popielatoszare wlosy odrobine posiwialy na skroniach, ale nadal byl supersamcem. Patrycjuszowska szczeka, idealny ksztalt nosa, nieskazitelnie rowny przedzialek – wprost cuchnal kasta uprzywilejowanych, irytujac bialymi bucikami i opalenizna z pola golfowego.
– Szesc i osiem dziesiatych – powiedzial. – Zaokraglijmy do siedmiu.
– Przepraszam?
Win wyciagnal reke, dlonia w dol, i poruszyl nia znaczaco.
– Twoja pani Wilder. W lekkim zaokragleniu dalbym jej siodemke.
– O rany, to naprawde cos. Skoro wychodzi z twoich ust. Wrocili do domu i usiedli w gabinecie. Win zalozyl noge na noge, pokazujac zawsze nienaganne kanty spodni. Mial wyniosla mine, ktora na stale goscila na jego twarzy. Wygladal na rozpieszczonego, zepsutego mieczaka – jesli ktos patrzyl tylko na jego twarz. Jednak jego cialo opowiadalo zupelnie inna historie. Bylo muskularne i zylaste, nie tyle przypominajace napieta sprezyne, ile mocno skrecony zwoj drutu kolczastego.
Zlozyl dlonie, stykajac je czubkami palcow. Ten gest pasowal do Wina.
– Moge cie o cos spytac?
– Nie.
– Dlaczego z nia jestes?
– Zartujesz, prawda?
– Nie. Po prostu chce wiedziec, co takiego widzisz w pani Ali Wilder.
Myron potrzasnal glowa.
– Wiedzialem, ze nie powinienem cie zapraszac.
– Ach, ale zaprosiles. Pozwol wiec, ze rozwine moja wypowiedz.
– Prosze, nie rob tego.
– Na studiach byla to rozkoszna Emily Downing. Potem, oczywiscie, twoja bratnia dusza przez ponad dziesiec lat, zmyslowa Jessica Culver. Byl tez krotki romans z Brenda Slaughter, a takze, ostatnio, namietnosc do Terese Collins.
– Czy chcesz mi cos powiedziec?
– Chce. – Win rozlozyl dlonie i znow je zlozyl. – Co laczy te wszystkie kobiety, twoje byle milosci?
– Ty mi to powiedz – rzekl Myron.
– Jedno slowo: uroda.
– To ma byc to slowo?
– Gorace sztuki – ciagnal Win swym snobistycznym tonem. – Jedna w druga. W skali od jednego do dziesieciu ocenilbym Emily na dziewiec. I bylaby to najnizsza ocena. Uroda Jessiki tak bila po oczach, ze wychodzila poza skale. Terese Collins i Brendzie Slaughter dalbym prawie dziesiec.
– I jako ekspert…
– Dalbym jej najwyzej siedem – dokonczyl za niego Win.
Myron tylko pokrecil glowa.
– Dlatego powiedz mi, prosze – rzekl Win – co cie w niej tak pociaga?
– Pytasz powaznie?
– Owszem.
– No coz, mam dla ciebie wiadomosc, Win. Przede wszystkim, chociaz to nieistotne, nie zgadzam sie z twoja ocena.
– Ach tak? Ile wiec dalbys pani Wilder?
– Nie zamierzam o tym z toba dyskutowac. Jednak powiem ci cos. Ali ma ten rodzaj urody, ktory docenia sie z czasem. Z poczatku uwazasz, ze jest dosc atrakcyjna, ale kiedy lepiej ja poznasz…
– Ba.
– Ba?
– Dorabiasz teorie do faktow.
– No coz, mam dla ciebie jeszcze jedna wiadomosc. Wyglad nie jest najwazniejszy.
– Ba.
– Znow to ba?
Win ponownie zlaczyl czubki palcow.
– Zagrajmy w taka gre. Ja powiem jakies slowo. Ty powiesz mi, z czym ci sie ono skojarzylo.
Myron zamknal oczy.
