mozna bylo podsumowac jednym zdaniem: To, ze nie zrobiles nic zlego, to nie powod, by zakladac, ze nie masz klopotow. Lepiej postepowac, przyjmujac takie zalozenie.
– Chcemy, zeby poszedl pan z nami – powiedziala Loren Muse.
– Moge spytac, o co chodzi?
– Nie zajmiemy panu duzo czasu.
– Mam bilety na mecz Knickersow.
– Postaramy sie nie zaklocic panskich planow.
– Na trybunie. – Zerknal na Lance’a Bannera. – W lozy honorowej.
– Odmawia pan?
– Czy jestem aresztowany?
– Nie.
– Zatem zanim zgodze sie pojsc z wami, chcialbym wiedziec, o co chodzi.
Tym razem Loren Muse nie wahala sie.
– Chodzi o Aimee Biel.
Bach. Powinien to przewidziec, ale nie przewidzial. Myron wzdrygnal sie.
– Czy nic sie jej nie stalo?
– Moze jednak pojdzie pan z nami?
– Pytalem, czy…
– Slyszalam, panie Bolitar. – Odwrocila sie plecami do niego i ruszyla w kierunku wyjscia. – Moze pojdzie pan z nami, zebysmy mogli to szerzej omowic?
Lance Banner prowadzil. Loren Muse siedziala obok niego. Myron usiadl z tylu.
– Czy nic sie jej nie stalo? – zapytal ponownie.
Nie zamierzali odpowiedziec. Myron wiedzial, ze specjalnie graja mu na nerwach, ale nic go to nie obchodzilo. Chcial dowiedziec sie, co z Aimee. Wszystko inne nie bylo wazne.
– Powiedzcie, na milosc boska.
Cisza.
– Widzialem ja w sobote w nocy. Wiecie juz o tym, prawda?
Nie odpowiadali. Wiedzial dlaczego. Na szczescie jazda nie trwala dlugo. To wyjasnialo ich milczenie. Chcieli miec jego zeznanie na tasmie. Zapewne milczenie przychodzilo im z najwyzszym trudem, ale wkrotce znajda sie w pokoju przesluchan i beda mogli wszystko nagrac.
Wjechali do podziemnego parkingu i poprowadzili Myrona do windy. Wjechali na osme pietro. Znajdowali sie w siedzibie sadu okregowego w Newark. Myron juz tu kiedys byl. Zaprowadzili go do pokoju przesluchan. Nie dostrzegl okna ani lustra weneckiego. To oznaczalo, ze jest tam zainstalowana kamera.
– Czy jestem aresztowany? – zapytal.
Loren Muse przechylila glowe na bok.
– Dlaczego pan tak przypuszcza?
– Nie probujcie ze mna takich gierek.
– Prosze usiasc.
– Sprawdziliscie juz moje referencje? Zadzwoncie do Jake’a Courtera, szeryfa z Reston. Poreczy za mnie. Paru innych rowniez.
– Dojdziemy do tego za chwile.
– Co sie stalo Aimee Biel?
– Ma pan cos przeciwko temu, ze bedziemy filmowali te rozmowe? – zapytala Loren Muse.
– Nie.
– Zechce pan podpisac oswiadczenie?
W ten sposob zrzekal sie prawa do korzystania z Piatej Poprawki. Myron wiedzial, ze nie powinien tego podpisywac – przeciez byl prawnikiem, do licha – ale nie zwazal na to. Serce walilo mu jak mlot. Cos sie stalo Aimee. A oni mysla, ze on cos o tym wie albo jest w to zamieszany. Im szybciej to wyjasnia i wyeliminuja go z kregu podejrzanych, tym lepiej dla Aimee.
– W porzadku – rzekl. – Co sie stalo Aimee?
Loren Muse rozlozyla rece.
– A kto powiedzial, ze cos jej sie stalo?
– Pani to powiedziala, Muse. Kiedy zatrzymaliscie mnie na lotnisku. Powiedziala pani, ze chodzi o Aimee Biel. A poniewaz, chociaz nie chce sie chwalic, mam niesamowicie rozwinieta umiejetnosc dedukcji, doszedlem do wniosku, ze dwoje detektywow nie zatrzymuje mnie, mowiac, ze chodzi o Aimee Biel, poniewaz zula gume balonowa na lekcji. Nie, wydedukowalem, ze cos jej sie stalo. Tak wiec nie wykrecajcie sie, poniewaz mam ten dar.
– Skonczyl pan?
Owszem. Kiedy sie denerwowal, zaczynal mowic. Loren Muse wyjela dlugopis. Na stole lezal juz notatnik. Lance Banner stal i milczal.
– Kiedy po raz ostatni widzial pan Aimee Biel? Wiedzial, ze nie ma sensu znow pytac, co jej sie stalo. Muse zamierzala rozegrac to po swojemu.
– W sobote w nocy.
– O ktorej?
– Mniej wiecej pomiedzy druga a trzecia.
– Zatem raczej w niedziele rano, a nie w sobote?
Myron powstrzymal sarkastyczna uwage.
– Tak.
– Rozumiem. Gdzie widzial ja pan po raz ostatni?
– W Ridgewood w New Jersey. Zapisala to w notatniku.
– Adres?
– Nie znam.
Przestala notowac.
– Nie zna pan?
– Zgadza sie. Bylo pozno. Pokazywala mi droge. Jechalem tam, gdzie prosila.
– Rozumiem. – Usiadla wygodniej i odlozyla dlugopis. – Moze opowie nam pan wszystko od poczatku?
Drzwi za nimi sie otworzyly. Wszyscy troje odwrocili glowy. Hester Crimstein weszla do pokoju, glosno tupiac. Przez moment nikt sie nie poruszal i nie odzywal.
Hester odczekala dwie sekundy, rozlozyla rece, wysunela prawa stope do przodu i zawolala:
– Ta-da!
Loren Muse uniosla brwi.
– Hester Crimstein?
– Znamy sie, kochaniutka?
– Poznaje pania z telewizji.
– Z przyjemnoscia dam pani pozniej autograf. A teraz chce, zebyscie wylaczyli kamere i oboje… – wskazala na Lance’a Bannera i Loren Muse – opuscili ten pokoj, zebym mogla porozmawiac z moim klientem.
Loren wstala. Patrzyly sobie w oczy, obie byly tego samego wzrostu. Hester miala krecone wlosy. Loren probowala zmiazdzyc ja wzrokiem. Myron o malo co nie parsknal smiechem. Niektorzy twierdzili, ze slawna adwokat Hester Crimstein jest jadowita jak grzechotnik, ale wiekszosc uwazala, ze grzechotnik to przy niej pryszcz.
– Poczekaj – powiedziala Hester do Loren – chwileczke.
– Slucham?
– Zaraz posikam sie ze strachu.
– Hester… – mitygowal Myron.
– A ty siedz cicho. – Hester przeszyla go wzrokiem i zacmokala. – Podpisales zrzeczenie i rozmawiales z policja bez swojego adwokata. Jestes nacpany?
– Nie jestes moim adwokatem.
– Cicho siedz, powiedzialam.
– Sam bede swoim adwokatem.