powtorzyl Win.
Christian, utykajac, powrocil do grupy. Oglosil nastepna zagrywke i podszedl do linii wznowienia. Sprawdziwszy szyki obronne, wywolal numery, dostal pilke od srodkowego i cofnal sie. Szarzujacy Tommy Lawrence znow bez przeszkod ominal lewego obronce. Christian zamarl. Tommy skoczyl na niego jak pantera, z rekami wyciagnietymi do bezpardonowego chwytu. Christian zareagowal w ostatniej chwili. Byl to drobny ruch, lekki unik, ale wystarczyl, zeby Tommy minal go w locie i wyladowal na ziemi. Christian zamachnal sie pilka i poslal petarde – przez cale boisko.
– Hej, Otto! – zawolal usmiechniety Myron.
– Co?
– Pocaluj mnie w jajecznice.
Otto usmiechal sie dalej. Myron zastanawial sie, jak mozliwe. Czyzby usta zastygly mu tak, jak dzieciakom karconym przez mamy za robienie min?
– Pocaluj mnie w jajecznice? – zdziwil sie Win.
– To moj hold dla kelnerki Flo z
– Ogladasz za duzo telewizji.
– Wiesz, o kim ciagle mysle?
– O kim?
– O Garym Gradym.