– Nie wiem, dlaczego dyskutuje z toba o sprawach sercowych. To jak rozmawiac z gluchym o Mozarcie.
– Tak, bardzo zabawne. Oto pierwsze slowo. A wlasciwie dwa. Powiedz mi, z czym ci sie kojarzy: Ali Wilder.
– Cieplo – rzekl Myron.
– Lgarz.
– No dobrze, chyba powinnismy zakonczyc ta rozmowe.
– Myronie?
– Co?
– Kiedy ostatni raz probowales kogos uratowac?
Jak zwykle przed oczami Myrona w stroboskopowych rozblyskach przemknelo szereg twarzy. Probowal o nich zapomniec.
– Myronie?
– Nie zaczynaj – powiedzial cicho Myron. – Dostalem nauczke.
– Naprawde?
Teraz myslal o Ali, o tym cudownym usmiechu i szczerej twarzy. Myslal o Aimee i Erin w swoim dawnym pokoju w suterenie, a takze o obietnicy, ktora na nich wymusil.
– Ali nie potrzebuje ratunku, Myronie.
– Myslisz, ze o to mi chodzi?
– Kiedy wymawiam jej imie, z czym ci sie ono kojarzy?
– Z cieplem – powtorzyl Myron.
Jednak tym razem nawet on wiedzial, ze to klamstwo.
Szesc lat.
Tyle czasu minelo, od kiedy Myron ostatnio odgrywal superbohatera. Przez tych szesc lat nikogo nie uderzyl. Nie mial w reku broni, nie mowiac juz o strzelaniu z niej. Nikomu nie grozil i jemu nie grozono. Nie zartowal z wykarmionymi sterydami miesniakami. Nie wzywal Wina, nadal najbardziej przerazajacego czlowieka, jakiego znal, zeby dal mu wsparcie lub wyciagnal go z tarapatow. Przez tych szesc lat zaden z jego klientow nie zostal zamordowany – co w jego interesie bylo prawdziwym sukcesem. Zaden nie zostal postrzelony ani aresztowany – no, oprocz tego oskarzenia o prostytucje w Las Vegas, ale Myron nadal twierdzil, ze to byla prowokacja. Zaden z jego klientow, znajomych czy bliskich nie zaginal.
Myron dostal nauczke.
Nie pchaj nosa w nie swoje sprawy. Nie jestes Batmanem, a Win nie jest psychopatycznym Robinem. Owszem, w czasach gdy bawil sie w bohatera, Myron uratowal kilka niewinnych osob, w tym swoje dziecko. Jeremy, jego syn, mial teraz dziewietnascie lat – w to tez Myronowi trudno bylo uwierzyc – i odbywal sluzbe wojskowa w jakims blizej nieokreslonym miejscu na Bliskim Wschodzie.
Jednak i tutaj Myron wyrzadzil szkody. Spojrzcie, co stalo sie z Duane, Christianem, Gregiem, Linda i Jackiem… A przede wszystkim – o czym Myron nie mogl zapomniec – z Brenda. Wciaz czesto chodzil na jej grob. Moze i tak by zginela, nie wiadomo. Moze to nie byla jego wina.
Zwyciestwa szybko przemijaja. Kleski i umarli zostaja z toba, klepia cie w ramie, ida z toba krok w krok, nawiedzaja w snach.
Tak czy inaczej Myron pogrzebal swoj kompleks bohatera. Przez szesc ostatnich lat jego zycie bylo spokojne, normalne, przecietne – nawet nudne.
Pozmywal naczynia. Pomieszkiwal w Livingston w stanie New Jersey, w tym samym miescie – a nawet w tym samym domu – w ktorym sie wychowal. Jego rodzice, ukochani Ellen i Alan Bolitarowie, przed piecioma laty wyemigrowali stad i wrocili w swoje rodzinne strony na poludniu Florydy. Myron kupil ich dom, traktujac to jako inwestycje (i to dobra), a takze po to, zeby rodzice mieli gdzie sie zatrzymac, gdy przyjada tu na kilka cieplejszych